- Enoch! Gdzie idziesz?- krzyknęła Olive, próbując dogonić przyjaciela.
- Gdzieś, gdzie ten czubek nie wejdzie.- rzucił nawet się nie odwracając. Szedł pewnym krokiem, tupiąc butami.
Skręcił na lewe skrzydło okrętu, po czym zszedł wąskimi schodkami, aż doszedł do wielkich metalowych drzwi. Odkręcił zamek i wszedł do środka, pozostawiając je na wpół otwarte. Widocznie jakaś jego cząstka, choć pełna złości i powagi pragnęła, by Olive była przy nim. Dlatego też nie stanowił oporu, gdy weszła do środka pomieszczenia.
Chłopak usiadł, opierając się o przewróconą poziomo szafę. Olive, nie pytając o zgodę, również dosiadła się obok.
- Poprostu mam dosyć tego Amerykańskiego dzieciucha. - rzucił, tak jakby go to usprawiedliwiało. Olive się nie odezwała. Do czasu, kiedy zobaczyła biurko ze słoikami o zawartości ludzkich i zwierzęcych organów.
- Skąd masz to wszystko?- zdziwiła się.
- Szczury są wszędzie. - odparł Enoch obojętnym tonem, tak jakby to wszytko wyjaśniało.
- Ożywisz dla mnie jednego z homunkulusów?- spytała słodkim głosikiem. Enoch odwrócił wzrok w jej stronę.
- Nie jestem w nastroju. - rzucił obojętnym tonem. Olive przekrzywiła głowę i zamrugała rzęsami.
- Proszę... - odezwał się słodki głosik. Enoch utkwił w niej wzrok.
- Wygrałaś. - rzucił z uśmiechem Enoch.
Mogło się wydawać, że Olive jest tak naprawdę jedyną osobą do jakiej Enoch potrafi się uśmiechnąć.
Wstał, po czym wyciągnął rękę w stronę dziewczyny, by jej pomóc.
Oboje podeszli do miejsca pracy; Enoch usiadł na krześle za ladą, a Olive stanęła obok niego, poprawiła czarne rękawiczki i gotowa robić za asystentkę, czekała na prośby.
- Podasz mi tamten słoik?- poprosił po chwili, a Olive spełniła prośbę. Chwilę potem chłopak wyciągnął rękę, po kolejne narzędzie, a zanim zdążył wypowiedzieć chociaż słowo, Olive już mu je wręczyła.
Wyciągnął ze słoika małe serce ociekające krwią i umieścił je w miejsce serca małego homunkulusa. Ten chwilę leżał nieruchomo, po czym poruszył nogą, podniósł się do pozycji siedzącej i pomachał w stronę dziewczyny. Ona podskoczyła i radośnie zaklaskała.
**********
- Gdzie są Enoch i Olive?- spytała Emma. - Nie przyszli, a za chwilę pora na śniadanie.
- Jak zwykle gdzieś się zaszyli. - stwierdził Hugh. - Czy to na statku, czy w sierocińcu. Wszędzie mu nie dogodzi. - dodał, a z jego ust wyleciało kilka pszczół.
- Nie mówcie tak. - poprosił Jacob.
- Kiedy to prawda. - poparł Horace.
- Tak, tyle że każdy jest inny. Szczególnie osobliwi - wytłumaczył Jake.
-Tak, Jacob ma rację. - zgodziła się Emma. - W końcu, osobliwi trzymają się razem -przypomniała. Reszta posłuchnie pokiwała głowami.
- Ale Jake, Enoch cię nie lubi.- stwierdziła Fiona, trochę zawstydzona.
- Nie tyle, co go nie lubi... - wtrąciła Emma. - On poprostu...
- Mnie nie lubi. - dokończył Jake.
- To nie twoja wina. - zapewniła jasnowłosa.
- Trudno stwierdzić, czyja to wina.- mruknął Jake.
Resztę śniadania przesiedzieli w milczeniu, od czasu do czasu odzywając się tylko z prośbą o podanie czegoś.
Po posiłku wszyscy udali się, by kontynuować swoje zajęcia, oprócz Bronwyn, która usiadła na stołku w kącie i cichutko szlochała.
Jake podszedł do niej i objął ramieniem.
- Martwisz się o brata?- domyślił się.
Dziewczynka otarła pojedyńczą łzę spływającą po policzku.
- Czy to, co mówi Enoch jest prawdą?- spytała z żalem.
- Wiesz... bardzo możliwe, ale może nie jest aż tak źle. - spróbował pocieszyć dziewczynkę.- Może coś go ochroniło i Enoch da radę przywrócić go do życia. - podsunął. Z tymi słowami przypomniał sobie, jak Enoch ożywił Victora na kilka sekund, by wystraszyć Jacoba.
- On się nie zgodzi. - rzuciła zrezygnowana Bronwyn. - Nie raz go o to prosiłam. Gdyby nie był taki samolubny i niemiły, już dawno by to zrobił. Ale on twierdzi, że to nic nie da, bo głucholce wyjadły Victorowi oczy i nic by nie widział. - przełknęła ślinę.- Z czasem nawet zaczął to robić, by mnie zdenerwować.
- Chwila, chyba nie łapię. - przerwał jej Jake.- Skoro chcesz żeby Victor wrócił do życia, dlaczego denerwuje cię kiedy Enoch go wskrzesza?
- Victor cierpi, kiedy Enoch go naprawia.- wytłumaczyła.
- "Naprawia"? Tak to nazywacie? - zdziwił się chłopak. Bronwyn smętnie pokiwała głową.
- Victor zawsze mówi, że chce wrócić.
- Wrócić gdzie?
- Do zaświatów. Bo kiedy tutaj jest, czuje ból, rozumiesz?- mówiła dziewczynka.
- Chyba tak...- odpowiedział Jacob. - Przykro mi z powodu Victora. - przyznał.
- No trudno. Pani Peregrine zawsze mówiła, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Widać, Victorowi w innym świecie jest lepiej. Szkoda tylko, że zostawił mnie tutaj samą.
- Chwila moment. Wcale nie jesteś sama. Masz nas, osobliwców.- przypomniał chłopak.
- Masz rację. - stwierdziła Bronwyn, już wcale nie płacząc. Wstała i przytuliła Jacoba tak mocno, że mało brakowało, by chłopak stracił przytomność. Kiedy go puściła, przemówił:- No, a teraz idź i dołącz do Fiony i Hugh. Chyba bawią się na dziobie.- dziewczynka posłusznie ruszyła podskakując stronę wyjścia z kajuty.
**********
- Orientujesz się, gdzie mniej więcej jesteśmy?- spytała Emma. Millard uważnie przyjrzał się mapie.
- Według moich obliczeń powinnyśmy zobaczyć wyspę za jakieś osiem godzin. No, chyba że rozpęta się sztorm. Wtedy możemy zapomnieć że dopłyniemy tam jeszcze dzisiaj. - poinformował.
- A... zapowiada się na sztorm? - spytała jasnowłosa.
- Nie wydaje mi się. Na razie.
- W takim razie może powinniśmy płynąć szybciej?- zaproponowała.
- Lepiej nie. Chyba, że chcesz żeby nasz statek skończył jak Titanic.- zaprzeczył Millard.
- Dobrze więc. Zawołaj, jeśli coś zauważysz.
- Ma się rozumieć. - rzucił niewidzialny chłopiec.
CZYTASZ
Osobliwe Poszukiwania Pani Peregrine
FanfictionJake i jego osobliwi przyjaciele ratują panią Peregrine przed eksperymentem w Blackpool, ale kiedy myślą, że mogą bezpiecznie wracać do domu, okazuje się, że czeka ich jeszcze niezliczona ilość nowych niebezpiecznych przygód, nowych przyjaciół i now...