#2.

456 34 8
                                    

- Enoch! Gdzie idziesz?- krzyknęła Olive, próbując dogonić przyjaciela.

- Gdzieś, gdzie ten czubek nie wejdzie.- rzucił nawet się nie odwracając. Szedł pewnym krokiem, tupiąc butami.

 Skręcił na lewe skrzydło okrętu, po czym zszedł wąskimi schodkami, aż doszedł do wielkich metalowych drzwi. Odkręcił zamek i wszedł do środka, pozostawiając je na wpół otwarte. Widocznie jakaś jego cząstka, choć pełna złości i powagi  pragnęła, by Olive była przy nim. Dlatego też nie stanowił oporu, gdy weszła do środka pomieszczenia.

Chłopak usiadł, opierając się o przewróconą poziomo szafę. Olive, nie pytając o zgodę, również dosiadła się obok.

- Poprostu mam dosyć tego Amerykańskiego dzieciucha. - rzucił, tak jakby go to usprawiedliwiało.  Olive się nie odezwała. Do czasu, kiedy zobaczyła biurko ze słoikami o zawartości ludzkich i zwierzęcych organów.

- Skąd masz to wszystko?- zdziwiła się.

- Szczury są wszędzie. - odparł Enoch obojętnym tonem, tak jakby to wszytko wyjaśniało.

- Ożywisz dla mnie jednego z homunkulusów?- spytała słodkim głosikiem. Enoch odwrócił wzrok w jej stronę.

- Nie jestem w nastroju. - rzucił obojętnym tonem. Olive przekrzywiła głowę i zamrugała rzęsami.

- Proszę... - odezwał się słodki głosik. Enoch utkwił w niej wzrok.

- Wygrałaś. - rzucił z uśmiechem Enoch.

Mogło się wydawać, że Olive jest tak naprawdę jedyną osobą do jakiej Enoch potrafi się uśmiechnąć.

 Wstał, po czym wyciągnął rękę w stronę dziewczyny, by jej pomóc.

 Oboje podeszli do miejsca pracy; Enoch usiadł na krześle za ladą, a Olive stanęła obok niego, poprawiła czarne rękawiczki i gotowa robić za asystentkę, czekała na prośby.

- Podasz mi tamten słoik?- poprosił po chwili, a Olive spełniła prośbę. Chwilę potem chłopak wyciągnął rękę, po kolejne narzędzie, a zanim zdążył wypowiedzieć chociaż słowo, Olive już mu je wręczyła.

Wyciągnął ze słoika małe serce ociekające krwią i umieścił je w miejsce serca małego homunkulusa. Ten chwilę leżał nieruchomo, po czym poruszył nogą, podniósł się do pozycji siedzącej i pomachał w stronę dziewczyny. Ona podskoczyła i radośnie zaklaskała.

**********

- Gdzie są Enoch i Olive?- spytała Emma. - Nie przyszli, a za chwilę pora na śniadanie.

- Jak zwykle gdzieś się zaszyli. - stwierdził Hugh. - Czy to na statku, czy w sierocińcu. Wszędzie mu nie dogodzi. - dodał, a z jego ust wyleciało  kilka pszczół.

- Nie mówcie tak. - poprosił Jacob.

- Kiedy to prawda. - poparł Horace.

- Tak, tyle że każdy jest inny. Szczególnie osobliwi  - wytłumaczył Jake.

-Tak, Jacob ma rację. - zgodziła się Emma. - W końcu, osobliwi trzymają się razem -przypomniała. Reszta posłuchnie  pokiwała głowami.

- Ale Jake, Enoch cię nie lubi.- stwierdziła Fiona, trochę zawstydzona.

- Nie tyle, co go nie lubi... - wtrąciła Emma. - On poprostu...

- Mnie nie lubi. - dokończył Jake.

- To nie twoja wina. - zapewniła jasnowłosa.

- Trudno stwierdzić, czyja to wina.- mruknął Jake.

Resztę śniadania przesiedzieli w milczeniu, od czasu do czasu odzywając się tylko z prośbą o podanie czegoś.

Po posiłku wszyscy udali się, by kontynuować swoje zajęcia, oprócz Bronwyn, która usiadła na stołku w kącie i cichutko szlochała.

 Jake podszedł do niej i objął ramieniem. 

- Martwisz się o brata?- domyślił się.

Dziewczynka otarła pojedyńczą łzę spływającą po policzku.

- Czy to, co mówi Enoch jest prawdą?- spytała z żalem. 

- Wiesz... bardzo możliwe, ale może nie jest aż tak źle. - spróbował pocieszyć dziewczynkę.- Może coś go ochroniło i Enoch da radę przywrócić go do życia. - podsunął. Z tymi słowami przypomniał sobie, jak Enoch ożywił Victora na kilka sekund, by wystraszyć Jacoba.

- On się nie zgodzi. - rzuciła zrezygnowana Bronwyn. - Nie raz go o to prosiłam. Gdyby nie był taki samolubny i niemiły, już dawno by to zrobił. Ale on twierdzi, że to nic nie da, bo głucholce wyjadły Victorowi oczy i nic by nie widział. - przełknęła ślinę.- Z czasem nawet zaczął to robić, by mnie zdenerwować.

- Chwila, chyba nie łapię. - przerwał jej Jake.- Skoro chcesz żeby Victor wrócił do życia, dlaczego denerwuje cię kiedy Enoch go wskrzesza?

- Victor cierpi, kiedy Enoch go naprawia.- wytłumaczyła.

- "Naprawia"? Tak to nazywacie? - zdziwił się chłopak. Bronwyn smętnie pokiwała głową.

- Victor zawsze mówi, że chce wrócić.

- Wrócić gdzie?

- Do zaświatów. Bo kiedy tutaj jest, czuje ból, rozumiesz?- mówiła dziewczynka.

- Chyba tak...- odpowiedział Jacob. - Przykro mi z powodu Victora. - przyznał.

- No trudno. Pani Peregrine zawsze mówiła, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Widać, Victorowi w innym świecie jest lepiej. Szkoda tylko, że zostawił mnie tutaj samą.

- Chwila moment. Wcale nie jesteś sama. Masz nas, osobliwców.- przypomniał chłopak. 
 
- Masz rację. - stwierdziła Bronwyn, już wcale nie płacząc. Wstała i przytuliła Jacoba tak mocno, że mało brakowało, by chłopak stracił przytomność. Kiedy go puściła, przemówił:

- No, a teraz idź i dołącz do Fiony i Hugh.  Chyba bawią się na dziobie.- dziewczynka posłusznie ruszyła podskakując stronę wyjścia z kajuty.

**********

- Orientujesz się, gdzie mniej więcej jesteśmy?- spytała Emma. Millard uważnie przyjrzał się mapie.

- Według moich obliczeń powinnyśmy zobaczyć wyspę za jakieś osiem godzin. No, chyba że rozpęta się sztorm. Wtedy możemy zapomnieć że dopłyniemy tam jeszcze dzisiaj. - poinformował.

- A... zapowiada się na sztorm? - spytała jasnowłosa.

- Nie wydaje mi się. Na razie.

- W takim razie może powinniśmy płynąć szybciej?- zaproponowała.

- Lepiej nie. Chyba, że chcesz żeby nasz statek skończył jak Titanic.- zaprzeczył Millard.

- Dobrze więc. Zawołaj, jeśli coś zauważysz. 

- Ma się rozumieć. - rzucił niewidzialny chłopiec.

Osobliwe Poszukiwania Pani PeregrineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz