Rozdział 12.2

1.4K 94 25
                                    

Śmiech Jokera rozwala mi głowę. Budzę się i pierwsze co widzę, to metalowe kraty...

- Joker...? - szepczę.

- Mel, obudziłas się wreszcie - dalej nie traci entuzjazmu.

- Gdzie jesteśmy?

- W jaskini gacka!

Nagle słyszę stukot butów. Pojawia się Robin.

- Wody... - szepczę.

Robin daje mi butelkę, a ja łapczywie pochłaniam wszystko.

- Skarbie, łazienki tu nie ma - śmieje się Joker.

- Co z nami zrobicie? - pytam, gdy odzyskuję już głos.

- Bruce coś wymyśli... - odpowiada Robin. - Mel, chcę żebyś wiedziała, że jesteś bardzo piękna i mądra i... dołącz do nas...

- Grayson jak mniemam?

- Tak.

- Podejdź skarbie - szepczę. - Podobam ci się?

Widzę minę Jokera. Gdyby nie te kraty, to już dawno by obił mordę Robinowi.

Wyciągam rękę przez kraty.

- Wypuścisz mnie? Dołączę do was.

- Ale Bruce...

- On mi nie uwierzy... wiesz o tym dobrze. A chyba nie chcesz mnie zostawić w towarzystwie psychopaty? Poza tym jest wigilia - mówię smutnym głosikiem.

Aktorka pierwsza klasa!

- No dobra... - otwiera kraty.

Kretyn - śmieje się głosik.

Obejmuję go, nasze usta się stykają, całujemy się i po chwili on upada.

- Zawsze mam jakąś przy sobie - pokazuję Jokerowi strzykawkę z zielonym płynem.

- Moja dziewczynka.

Biorę od Robina klucze i uwalniam Jokera. On chwyta mnie za dłoń i prowadzi chyba do wyjścia. Mijamy batmobil i wiele innych sprzętów.

- Jeszcze tylko zrobimy mu mały bałagan - szczerzy się zielonowłosy i po chwili siada obok komputera.

Niestety maszyna nie reaguje na jego głos.

- To nie taki głupi sprzęt - słyszę za sobą grobowy głos.

- Batsy! Stęskniłeś się już?!

- Gdzie Robin?!

- Batmanie, jestem - wychodzi na górę mój "wielbiciel". - Podała mi jakąś substancję...

- Niestety panowie, ale my już musimy was opuścić! - krzyczę, a Joker rzuca granaty z gazem śmiechu.

Robin się dusi, ale nie słychać Batka. Już jesteśmy przy wyjsciu, gdy łapie nas z maską gazową.

- Koniec zabawy!

Nagle spada na nas ciężka sieć.

- Pięknie... - mruczę.

Batsy daje Robinowi odtrutkę i po chwili ciągną nas do jakiegoś pomieszczenia z krzesłami...

- Uuu, widzę terapia grupowa - chichra sie Joker. - Kochanie, pamiętasz krzesła elektryczne?

- Nie zrobicie tego... - szepczę.

Bez słowa sadzają nas na nich i przypinają. Wychodzą z pomieszczenia. To nie do pomyślenia, że Batman taki się stał... On nigdy taki nie był.

Crazy love II JokerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz