Rozdział 14

4.8K 364 2
                                    

Ocknęłam się na środku leśnej ścieżki. Nade mną pochylał się jakiś facet, a obok niego stała wystraszona kobieta.

- Nic ci nie jest dziecko - zapytał, pomagając mi podnieść się.

- Nie, nie. Dziękuję - rzekłam uśmiechając się słabo.

- Może chcesz napić się wody, albo usiąść - wskazał mi miejsce pod dębem, który przed chwilą widziałam w swojej... wizji? Przypomniałam sobie ciała zastrzelonych w tym miejscu mężczyzn i ze strachem pokręciłam głową.

- Muszę już iść, dziękuję - oddaliłam się w stronę domu Luke'a zostawiając zdziwionych i wystraszonych spacerowiczów za sobą.

Po około kwadransie byłam na miejscu. Luke grzebał coś przy samochodzie, więc nie słyszał, że nadchodzę. Byłam tak skołowana wydarzeniami sprzed kilku godzin i z przed chwili, że bez zastanowienia podeszłam i przytuliłam Luke'a. Stał tyłem więc niechcący go wystraszyłam.

- Jezu, Ell - powiedział, podskakując wystraszony.

Nie odpowiedziałam, tylko tuliłam się dalej.

- Ell, co się stało - odezwał się ponownie.

- Cii - powiedziałam, rozkoszując się chwilą bezpieczeństwa w jego ramionach. Staliśmy w bezruchu kilka minut, po czym Luke odsunął mnie od siebie, starając się zajrzeć mi w oczy.

- Elisa, co się stało - ponowił pytanie, ale tym razem wyczułam nutkę niecierpliwości w jego głosie. Westchnęłam i opowiedziałam mu wydarzenia, które mnie spotkały.

- Myślę, że to był nieżyjący Blackwood. No wiesz, ten o którym mi opowiadałeś, a ta kobieta, której ducha widziałam, myślę, że to była jego żona - dokończyłam swoją opowieść.

Luke patrzył na mnie przez chwilę, potem złapał moją rękę i pociągnął mnie w stronę starego młyna stojącego nieopodal.

- Chodź, chcę ci coś pokazać - powiedział.

Dotarłszy na miejsce weszliśmy do środka. W środku nic nie wskazywało na to, że budynek, w którym się znajdujemy jest młynem. Wyglądał raczej, jak elegancko urządzone miejsce spotkań. Tyle, że teraz zniszczone upływem czasu. Można tu było znaleźć stół, krzesła, fotele i inne rzeczy wyposażenia domowego. Rozejrzałam się dookoła, ale nie wiedziałam po co tu przyszliśmy. Spojrzałam więc pytająco na Luke'a, a on wskazał miejsce tuż za moimi plecami. Odwróciłam się w stronę, w którą patrzył. Na ścianie wisiał stary zakurzony portret. Przedstawiał dwóch mężczyzn i dwie kobiety. Wszyscy ubrani na czarno. Kobiety siedziały na huśtawce, trzymając na kolanach te same, grube księgi, a tuż za nimi z dłońmi na ich ramionach stali mężczyźni. Dwaj jeźdźcy z mojej wizji! Jedna z kobiet miała na sobie moją bransoletę. Podeszłam bliżej i zauważyłam, że kobieta z bransoletą, to ta sama kobieta, której ducha widziałam dziś nad ranem. Jakby tego było mało, miejsce przedstawione na portrecie okazało się być huśtawką stojącą przed moim domem. Portret wyglądał upiornie. Nic dziwnego, że ludzie w miasteczku tak na mnie reagowali... Odwróciłam się do Luke'a i zdjęłam bluzę, którą miałam na sobie. Pokazałam mu ślady odmrożeń na ramionach.

- Boże drogi, Ell - powiedział przerażony.

- Muszę porozmawiać z twoja babcią Luke. Wiem, że ona nie chce poruszać tych tematów, tak samo jak ty, ale to zaczyna się robić niebezpieczne - powiedziałam.

- Jasne, rozumiem - powiedział, kiwając głową.

- W takim razie chodźmy - dodałam.

Babcia Luke'a siedziała w fotelu bujanym czytając pismo o zielarstwie. Usiedliśmy na przeciw niej.

- Dzień dobry - powiedziałam. Staruszka spojrzała na mnie zza okularów, po czym odłożyła gazetę uprzednio zaznaczając miejsce, w którym skończyła czytać. Luke usiadł obok mnie. Wiedziałam, że jego też męczą pytania i domysły.

- Dzień dobry Eliso - odezwała się po chwili.

- Kilka tygodni temu otrzymałam od babci list - zaczęłam. Kobieta uniosła brwi w geście zdziwienia.

- List? Od nieżyjącej babci? - spytała, nie rozumiejąc.

- Prawnik babci mi go dostarczył - pośpieszyłam z wyjaśnieniem.

- Ach tak - dodała Elizabeth, jakby nagle coś zrozumiała.

- Babcia pisała w nim, że dużo rzeczy w moim życiu ulegnie zmianie, nie do końca rozumiałam o co jej chodziło, chociaż mam wrażenie, że miała na myśli to co dzieje się teraz. Napisała również, że w razie pytań miałam zgłosić się do ciebie, że wszystko mi wyjaśnisz. Luke wspominał, że się przyjaźniłyście. Nie rozumiem twojej wrogości wobec mnie i tego, że ciągle mnie ignorujesz, gdy tu jestem lub nakłaniasz mnie do wyjazdu, chociaż sama dałaś mi swoją wizytówkę - mówiłam coraz szybciej. Poczułam dłoń Luke'a na swojej. Chciał dodać mi otuchy, gdy ja mówiłam nieprzerwanym potokiem słów.

- Nikt nie chce mi nic powiedzieć, a w moim domu dzieją się dziwne rzeczy, ludzie mówią straszne historie na mój temat, a ja nie wiem co robić - ostatnie zdania powiedziałam prawie błagalnym tonem.

Elizabeth popatrzyła na mnie uważnie i przymknęła oczy.

- Margaret prosiła mnie bym wyjaśniła ci wszystko. Nie chciałam, ale obiecałam że spełnię jej prośbę. Luke, czy możesz zostawić nas same? - zapytała po chwili.

- Nie babciu, wybacz, ale zostanę tu, bo też chcę to usłyszeć - odparł z naciskiem.

Kobieta przyglądała mu się przez chwilę, po czym skinęła głową na znak zgody.

- Dobrze opowiem wam wszystko - skapitulowała.

TestamentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz