Znowu biegnę do łazienki. Cholera, czy ja się czymś zatrułam?! Jesteśmy już w nowym domu i na szczęście łazienka jest przyłączona do sypialni.
- Jesteś chora - słyszę jego głos za sobą.
- To z jedzenia, mówię ci. Wczoraj to połączenie pizzy i truskawek z bitą śmietaną nie było za dobre.
Joker patrzy na mnie i przechyla głowę w bok.
- Przynajmniej mam apetyt - podsumowuję i spuszczam wodę. - Idę się jeszcze położyć, ale najpierw zmienimy ci opatrunek - ciągnę go za sobą.
Rana już wygląda o wiele lepiej, to znaczy... prawie znikła, a to dzięki tej maści od Ivy. Nie była szczęśliwa, że wracam do Jokera, ale nie mogłam go tak zostawić. Kupiliśmy nowy dom, auto, które sobie wybrałam i jakoś żyjemy dalej.
- Zrobisz mi śniadanie? - przymilam się do niego. - Naleśniki z syropem klonowym.
- Mel, dopiero co zwracałaś wszystko... - krzywi się, ostatnio mniej się uśmiecha...
- Mam ochotę na takie jedzonko i co ci poradzę? - robię minę dziecka, któremu zabrano lizaka.
- Przed wczoraj obudziłaś mnie o trzeciej w nocy, bo chciałaś grejpfruta, wczoraj truskawki, a dzisiaj te naleśniki - masuje skronie. -Zachowujesz się jakbyś była w ciąży.
- Wiem - obejmuję go od tyłu i jeżdżę dłonią po jego mięśniach. - Ale nie martw się, to tylko pozory. Mój organizm przeżywał ostatnio ciężkie chwile.
Podnosi głowę i patrzy mi prosto w oczy.
- Ile chcesz tych naleśników?
- Myślę, że trzy starczą. Tylko wiesz, zrób je takie mniamniusie... takie, jak ty tylko potrafisz - uśmiecham się zalotnie i całuję go w policzek.
- Wykończysz mnie kiedyś - wzdycha ciężko i idzie do kuchni.
Jest ostatnio strasznie dziwny. Fakt, trochę go męczyłam, pomimo, że miał ranę postrzałową. W nocy chcę żeby mnie mocno tulił, a w dzień mam strasznie dziwne zachcianki. No i raz o trzeciej w nocy... Wtedy go obudziłam, to musiał lecieć do sklepu po tego nieszczęsnego grejpfruta, ale co ja poradzę? Musi teraz odpokutować swoje winy i tyle.
Idę w końcu do kuchni i słyszę, że rozmawia z kimś przez telefon.
- Co to znaczy, że nie ma terminów?! Za co ja wam płacę?! - warczy. - Za dwa dni ma być, bo inaczej sobie porozmawiamy! - rzuca telefonem o blat stołu.
- Telefon znowu rozwalisz - mówię i się do niego przytulam. - Co się stało?
- Sprawy biznesowe. Skarbie, chodź, siadaj i jedz - uśmiecha się szeroko.
- Kochany jesteś - piszczę uradowana.- Dziś Ivy przyjdzie, poprosiłam ją o coś na te moje problemy z żołądkiem.
- A może u niej się czymś zatrułaś? - patrzy podejrzliwie.
- Coś ty, wszystko było tak, jak powinno. Ani ona, ani Floyd nie zachorowali, czyli żołądek mi szwankuje.
- Mam nadzieję, że to coś ci minie po jej ziołach. Ja jadę do clubu, mam parę spraw do załatwienia - oznajmia. Wstaję, przytulam go, całuję namiętnie i wracam do stołu.
- Że niby taka dobra rodzinka - prycham, gdy już wyszedł.
Czas oczekiwania na Ivy spędzam z Kruszynką. Podrosła już i widać, że się za mną stęskniła. Potrafi podstawowe komendy, czyli albo Joker, albo Ben ją tego nauczyli. Bawię się z nią na ogródku, gdy podjeżdża pod nasz dom volvo.
CZYTASZ
Crazy love II Joker
FanfictionMelanie to zwykła dziewczyna, której przydarzył się po prostu jeden zły dzień. Oddana przez rodziców trafia do Arkham Asylum. Czy poznany przez nią psychopata Joker odmieni jej życie i sprawi, że dziewczyna wyrwie się z więzów przeszłości? Czy Joker...