Rozdział 8.3

1.2K 71 13
                                    


"Uśmiecham się i myślę, że człowiek zawsze na nowo odnajduje człowieka - przez miłość. I że to jest rzecz najważniejsza i najbardziej trwała w życiu ludzkim." ~ Tadeusz Borowski
"U nas w Auschwitzu".

Twardo...? Nie... Zimno...? Nie...

To co ty tu do cholery robisz?!

Gwałtownie otwieram oczy. Leżę na miękkim łóżku, przykryta satynową pościelą i przebrana w...

- A to zboczeniec - warczę, gdy zauważam, że mam na sobie tylko koronkową bieliznę i to do tego inną niż miałam...

- Podoba ci się? - omal nie spadam z łóżka.

Jego twarz, jest jeszcze bardziej blada niż ją zapamiętałam, usta bardziej czerwone, ale oczy... ciągle te same.

- Co ja tutaj robię?

- Czyżbyś miała problem z ogarnianiem swojego położenia? - wybucha śmiechem.

- Czego chcesz? - pytam twardo.

- Ciebie - podchodzi i chwyta moją szczękę.

Podnosi mi głowę do góry i dalej się śmieje. Wydaję z siebie syknięcie.

- Boli? - pyta niby współczująco.

Zaciskam mocniej pięści. Czuję spływające łzy.

- Puść - w końcu wyduszam z siebie.

Siada koło mnie i bacznie się przygląda mojej twarzy.

- Mel, moja słodka - dotyka mojego policzka, a ja cała się spinam. - Czemu tak poważnie?

Nic nie odpowiadam.

- Mam nadzieję, że wyspałaś się, bo teraz musimy poważnie porozmawiać - wyciąga z kieszeni nóż.

- O czym? - pytam i chcę ukryć swój strach.

- O nas - uśmiecha się szeroko. - Myślałaś, że zajmiesz moje miejsce skarbie?

Nic nie odpowiadam.

- Mała Mel chciała się zabawić - mówi do mnie jak do dziecka. - Nic nie odpowiesz?

Cisza

Wstaje, gwałtownie mnie podnosi i przerzuca przez ramię. Nawet nie mam jak mu uciec. Schodzimy do piwnicy... Sadza mnie na zimnym krześle i przywiązuje. Nie próbuję się szarpać, bo wiem, że to nic nie da.

- Lubisz tak, no nie? - warczy. - Jak było z Nygmą? Też takie zabawy urządzał? - syczy.

- N... nie - szepczę i spuszczam wzrok.

- Jesteś zwykłą dziwką, wiesz? - niby nic, ale jednak zabolało...

- Wiem - podnoszę na niego wzrok. - A ty jesteś tchórzem, bogatym dupkiem, egoistą, który myśli tylko o sobie!

Po chwili tego żałuję, bo obrywam po twarzy. Piecze jak cholera.

- Powiedz, fajnie było? Robił ci tak? - wbija mi nóż w przedramię.

Krzyczę.

- Melodia dla moich uszu. A może robił tak?

Po chwili czuję okropny ból brzucha i upadam razem z krzesłem... Czekam już tylko na śmierć. Słyszę, jak wyciąga broń, odbezpiecza ją, ale chwila dłuży się niemiłosiernie i po chwili wydaje z siebie warknięcie. Trzask drzwiami. Zostaję sama... Mam ochotę się rozpłakać.

Rozwiąż się!

Szukam wzrokiem czegoś ostrego. Na szafce dostrzegam jakiś nożyk. Czołgam się w stronę blatu. Wszystko mnie boli. Mam ochotę tak leżeć i zasnąć...

- Weź się w garść! - warczę sama do siebie.

Próbuję wstać, niestety jest to niemożliwe. W tej pozycji wyciągam nogę i próbuję strącić ostrze. W końcu udaje się. Odwracam się i po chwili próbuję przeciąć niezdarnie sznur. Niestety, idzie mi to opornie. Do tego jest mi cholernie zimno, bo leżę w samej bieliźnie. Szukam wzrokiem innego narzędzia, ruszam rękoma i nic! Jeszcze chce mi się pić... Z wyczerpania przysypiam. Budzi mnie trzask drzwi. Nie wiem ile już tu leżę. Dźwięk jego oddechu mnie przeraża. Kuca i gładzi mnie po ramieniu. Ma bardzo chłodne dłonie. Nic nie mówi, tylko mnie podnosi i niesie do domu. Sadza na kanapie i zajmuje się moją raną. Później przynosi szklankę wody i kanapki.

- Z uśmieszkami... - szepczę na widok "wesołych" kanapek i czuję łzy w oczach.

- Jedz - mówi i narzuca na mnie koc.

Podkulam nogi i zabieram się za przeżuwanie. Uświadamiam sobie, że jestem okropnie głodna.

- Co teraz? - pytam.

- A co ma być? - pyta i robi łyk whisky. - Witaj w domu skarbie - uśmiecha się psychopatycznie.

- A co z nimi...?

- Nigdy cię nie znajdą. Twój telefon został zniszczony, nikt cię nie namierzy.

- To jak teraz będzie wyglądało moje życie?

- Bez telefonu? Jesteś uzależniona? - parska śmiechem.

- Joker! Chcę wiedzieć, co będę teraz robić? - pytam zdenerwowana.

- Nic. Będziemy wypoczywać we Włoszech.

- Ale jak?!

- Wszystko będzie dobrze skarbie - obejmuje mnie.

Mam ochotę go odepchnąć. Nienawidzę go.

- Chcesz mnie wywieźć, żeby sprawa ucichła, żeby myśleli, że nie żyję...

- Oj, zbyt pochopnie mnie oceniasz - robi smutną minę. - Kochanie, twoi przyjaciele będą wiedzieli, że żyjesz.

- Nie udawaj, że tak bardzo ci na tym zależy - warczę.

Wybucha śmiechem. Do pokoju wbiega Kruszynka.

- Patrz! Twoja pancia wróciła - mówi do psa.

- Kruszynko! - wołam ją.

Psinka przez chwilę wącha mnie, liże po rękach i wskakuje na kanapę.

- Ale ty duża już jesteś - głaszczę ją za uchem.

- Urodzona morderczyni.

- Że co?!

- Powiedzmy, że pomaga w pozbywaniu się niektórych osób - szczerzy się.

- Zrobiłeś z niej bestię?!

- Wybudziłem tylko instynkty.

- Nawet psa potrafisz zepsuć... - kręcę głową.

Wieczorem leżę w sypialni zielonowłosego. Podchodzę do okna i siadam na parapet. Przykładam głowę do szyby. Jest chłodna.

- Zapraszam panią do siebie - śmieje się Joker.

Obrzucam go obojętnym spojrzeniem i idę na miejsce obok niego. Obejmuje mnie. Prze chwilę nie wiem, co zrobić. Jestem sparaliżowana. Po chwili on zaczyna mnie całować.

- Przestań - syczę.

Chwyta mnie za podbródek i całuje nadal. Jego dłonie zjeżdżają do moich ud i idą wyżej.

- Joker... proszę... - mówię błagalnie.

- Skarbie, będzie dobrze - szepcze mi do ucha.

Nie protestuję. Nie mam już siły. Jestem i tak poobijana. Wszystko toczy się bardzo szybko. Nie ma tu delikatności, jest tylko jedno... aby jemu było dobrze.

Norma.

Dokładnie - norma... Światło gaśnie, nastaje ciemność...

Wiem,rozdział miał być w tamtym tygodniu 😞 Przepraszam, że tak długo czytaliście, ale mam nadzieję, że warto było 😊
Jlg122

Crazy love II JokerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz