Rozdział 54

190 7 0
                                    

Dzisiaj krótki :/

______________________

Smacznie sobie spałam, kiedy moja komórka pod poduszką zaczęła wibrować. Zatykałam sobie uszy dłońmi, aby zagłuszyć wibrację w uszach, ale na marne, bo poduszka pod moją głową się poruszała. Warknęłam pod nosem i otwierając oczy niechętnie, sięgnęłam pod poduszkę. Odblokowałam ekran telefonu i zobaczyłam dwie wiadomości. Była druga godzina w nocy.

''Mam nadzieję, ze masz czas aby się spotkać. :) L.''.

''Czekam przed hotelem. Możesz być spokojna, wszyscy śpią. L.''.

Wszystkie obydwie wiadomości nie od kogo innego, jak od Liama. Pierwszą wysłał kilka minut temu, a drugą przed chwilą. Musiałam przy pierwszej mieć głęboki sen. Ziewnęłam i spojrzałam na wiadomości jeszcze raz.

''Ubiorę się i zaraz wychodzę. M.''.

Zablokowałam telefon i wstałam delikatnie z łóżka. Eli spała na górze, więc na szczęście nie obudziłam jej. Spojrzałam na śpiącego Jamesa. Był zakryty cały kołdrą i tylko materiał się unosił przez jego chrapanie. Podeszłam cicho do szafy i wyjęłam z niej bluzę. Przełożyłam ją przez głowę i założyłam trampki. Otworzyłam okno, bo w pomieszczeniu było gorąco. Chwyciłam szybko jeszcze swój telefon do kieszeni bluzy i wyszłam z pokoju. Rozejrzałam się po korytarzu, który był oświetlony światłem. Zasłoniłam oczy, bo nie zdążyły się jeszcze przyzwyczaić do światła. Pomrugałam powiekami i przeszłam szybko, ale po cichutku na paluszkach przez korytarz do głównego wyjścia. Nauczyciele mieli pokoje blisko nas, ale byłam chyba bezpieczna. Wszyscy spali i nie mogli zauważyć mojego zniknięcia. Jeśli ktoś pojawi się w naszym pokoju, będzie po mnie. Jeszcze do tego dołączy zniknięcie Liama. Fuck.

 - Spałaś, cukiereczku?

Spojrzałam w bok, kiedy stałam przed schodami do hotelu  i uśmiechnęłam się. Liam w całej okazałości szedł w moją stronę, ubrany w podkoszulek i luźne dresy. Wyglądał przystojnie i gorąco. Stanął blisko przede mną i objął mocno w pasie.

 - Nie tutaj - pisnęłam, strzepując z siebie jego rękę. - Ktoś może zobaczyć.

 - Zatem chodźmy. - Chwycił moją dłoń i pociągnął mnie w nieznane miejsce. Teraz wsadzi mnie w samochód, wywiezie do lasu i zamorduje? Potoczy się scena jak w filmach? Liam nie byłby do tego zdolny.

 - Gdzie mnie prowadzisz? Gdzie idziemy?

 - Za dużo pytań, skarbie - mruknął, idąc przed siebie i ciągnąc mnie obok siebie.

 - Jeszcze ktoś zobaczy nasze zniknięcie.

 - Niech twoja główka się o to nie martwi. - Stanął i odwrócił się do mnie. - Wszyscy mocno śpią. Kto o tej porze będzie sprawdzał dzieciaki?

Wzruszyłam ramionami i westchnęłam. Pan Michard nie byłby chyba zdolny do tego, aby co kilka minut zaglądać do każdego pokoju i sprawdzać czy wszyscy śpią w swoich łóżkach. Pan Fleance też by tego nie zrobił.

 - Tutaj będziemy bezpieczni - powiedział Liam i opuścił moją dłoń.

Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam krzaki. Roześmiałam się.

 - W krzakach? Jesteś poważny, Payne?

 - Możemy wejść głębiej, a znajdziemy się na polanie.

Polana w środku miasta? Polana w słonecznej Hiszpanii?

Pozwoliłam znowu chwycić mężczyźnie moją dłoń i poprowadzić w nieznaną znowu drogę. Weszliśmy w zielone zarośla, które nieco się różniły od tych w Wolhemparton i szliśmy przed siebie. Nie wiem, ile zrobiliśmy kilometrów, ale czułam, ze byliśmy chyba daleko od hotelu. Nie liczyłam czasu.

 - Pięknie tu, prawda?

Zrobiłam jeden krok do przodu i rozejrzałam się. Pięknie to było mało powiedziane. Przed nami była otwarta przestrzeń. Ciemna polana, a nad nią nocne niebo z bardzo pięknym księżycem, który oświetlał widok. Z boku dalej płynęła rzeczka, która aż błyszczała od blasku jasnego księżyca.

- I myślisz, że tutaj nas nie znajdą?

- Nie powinni - uśmiechnął się szeroko, podchodząc do mnie.

- Jak znalazłeś to miejsce? - spytałam zaciekawiona, bo to miejsce było cudowne.

- Wiedziałem, że ci się spodoba - zaśmiał się cicho i przesunął nosem po mojej szyji.

- Dlaczego nie możesz odpowiedzieć na moje pytanie? - warknęłam, kładąc dłonie na jego barkach.

- Ważne jest to, że jesteśmy tutaj razem, sami - mruknął i wgryzł się w moja skórę.

Jęknęłam, bo zszokowało mnie to nagłe draśnięcie. Zostałam w mig dociśnięta do konaru jakiegoś drzewa. Liam chwycił moje nadgarstki w swoje dłonie i położył mi je nad moja głową. Poruszyłam nimi, ale nie mogłam ich za żadne skarby wyrwać z jego uścisku. Mężczyzna całował brutalnie moja szyje, jakby już od dawna mnie nie widział i był spragniony mojej skóry. Przecież wczoraj się widzieliśmy wieczorem, bo zachciało mu się bzykać.

- Chcesz się kochać na polanie, tak? Postradałeś zmysły, Liam?

- To będzie odmienna forma. Spodoba ci się. - I objął mnie w pasie, po czym podniósł i odwracając się, poszedł ze mną bardziej na środek polany. Po chwili mnie położył na trawie. Kiedy uniósł twarz, spojrzałam na niego i chwyciłam jego policzki.

- Tutaj są robaki, Payne.

- Moly się boi robaków? - uśmiechnął się słodko i cmoknął ustami. - Nie chce mi się w to wierzyć.

Przewróciłam oczami i pocałowałam go namiętnie. Pogłębiał każdy pocałunek, dłonią jeżdżąc po moim udzie. Rozsunęłam bluzę i zdjęłam ją szybko, nie odrywając się od jego ust. Byłam w samej piżamie, która składała się z bluzki na ramiączka i spodenek. Wcale nie było zimno. Na dworze było chyba z trzydzieści stopnie, a przy Liamie nie można było też być zmarzluchem.

 - Co ty na to, aby popływać w tej rzeczce? - wymruczał, podwijając moją bluzkę do góry.

 - Teraz ci odbiło, Liam. - Spojrzałam na niego, kręcąc głową. - Nie będę pływała w żadnej wodzie.

 - Szkoda. Byłoby niesamowicie o tej porze w takim fantastycznym miejscu.

Jęknęłam, kiedy złapał w jedną dłoń moją pierś i mocno ją ścisnął. Oblizałam usta spragniona jego dotyku w innych miejscach.

Wycieczka dopiero się rozpoczynała.



Liam Payne my teacher | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now