Rozdział 21

2.1K 111 30
                                    

Znowu biegnę do łazienki. Cholera, czy ja się czymś zatrułam?! Jesteśmy już w nowym domu i na szczęście łazienka jest przyłączona do sypialni.

- Jesteś chora - słyszę jego głos za sobą.

- To z jedzenia, mówię ci. Wczoraj to połączenie pizzy i truskawek z bitą śmietaną nie było za dobre.

Joker patrzy na mnie i przechyla głowę w bok.

- Przynajmniej mam apetyt - podsumowuję i spuszczam wodę. - Idę się jeszcze położyć, ale najpierw zmienimy ci opatrunek - ciągnę go za sobą.

Rana już wygląda o wiele lepiej, to znaczy... prawie znikła, a to dzięki tej maści od Ivy. Nie była szczęśliwa, że wracam do Jokera, ale nie mogłam go tak zostawić. Kupiliśmy nowy dom, auto, które sobie wybrałam i jakoś żyjemy dalej.

- Zrobisz mi śniadanie? - przymilam się do niego. - Naleśniki z syropem klonowym.

- Mel, dopiero co zwracałaś wszystko... - krzywi się, ostatnio mniej się  uśmiecha...

-  Mam ochotę na takie jedzonko i co ci poradzę? - robię minę dziecka, któremu zabrano lizaka.

- Przed wczoraj obudziłaś mnie o trzeciej w nocy, bo chciałaś grejpfruta, wczoraj truskawki, a dzisiaj te naleśniki - masuje skronie. -Zachowujesz się jakbyś była w ciąży.

- Wiem - obejmuję go od tyłu i jeżdżę dłonią po jego mięśniach. - Ale nie martw się, to tylko pozory. Mój organizm przeżywał ostatnio ciężkie chwile.

Podnosi głowę i patrzy mi prosto w oczy.

- Ile chcesz tych naleśników?

- Myślę, że trzy starczą. Tylko wiesz, zrób je takie mniamniusie... takie, jak ty tylko potrafisz - uśmiecham się zalotnie i całuję go w policzek.

- Wykończysz mnie kiedyś - wzdycha ciężko i idzie do kuchni.

Jest ostatnio strasznie dziwny. Fakt, trochę go męczyłam, pomimo, że miał ranę postrzałową. W nocy chcę żeby mnie mocno tulił, a w dzień mam strasznie dziwne zachcianki. No i raz  o trzeciej w nocy... Wtedy go obudziłam, to musiał lecieć do sklepu po tego nieszczęsnego grejpfruta, ale co ja poradzę? Musi teraz odpokutować swoje winy i tyle.

Idę w końcu do kuchni i słyszę, że rozmawia z kimś przez telefon.

- Co to znaczy, że nie ma terminów?! Za co ja wam płacę?! - warczy. - Za dwa dni ma być, bo inaczej sobie porozmawiamy! - rzuca telefonem o blat stołu.

- Telefon znowu rozwalisz - mówię i się do niego przytulam. - Co się stało?

- Sprawy biznesowe. Skarbie, chodź, siadaj i jedz - uśmiecha się szeroko.

- Kochany jesteś - piszczę uradowana.- Dziś Ivy przyjdzie, poprosiłam ją o coś na te moje problemy z żołądkiem.

- A może u niej się czymś zatrułaś? - patrzy podejrzliwie.

- Coś ty, wszystko było tak, jak powinno. Ani ona, ani Floyd nie zachorowali, czyli żołądek mi szwankuje.

- Mam nadzieję, że to coś ci minie po jej ziołach. Ja jadę do clubu, mam parę spraw do załatwienia - oznajmia. Wstaję, przytulam go, całuję namiętnie i wracam do stołu.

- Że niby taka dobra rodzinka - prycham, gdy już wyszedł.

Czas oczekiwania na Ivy spędzam z Kruszynką. Podrosła już i widać, że się za mną stęskniła. Potrafi podstawowe komendy, czyli albo Joker, albo Ben ją tego nauczyli. Bawię się z nią na ogródku, gdy podjeżdża pod nasz dom volvo.

Crazy love II JokerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz