Rozdział 60

4.3K 360 55
                                    

Miesiąc później

- Żałuję, że już nigdy jej nie zobaczę - powiedział Luke, ściskając moją dłoń.

Byliśmy na cmentarzu. Chcieliśmy razem odwiedzić grób Elizabeth.

- Wiem, Luke. I przykro mi. To moja wina - odparłam.

Luke spojrzał na mnie.

- To nie twoja wina, Ell. Nawet tak nie mów. To przez twoją szaloną babkę. Nigdy bym nawet nie pomyślał, że ona wciąż żyje i będzie w stanie zrobić coś takiego. Myślałem, że przyjaźniła się z moją babcią... - dodał.

Nic nie odpowiedziałam, bo w duchu i tak czułam się winna. W końcu Margaret sama przyznała, że gdyby nie to, że zaczęłam spotykać się z Lukie'm, ona nawet nie pomyślałaby o porywaniu ich.

Od tygodnia mieszkałam w domu Luke'a. Nie chciałam wracać do domu, w którym spotkało nas tak wiele złego. Chciałam go sprzedać, ale musiałam jeszcze przejrzeć w nim wszystkie rzeczy, bardzo dokładnie. Nie chciałam, żeby ktokolwiek miał, jakieś problemy, gdyby okazało się, że w domu zostało coś, czego nie powinno tam być.

Jesień nadeszła, a na dworze czuć było chłód. Siedzieliśmy z Lukie'm na ławce obok grobu. W końcu wyjęłam z torebki małe, ozdobne pudełko.

- Co to? - zapytał Luke, patrząc na nie.

- To są prochy mojej babki. Tym razem prawdziwe - odparłam.

Luke wyjął pudełko z moich rąk i otworzył je. Wewnątrz leżała niewielka górka usypanego popiołu.

- Jakoś dziwnie mało - zagadnął.

- Bo nie było, co palić - odparłam, nie chciałam opisywać mu dokładnie, przebiegu śmierci mojej babki.

Luke zamknął pudełko i podał mi je. Oboje wstaliśmy i skierowaliśmy się do grobu Margaret. Tam, za pomocą magii uchyliłam wieko grobowca i wcisnęłam pudełko do środka, zasuwając na powrót płytę.

- Wciąż nie mogę się przyzwyczaić, że tak płynnie używasz mocy - powiedział Luke, ale nie mówił tego z wyrzutem.

- Ty też masz moc. Osobiście ci ją zwróciłam - odparłam.

- Wiem, ale nie wiem czy chcę jej używać - nie odpowiedziałam, tylko pocałowałam go.

Skierowaliśmy się powoli w stronę wyjścia. Gdy byliśmy już blisko bramy, spojrzałam w stronę grobu Anastasii. Zobaczyłam Hakael'a. Nie rozmawiałam z nim od czasu, gdy zabrał ciało Luke'a z poddasza. Zatrzymałam się. Luke spojrzał najpierw na mnie, a potem w stronę, w którą ja patrzyłam.

- Chcesz z nim porozmawiać? - zapytał.

W pierwszej chwili chciałam odmówić, ale Hakael stał nad grobem Anastasii nawet na mnie nie patrząc. Chociaż byłam pewna, że wie o tym, że tu jestem i na niego spoglądam. Skinęłam głową.

- Czekam w samochodzie - powiedział Luke i wyszedł zostawiając mnie samą.

Skierowałam się w stronę grobu mojej ciotki. Stanęłam obok demona. Trwaliśmy w ciszy przez kilka minut, po czym on odezwał się pierwszy.

- Pamiętam ją - powiedział.

- Anastasię? - upewniłam się.

Demon skinął głową.

- Nie chciałem, żeby zginęła. Musiałem patrzeć, przez te wszystkie lata, jak Margaret odbiera jej zdrowie,a potem życie. Ona była inna, dzięki niej znów czułem, że byłem kiedyś aniołem, że służyłem Bogu, który mnie kochał - bałam się, że jeśli się odezwę, demon przestanie mówić. Nie chciałam tego, więc milczałam, a on kontynuował.

- Pamiętam, jak walczyła z twoją babką, jak usilnie próbowała pozbawić ją mocy. To ja powiedziałem jej o Evelyn, ale nigdy nie mogły zabrać mocy do końca.

- Dlaczego? Przecież w domu, było tyle duchów - zapytałam.

- Tak, ale tylko Evelyn posiadała siłę, która mogła pozbawić twojej babki mocy. Reszta dusz nie miała, aż takiej mocy. Były tylko ofiarami. Evelyn chciała zrobić to wszystko dawno temu, ale Anastasia nie zgodziła się. Oznaczałoby to dla Evelyn koniec, ale nie piekło czy niebo. Po prostu niebyt. Poza tym, musiała uważać, by Margaret się nie zorientowała.

- Nie rozumiem, dlaczego ona sama mi nic nie powiedziała - dziwiłam się.

- Wiązało ją zaklęcie. Tak samo jak mnie, ale twoja moc i wściekłość, tam, na poddaszu, nieco osłabiła moc Margaret. I tym razem się udało, Evelyn się poświęciła, gdy ja leżałem, modląc się, żebyś nie umarła.

- Modląc się, żebym nie umarła? - powtórzyłam, byłam skołowana jego wyznaniem.

- Tak, modląc się. Nie jestem, tak zły, za jakiego chciałbym uchodzić. Pragnę Boga, ale to on mnie nie chce, a ja muszę się z tym pogodzić. Zasłużyłem na tę karę i jedyne, co mogę robić, to pomagać... Od czasu do czasu - dokończył i zaśmiał się.

Ja również się uśmiechnęłam.

- Dziękuję ci - szepnęłam.

- Za co?

- Za Luke'a. Nie wiem, jak tego dokonałeś i nie będę pytać, ale mimo wszystko, dziękuję - powiedziałam.

- Byłem ci to winien. Chciałem, żebyś znów była szczęśliwa - jego szczerość mnie rozbrajała.

Czy ja na pewno rozmawiam z demonem? Widać, nawet tacy, jak on mogą czasem okazać, jakieś ludzkie uczucia lub anielskie, jeśli ktoś woli.

Uznałam, że nasza rozmowa dobiegła końca. Położyłam dłoń na jego ramieniu, po czym odwróciłam się w stronę wyjścia.

- Elliso? - zatrzymałam się.

- Tak?

- Jeśli, będziesz chciała sprzedać dom, daj mi znać. Chętnie go kupię - powiedział z uśmiechem.

- Ty? Przecież mówiłeś, że nie mieszkasz na ziemi, że to nie twój świat - znów szok.

- Tak, ale to nie znaczy, że nie mogę tu żyć. Mam dużo wspomnień związanych z tym domem, a moja, hm, okolica już mi się znudziła. I nie martw się, zapłacę. Poza tym bylibyśmy sąsiadami - dodał.

Pokręciłam głową i roześmiałam się w głos. Kilka osób, które również były na cmentarzu, spojrzały na mnie z dezaprobatą. Skinęłam głową na znak przeprosin i spojrzałam w stronę demona. Nie było go. Wróciłam do auta z uśmiechem na ustach.

- Z czego się śmiejesz? - zapytał Luke.

- Wygląda na to, że będziemy mieszkać po sąsiedzku z demonem - odparłam.

- Żartujesz, prawda? - odparł Luke z nadzieją w głosie - Nie żartujesz... - dodał, po chwili.

Odpalił samochód i odjechaliśmy. Wszystko w końcu było na swoim miejscu. Znów byłam szczęśliwa i choć nie wiedziałam, co jeszcze mnie czeka, patrzyłam w przyszłość z nadzieją. Nagle do głowy przyszła mi pewna myśl.

- Może odnajdę Carol - powiedziałam.

- Mało ci przygód? - zapytał Luke.

Widocznie wiedział, że raczej nie odpuszczę, więc zrezygnowany pokręcił jedynie głową. Uśmiechnęłam się pod nosem i spojrzałam przed siebie, na drogę, która się przed nami rozpościerała. Na razie dałam sobie spokój, ale wiedziałam, że prędzej czy później wrócę do tego tematu. Póki co, wystarczało mi to, że Luke był przy mnie, cały i zdrowy.


*** KONIEC ***

TestamentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz