Rozdział 53

3.5K 271 8
                                    


- W jakiej sprawie pan przybył, panie... Hell? - zapytał policjant, czujnie lustrując wygląd nowego gościa.

Człowiek, który przed chwilą tu wszedł, odchrząknął i usiadł na krześle obok mnie. Ciarki przeszły mi po plecach. Miał niesamowicie jasne oczy, wręcz przerażające. Było w nim coś upiornego.

- Cóż, jak już wspomniałem, chciałbym wyjaśnić pewną sprawę - odezwał się mężczyzna.

Nie potrafiłam oderwać od niego wzroku. Miał w sobie coś, co sprawiało, że czułam się przy nim nieswojo.

- O jakiej sprawie, pan mówi? - policjant patrzył pytająco na mężczyznę.

- Mówię o znalezionym dziś samochodzie Ellisy - odparł nieznajomy.

Zamurowało mnie, a sądząc po minie Waltera, on też był w niezłym szoku. Skąd Ell znała tego dziwnego gościa? Mieszkam w Woodshill od urodzenia i jeszcze nigdy go nie spotkałam. To wszystko zaczęło się robić coraz bardziej dziwne. Przez moment pomyślałam nawet, że ten człowiek też ma jakieś moce. W końcu Ell pokazała, że nie jest tak zwyczajna, za jaką chciałaby uchodzić, a ten dziwny typ nie wyglądał na zwykłego szarego człowieka.

- Nie rozumiem... Skąd pan zna, pannę Blackwood? - powiedział Walter.

- Ellisa to moja daleka kuzynka - wyjaśnił nieznajomy.

- Myślałam, że Ell nie ma rodziny? - wtrąciłam się.

Mężczyzna skierował swój wzrok z Waltera na mnie i uśmiechnął się. Tak, byłam teraz pewna. Ten facet jest przerażający i wiem, że będzie nawiedzał mnie w koszmarach.

- Cóż, ja i Ellisa mieliśmy... Ograniczony kontakt. Stare dzieje - wyjaśnił i znów spojrzał na detektywa.

- Co pan przez to rozumie? - widać było, że Walter też nie nadąża.

- A co tu rozumieć? Byliśmy skłóceni, ale po śmierci Margaret Blackwood nasze drogi się skrzyżowały. Jesteśmy ostatni w rodzinie. Musimy trzymać się razem - wyjaśnił.

-Nie kojarzę, by był pan na pogrzebie pani Blackwood - znów się wtrąciłam.

Mężczyzna przez chwilę nie spuszczał wzroku z detektywa, po czym spojrzał na mnie z wymuszonym uśmiechem.

- Bo na nim nie byłem. I myślę, że to nie pani sprawa, czyż nie? - jego wzrok mnie przeraził.

Był pełen nienawiści. Od razu zamknęłam buzię. Miał rację, to nie była moja sprawa. Detektyw widząc napiętą atmosferę, kaszlnął i ciągnął rozmowę, zmuszając, tym samym tego człowieka, by na niego spojrzał.

- A zatem. Co pan wie w sprawie znalezionego samochodu, panie Hell?

- To ja go tam zostawiłem - odparł.

- Pan? - policjant uniósł brwi ze zdziwienia.

- Tak, ja. Przyjechałem do Ellisy w odwiedziny w niedzielę wieczorem. Chciałem odetchnąć świeżym powietrzem przez kilka dni. Tam, gdzie mieszkam nie mamy tyle zieleni... Jednak Ellisa miała wyjechać kolejnego dnia do Londynu, w jakiejś ważnej sprawie - przerwał.

- Niech pan kontynuuje - polecił Walter.

- Ustaliliśmy, że na czas jej nieobecności popilnuję domu - dokończył.

- A co z autem? - dopytywał detektyw.

- Wybrałem się na wycieczkę, na zamknięty szlak turystyczny. Niestety nie miałem ze sobą mapy i trochę pobłądziłem. Szukałem samochodu, ale nie mogłem znaleźć. Dopiero dziś rano udało mi się trafić w tamte rejony i zobaczyłem policję, pomyślałem, że najlepiej będzie, jeśli zgłoszę się do pana i wszystko wyjaśnię - powiedział.

Walter nie wydawał się być przekonany. I szczerze mówiąc, ja też nie.

- A dlaczego samochód ukryty był w zaroślach?

- Ukryty? Tego nie wiem. Może jakieś dzieciaki chciały zrobić mi kawał i zakryły go, żebym nie mógł go znaleźć. Co z resztą im się udało, biorąc pod uwagę fakt, że tu jestem - odparł.

Detektyw skinął głową.

- W takim razie, proszę przekazać pannie Blackwood, że może odebrać swój samochód z naszego parkingu. Oczywiście za opłatą - dokończył Walter.

- A czy ja nie mógłbym go odebrać?

- Obawiam się, że nie. Samochód może odebrać jedynie właściciel, zważywszy na to, że panna Blackwood ma się dobrze.

- Rozumiem. W takim razie już pójdę. Do widzenia - mężczyzna podniósł się z krzesła, skinął nam głową i wyszedł.

- To było dziwne - powiedział Walter po chwili ciszy, jaka zapanowała w jego gabinecie po wyjściu tego faceta.

- Tak. I straszne - przyznałam.

Policjant znów skinął głową.

- Zatem, wygląda na to, że sprawa nam się wyjaśniła. Chociaż muszę przyznać, że rodzina Blackwood, coraz bardziej mnie intryguje - przyznał.

Trudno było się z tym nie zgodzić. To wszystko było straszne i dziwne. Czasem marzyłam, żeby wszystko było tak, jak dawniej. A teraz? Luke wciąż był uznany za zaginionego, Elizabeth nie żyła, a Ell zachowywała się dziwnie. I jeszcze ten facet, który podał się za członka jej rodziny. Miałam coraz większy mętlik w głowie.

- Lepiej już pójdę. Do zobaczenia, panie Walter - powiedziałam i wyszłam.

Wracając samochodem do domu, próbowałam połączyć się z Ell. Niestety bez rezultatu. Przejeżdżając obok małej kawiarni, spostrzegłam w środku tego dziwnego faceta. Chciałam dowiedzieć się o nim nieco więcej. Zawróciłam auto i zaparkowałam po drugiej stronie ulicy. Nie byłam pewna czy dobrze robię, ale chciałam wiedzieć kim on jest.

Przebiegłam przez ulicę i weszłam do kawiarni. Mężczyzna siedział przy ostatnim stoliku pod oknem. Czytał gazetę. Niepewnym krokiem ruszyłam w jego kierunku.

- Czy mogę się przysiąść? - zapytałam.

Mężczyzna odchylił gazetę, żeby zobaczyć kto do niego mówi.

- A to pani. Czy ma panie do mnie jakiś interes? - nie wyglądał na zadowolonego.

Nie czekałam na zaproszenie tylko usiadłam na przeciw niego. Skinęłam kelnerce, która od razu do mnie podeszła.

- Co podać?

- Poproszę kawę. Z mlekiem bez cukru - rzuciłam.

Mężczyzna nie odzywał się, tylko patrzył na notującą kelnerkę. Kobieta uśmiechnęła się i odeszła od stolika.

- Wyjaśni mi pani powody swojego najścia? - zapytał.

- Chcę żeby pan wiedział, że Ellisa to moja przyjaciółka, a ja nie wierzę w ani jedno pana słowo, które wcisnął pan Walterowi - rzuciłam.

- Nie interesuje mnie to, czy mi pani wierzy czy nie. Zawsze jest pani taka ciekawska? Nie wie pani, że to pierwszy stopień do piekła? - jego uśmiech był przerażający.

Mężczyzna odchylił się na krześle i zapalił papierosa. W tym samym momencie nadeszła kelnerka z moją kawą.

- Przepraszam pana, ale tu nie wolno palić - powiedziała, stawiając przede mną kawę.

Facet zmierzył kelnerkę wzrokiem, po czym zgasił papierosa własnymi palcami i rzucił niedopałek na małą tacę, którą trzymała kelnerka. Obie patrzyłyśmy na niego przerażone.

- Przepraszam. Nie zauważyłem zakazu - dodał, a kelnerka wręcz uciekła od naszego stolika.

- Kim pan jest dla Ellisy? - nie dawałam za wygraną.

- A dlaczego mam to pani wyjaśniać? Nie znamy się i nie czuję potrzeby tłumaczenia się przed panią - odparł.

- Chcę się tylko upewnić, że nic jej nie grozi - dodałam.

Mężczyzna patrzył na mnie przez chwilę. Wydawało mi się, że trwa to wieczność. Bałam się go, ale bałam się też o Ellisę.

- Mogę panią zapewnić, że Ellisie nic nie grozi. A teraz, jeśli mi pani wybaczy, pójdę już - powiedział i wyszedł, zostawiając mnie samą.

TestamentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz