Rozdział 12

5.7K 367 2
                                    

Luke zostawił mnie pod małym centrum handlowym. Zgodnie z myślą weszłam do sklepu z kosmetykami. Jak na komendę pojawiła się obok mnie kobieta z pytaniem czy mi w czymś nie pomóc. Hm, czemu nie - pomyślałam.

- Szukam czegoś do makijażu - powiedziałam.

- Szuka pani czegoś konkretnego? - zapytała sprzedawczyni z profesjonalnym uśmiechem na twarzy.

- Szczerze mówiąc to nie wiem od czego zacząć, nigdy wcześniej się nie malowałam - dodałam z przepraszającym uśmiechem.

- Rozumiem, proszę zatem pozwolić, że pomogę.

I tak minuty zamieniły się w prawie dwugodzinny wykład, przerywany momentami wizytą innych klientów sklepu. Po wszystkim byłam dumną posiadaczką czarnego tuszu do rzęs, delikatnej koralowej - cokolwiek to znaczy - pomadki i różu do policzków, w którym, tu cytat "będzie pani wyglądać pięknie i świeżo". Ponadto, moja wiedza dotycząca kosmetyków do makijażu była wyjątkowo pogłębiona. Dodatkowo, do całego zestawu dokupiłam perłowy lakier do paznokci, zestaw dziwnych pędzli i piękne perfumy o delikatnym zapachu jaśminu. Tak się rozkręciłam, że po wyjściu z drogerii, weszłam wprost do sklepu z ubraniami. Tu niesiona fantazją kupiłam dwie sukienki. Z obu byłam niezmiernie zadowolona, a pani która mnie obsługiwała, namówiła mnie jeszcze na zakup baletek. Chciała, żebym wzięła wzór kwiatowy, jednak było to już, nawet jak na mnie zbyt dużo. Kupiłam więc baletki, ale czarne. Pomyślałam, że dzięki temu założę je do większej ilości ubrań. Wyszłam z galerii i dopiero wtedy zaczęłam się zastanawiać jak wrócę do domu. Byłam od niego spory kawałek. Z samochodem, nie był to problem, ale bez niego... Zebrałam wszystkie swoje pakunki i ruszyłam w stronę pobliskiego przystanku autobusowego. Niestety nie potrafiłam odnaleźć się w rzędach cyferek i nazw ulic, więc usiadłam i bezradnie zwiesiłam głowę.

- Jakiś problem madame? - usłyszałam.

- Robert! - wykrzyknęłam z ulgą.

Obok mnie w aucie siedział Robert i jakaś dziewczyna, okulary przeciwsłoneczne na jego nosie dały mi jasno do zrozumienia, że jest jeszcze w stanie wskazującym na spożywany dzień wcześniej alkohol.

- Co tu robisz? - zapytał z uśmiechem i wymownie spojrzał na kilka pakunków walających się pod moimi nogami.

- Usiłuję wrócić do domu - powiedziałam również się śmiejąc. Ten człowiek miał magiczną moc wprawiania mnie w dobry nastrój.

- A gdzie Luke? - dodał.

- Pojechał rano do domu - odrzekłam i pożałowałam tego. Uśmiech na twarzy Roberta rozszerzył się jeszcze bardziej, a ja wiedziałam, że zaraz usłyszę jakąś dwuznaczną odpowiedź.

- Oo, a myślałem, że miał cię tylko odwieźć do domu i wrócić do siebie - powiedział zsuwając okulary na brzeg nosa i szczerząc do mnie zęby.

- Niby tak, ale sprawy się nieco skomplikowały - dodałam. Wiedziałam o czym pomyśli Robert, ale wolałam to, niż tłumaczenie prawdziwego powodu, dla którego Luke został wczoraj u mnie.

- Cóż, widać był pierwszy i muszę usunąć się w cień, ale pozwoli pani, że odwiozę ją do domu? - powiedział z powagą na twarzy, czym rozbawił mnie jeszcze bardziej.

- Jasne i dziękuję. Nie wiem jak długo zajęłoby mi dojście tam pieszo - poczułam ogromną ulgę, sadowiąc się na tylnym siedzeniu auta.

- Pozwól, że przedstawię. To Samantha, moja młodsza siostra - powiedział Robert, przedstawiając mi swoją siostrę. To zapewne o niej mówił mi poprzedniego wieczoru.

- Hej, jestem Elli - powiedziałam do dziewczyny siedzącej za kierownicą.

- A ja Sam, miło mi - dziewczyna odwzajemniła uprzejmość, po czym zapytała - gdzie cię podrzucić? Pierwszy odezwał się Robert.

TestamentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz