Rozdział 10

3.2K 156 10
                                    

Budzę się znowu w moim fioletowym raju. Niestety nie sama z siebie...

- Już wstaję Kruszynko - mówię zaspana i przecieram oczy.

Zegarek wskazuje 7.30.

- Normalni ludzie o tej porze śpią piesku - zwracam się do mojej pupilki, a ona zaczyna lizać moją dłoń. - No już dobrze, no już idę z tobą na ten spacer.

Przypominam sobie o wczorajszym zajściu i mojej bolesnej przemianie, kiedy stawiam pierwszy krok. Mięśnie jeszcze trochę mnie bolą. Co to było za świństwo? Brr... wolę nie wiedzieć. Swoją drogą ciekawe, czy Książę Zbrodni zostawił mi chociaż jakąś informację o tym, gdzie jest. Podchodzę do szafy i wyjmuję bordową koszulę zielonowłosego. Narzucam ją na siebie i schodzę do kuchni w nadziei, że znowu będzie tam karteczka. Niestety... Wykorzystał cię skarbie - szepcze mój głosik w głowie. Odpycham go i biegnę się ubrać w swoje rzeczy. Nie mogę w to uwierzyć, że nic nie ma. Nie zastałam nawet Bena. Zrzucam koszulę, zakładam dresowe spodenki i szary top. Długie włosy jak zawsze zostawiam rozpuszczone. Muszę wyjść z małą i zapalić, bo nie wytrzymam.

Dym papierosowy jest kojący. Siedzę na schodach, a Kruszynka biega po ogrodzie. Nie wiem czemu, ale zachowanie Jokera wydaje mi się dziwne. Krótko z nim mieszkam, ale to do niego nie podobne. Jeszcze tak szybko gdzieś poszedł. Może naprawdę jestem tylko jego zabawką? Przypominam sobie, jak Ivy pokazywała mi, gdzie mieszka. Trochę daleko stąd, ale samochodem dostanę się tam bez problemu. Dawno już nie jeździłam. Mam uraz odkąd... Zapomniałaś już o nim śliczna. Nie ma jego, ani jego śmierci.

- Racja... To już zamknięty rozdział. Życie toczy się dalej.

Wołam psa i idę poszukać kluczy. Chyba ma je w tej szafce, co fajki jak się nie mylę. I faktycznie. Biorę klucze od pierwszego lepszego auta. I tak większość z nich, to lamborhini, więc mi to bez różnicy.

Idziemy z Kruszynką do garażu. Zapala się oślepiające jasne światło. Widzę, że fioletowego cacka nie ma, więc kretyn gdzieś pojechał. Pfff... Niech spada, będzie jeszcze czegoś chciał. Naciskam przycisk i otwiera się czarne matowe lambo . To chyba to Huracan , czy jakoś tak... Nie pamiętam za dobrze, ale coś kojarzę. No troszkę to cacko musiało pana ignoranta kosztować. Pewnie mnie zabije jak je rozwalę, ale postaram się tego nie zrobić.

Garaż się otwiera i ruszam. Najpierw powoli, później szybciej i w końcu jadę grubo ponad 100 km/h. Dla mnie to dużo, zwłaszcza takim autem. Kruszynka leży wbita w fotel. Ja czuję się jak w niebie. I nagle znowu wspomnienia próbują się przebić. Już kiedyś tak jeździłam z nim. Byłam akurat pasażerem, wystawiałam głowę za okno i pozwalałam, aby wiatr szarpał moje włosy. To było takie przyjemne.

- Dość wspomnień! - wypalam sama z siebie. Chyba, nie jest ze mną za dobrze...

Dojeżdżam pod dom Pameli. Wchodzę po schodkach, a za mną moja psinka. Poręcz porośnięta jest bluszczem tak, jak cały dom. Nieopodal widać szklarnię, w której Ivy trzyma swoje "dzieci". Pukam do drzwi, które otwiera moja przyjaciółka.

- Mel?! Co on ci skarbie...?

- Ace Chemicals...

- Chodź porozmawiamy. A to kto? - kuca i głaska moja księżniczkę.

- Powiedzmy, że moje dziecko - śmieję się.

Wchodzimy do salonu. Ivy przynosi mi sok pomarańczowy z lodówki i siada koło mnie.

- Co się stało? Opowiadaj!

- Najpierw uratowałam Kruszynkę, później była akcja z chemikaliami. Wskoczyłam do nich, wynurzyłam się i Joker przeniósł mnie do domu, a później wylądowałam u niego w łóżku.

Crazy love II JokerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz