Rozdział 14.3

1.2K 66 2
                                    

Minął tydzień... Kolejny tydzień... I nic.

- Joker, kiedy mnie wypuścisz chociażby na ogród? Kruszynka mnie obroni w razie potrzeby.

- O nie kochanie. Musisz odpoczywać - szczerzy się. - Jesteś przecież w ciąży.

- Tłumaczyłam ci ze sto razy, że test z krwi nic nie wykrył. Nie czuję się źle. Nie wymyślaj i daj mi choć troszkę pożyć.

- A nie przyszło ci do głowy, że test został podmieniony?

- Co?!

Podchodzi do mnie i kładzie dłoń na mój brzuch. Przechodzą mnie ciarki.

- Myślisz, że z jakiego powodu Pingwin przyszedł pod nieobecność tego mądrali?

- No... żeby mnie nastraszyć?

Wybucha śmiechem.

- Dowiedział się o ciąży, więc podmienił test.

- Nie...

- Moja droga, nielot jest inteligentny na swój sposób.

- Kłamiesz! - uderzam go w klatkę piersiową.

Chwyta mnie mocno za dłoń, posyła złowrogie spojrzenie i ciągnie w stronę piwnicy.

- No co ty Panie J? Będziesz kobietę w ciąży torturował? - śmieję się w akcie desperacji.

On nic nie odpowiada. Sadza mnie na krześle i wyjmuje coś z szuflady. Jakieś papiery.

- Co my tu mamy? Ach tak... Melanie Rose, test pozytywny - szczerzy się.

- Kto ci to zrobił?!

- Powiedzmy, że dzięki sile perswazji przekonałem gościa z laboratorium.

Biorę papiery do ręki. Faktycznie test wyszedł pozytywnie.

- Dziś ogłosimy Gotham, że moja królowa spodziewa się mojego małego następcy. Zaczniemy od pana mądrali.

Nic nie odpowiadam. Nie mam już siły żeby z nim walczyć.

Wieczorem jedziemy o dziwo do klubu. Joker już poradził sobie ze swoimi przeciwnikami. Przez te dwa tygodnie codziennie kogoś sprowadzał do piwnicy i "bawił się" swoimi nożami. Później jakby nigdy nic przychodził na kolację, czasem nawet myślałam, że trochę znormalniał, ale w nocy zdawałam sobie sprawę, że tak nie jest... Jego upodobania, że tak powiem, zmieniły się na jeszcze bardziej brutalne. Raz mnie prawie udusił, drugi raz lekko nacinał mi ramiona. W końcu człowiek się do tego przyzwyczaja. Wiedziałam, że nie odpuści mi tak łatwo tego epizodu z Edem. W sumie faktycznie, mogłam temu zapobiec.

- Ślicznie wyglądasz - szepcze mi do ucha i chwyta za pośladek, gdy stoimy przed klubem. Na jego twarzy maluje się oczywiście szeroki uśmiech.

To na ten usmiech poleciałaś.

Wchodzimy do środka. Nic się nie zmieniło. Oczy niektórych wędrują w moją stronę. Mam ochotę zapaść się pod ziemię. Siadamy w loży. Pierwszy raz jesteśmy tu sami. Zawsze było tu pełno moich przyjaciół.

- Co zrobiłeś z Ivy? - pytam przyciszonym głosem.

- Zaraz tu będzie - uśmiecha się szeroko.

Faktycznie, ruda wpada do środka i po chwili mnie przytula, a Jokerowi posyła zabójcze spojrzenie.

- Gdzie Floyd?

- Został z córką, miała gorączkę. Przyszłam, bo ten pajac powiedział, że tu będziesz. Co się szczerzysz?

- Nie mogę się doczekać twojej reakcji. Będzie spektakularnie - klaszcze w dłonie. - Jest i on!

Zbliża się do nas Ed.

- Przyszedłem tylko, żeby zobaczyć, czy Mel żyje i jest bezpieczna. - mówi i spogląda w moją stronę.

- Słodko, ale teraz siadaj przyjacielu - kładzie nacisk na to ostatnie słowo.

Joker daje znak i muzyka cichnie.

- Panowie, panie i wszyscy ci, którzy zechcieli się tu zebrać w ten wieczór! Kochacie to miasto?!

- Tak! - odpowiada chór.

- Moja słodka Mel ma coś wartościowego - patrzy w moją stronę. - Moja królowa jest w ciąży!

Wszyscy chyba są sparaliżowani tą wiadomością. Nikt nic nie mówi. Spoglądam na Eda, odkłada kapelusz na stół.

- Jak to?

Joker obraca się do niego.

- Zapytaj swojego kumpla - szczerzy się. - Pingwinek spisał się na medal!

- Powinienem się domyśleć. To po to wtedy przyszedł!

- Pewnie, a myślisz, że po co? A no tak... zależy mu na tobie - wybucha śmiechem i wyciąga broń. - Dopiero co cię pozszywali, a znowu mam cię postrzelić?

- Zostaw go - pomiędzy nimi staje Ivy.

- Pamciu, odsuń się i bądź miła.

Ivy nie daje za wygraną.

- Joker, zostaw go. Nie jest tego wart - mówię.

- Bronisz go? - syczy.

- Nie. Nic dla mnie nie znaczy i nigdy nie znaczył - mówię obojętnie.

Nygma stoi jak wryty i patrzy na mnie.

- W takim razie ty to zrób - podaje mi broń.

Waham się. Nie mogę go postrzelić. Nic mi nie zrobił...

- Wychodzimy - warczę i ciągnę Nygmę za sobą na zaplecze. - Ruszaj się! - przykładam mu broń do pleców.

Na dworze jest zimno i trochę mokro po deszczu. W powietrzu unosi się zapach dymu i chyba palonej gumy.

- Dlaczego mnie okłamałaś? - odwraca się do mnie.

- O dziecku nie wiedziałam...

- Ale nie o to mi chodzi! Zdradziłaś mnie!

- Nie Ed... Nic ci nie obiecywałam. Sam się do mnie przystawiałeś, sam za mną chodziłeś, sam chciałeś, żebym u ciebie mieszkała. Dziękuję za wszystko... - szepczę. - Idź już. Nie chcę, by widział, że się rozczuliłam z twojego powodu. Idź i nigdy nie wracaj Ed. To dla twojego dobra.

- A co z dzieckiem?

- Poradzimy sobie. To dziecko Jokera, tego jestem pewna. Nie bierz na siebie niepotrzebnej odpowiedzialności.

- Odejdę, ale pamiętaj, że możesz zawsze na mnie liczyć Melanie. Moje uczucia pozostaną niezmienne.

Czuję, że po policzku spływają mi pojedyncze łzy.

- Idź już. Nie wracaj nigdy w te strony, dla twojego dobra.

Wchodzę do budynku, nie oglądając się za siebie. W dłoni trzymam broń, którą miałam postrzelić Eda. Jest ciężka.

Teraz będziesz musiała się z tego wytłumaczyć.

Wchodzę do loży, Joker siedzi i pije whisky.

- Chodź tu Melanie - mówi już chyba lekko podpity.

- Ile wypiłeś?

- Na tyle, żeby móc się tobą dobrze zająć skarbie - szczerzy się i przyciąga mnie na kanapę. - Wypuściłaś go - warczy.

- Skąd...?

- Znam cię. Ale to jeszcze lepiej, będzie zabawa - wybucha śmiechem.

- Gdzie Ivy? - przerywam mu.

- Oj, nasza rudowłosa koleżanka wyszła obrażona. Nie potrzebujemy już jej. Od dziś jesteśmy zdani tylko na siebie - mówi to zbyt poważnym tonem, jak na człowieka, który ciągle ma dobry humor. - Szykują się nam tu wielkie zmiany moja droga.

Przepraszam, że tak długo musieliście czekać :* Miałam chwilowy pomaturalny brak veny 😂😂 Wszystko powoli wraca do normy 😘
Jlg122

Crazy love II JokerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz