#35.

149 20 6
                                    

- On nigdy nie był ze mnie dumny. - rzuciła Rose. -Wątpię żeby miał na uwadze jakąkolwiek zmianę. - dodała.

- A czy pomyślałaś o tym jak twój ojciec poczuł się kiedy go opuściłaś? - drążył Cleyton.

- Nie będę postępowała tak jak ty chcesz!

- Och, przestań, nikt ci nie każe. Bardziej chodzi mi o to, żebyś została z nami z własnej woli. - zaczął mężczyzna. - Spójrz na to z innej strony; gdyby nie te bahory z którymi właśnie się zadajesz twój ojciec dokonczylby eksperyment i zyskał niesamowitą moc. Gdybyś wtedy nie uciekła tez byś taką miała.

- On zamienił mnie w potwora!

- Nie chciał tego i dobrze o tym wiesz.

-Ale... - dziewczynie skończyły się argumenty.

- Wróć do nas. Jestem przecież bratem twojego taty. Możesz być znowu normalnym i szczęśliwym dzieckiem. - Rose chwilę stała nieruchomo.

 Popatrzyła na swoje blade ręce, potem dotknęła swoich poszarpanych w nieładzie kruczych włosów i myślała o oczach przepełnionych bielą.

- Jestem jedną z was... -wyszeptała cicho.-Ale nie musze być taka jak wy!- wykrzyknęła wręcz.

W jednej chwili zmieniła się w głucholca i rzuciła się na Cleytona.

Ten krzyknął z przerażeniem. Rose nie zważając na nic zaczęła walić go długimi łapskami. Przygniotła go do ziemi.

 W tej chwili potrafiła myśleć tylko o jednym: "On jest zły... On chce skrzywdzić moich przyjaciół..."

 Zaczęła walić go jęzorami.

 "On jest zły... On Chce skrzywdzić..." Z każdą chwilą coraz bardziej zapominała, co nią kieruje.

 "Jest zły... Skrzywdzić..." Cleyton szamotał się ale na marne. Uścisk bestii był niewiarygodnie mocny.

"Jest zły..." Popatrzyła na jego białe oczy.

"Zły..." Jedna chwila wystarczyła na wyssanie przez Rose gałek ocznych Cleytona.

Mężczyzna leżał juz martwy na środku dziedzińca a Rose połykała gałki oczne. Nie wydały jej się jednak wystarczającą porcją. 

Enoch popatrzył na dwa oblane farbą głucholce które zabijały kolejne upiory.

- Dobra robota. -rzuciła Olive. Enoch juz miał coś odpowiedzieć kiedy usłyszał za plecami okropnie znajomy glos:

- Właśnie, Enoch. Dobra robota. - odwrócili się i ujrzeli Grace. - A teraz, czas abyśmy wyrównali rachunki.

- Zostaw go!-nakazała Olive.

- Śmieszna jesteś? On zrobi dokładnie to co mu każe i nie ma wyjścia. Dobrze o tym wiesz.-skierowała wzrok na Enocha, tak jak wszyscy na dziedzincu; nawet upiory. - Enoch O'Connor... - zaczęła szeptem wymawiać jego imię. - Każ tym głucholcom zabić MOICH wrogów!- nakazała stanowczo. Enoch popatrzył się na nią w milczeniu. Olive nie mogła się nawet odezwać.

- Jak sobie życzysz. -rzucił. Rudowłosa jeknęła z przerażeniem. - Głucholce!- zaczął głośno chłopak. - Zabijcie MOICH wrogów! - nakazał. Głucholce w jednej chwili ruszyły spowrotem na upiory.

- Nie! Nie o to chodziło! - wydzierała się Grace. -Dobrze wiesz ze nie o to chodziło!

- Sama powiedziałaś ze muszę zrobić dokładnie to co mi każesz. Wiec zrobiłem.- zauważył Enoch.

- Idiota z ciebie!

- Ale skuteczny. - uśmiechnął się chłopak.

Rose i pozostałe dwa głucholce  jednym szybkim ruchem znalazły się przy Grace.

Rose podniosła ją jednym z języków, podczas gdy ta darła się bez opamiętania.

- Zostaw mnie! - Ale Rose myślała tylko o jednym: "Zła... zabić ją..." W jednej chwili Grace upadła bez tchu... i bez gałek ocznych na ziemię.

Reszta upiorów popatrzyła bezwładnie na martwą dziewczynę w czarnej sukni i na Nie żywego Cleytona. Stracili obu dowódców. Pozostało im tylko...

- W nogi! - wrzasnął jeden z upiorów. Cała zgraja która została na polu walki czym prędzej popędziła do wyjścia z dziedzińca.

W następnej chwili dwa głucholce ożywione przez Enocha padły ma ziemię nieżywe.

Rozpoczęły się liczne, huczne wiaty. Wszyscy krzyczeli bez opamiętania ze szczęścia. Wielką falę radości przerwała Clarie.

- A co z panią Peregrine!?- zmartwiła się dziewczynka. Zapadła cisza. - Grace gdzieś ją uwięziła. Kiedy ją widziałam, była w klatce. Możliwe że w miejscu gdzie Grace zaniosła panią Peregrine będzie też panna Accipiter.

- Zaraz zaraz. - przerwał jej Millard. - Pani Peregrine jest w klatce? Kiedy ją widziałaś?

- W jednym z pokoi w twierdzy na suficie są drzwi i... - ucięła ponieważ uslyszała niepokojący ryk za plecami.

 Wszyscy się odwrócili; Rose wolnym krokiem zmierzała ku nim z wystawionymi jęzorami. Najmłodsze dziewczynki zaczęły piszczeć ze strachu.

- Rose, musisz spróbować się przemienić. - tłumaczył spokojnie Jake.

- Ona już Cię nie zrozumie. - przerwał mu Millard. W duchu tak bardzo się cieszył ze nikt nie może zobaczyć splywających po jego policzkach łez. - Teraz najważniejsze jest dla niej tylko jedno...- nie był w stanie skończyć zdania.

- Tylko w taki sposób... odzyska człowieczeństwo...?- spytał cicho Jacob.

Millard pokręcił głową.

- Nie odzyska go. W żaden sposób... - wyszeptał.- Zmieniła się w głucholca, i tylko w głucholca. Zawsze. -  Oboje cofnęli się gwałtownie kiedy głucholec zbliżył się znacznie.

- Pamiętasz, co kazała nam zrobić? - to było bardziej stwierdzenie niż pytanie.

- Tak...- rzucił smutno Millard. - Ale... może się jeszcze przemieni... może... potrzebuje tylko trochę czasu...

- Mill, jeśli damy jej trochę czasu to tak jakbyśmy siebie podali na podwieczorek.

-  Chyba, Masz rację...- skinął głową chłopak.

Podszedł do nich Enoch.

- Ale patrz; z drugiej strony, Rose jest teraz niewidzialna i nie będziesz widział jak umiera. -uśmiechnął się szyderczo. 

- Enoch, nie pomagasz. - mruknął Jake.

- Wiem przecież. - rzucił ze śmiechem.

Osobliwe Poszukiwania Pani PeregrineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz