- Gdzie one poszły? - rzucił Jake, bowiem Emma, Fiona i Rose od godziny nie wracały.
- Zachciało im się bawić w ziemi - prychnął Enoch.
- Napewno niedługo wrócą - zapewnił Millard. - Myślę, że trzeba zadbać o rozniecenie ognia - dodał.
- Sugerujesz, że będziemy tutaj spać? - zdziwił się Horace. - A mój garnitur? Zabrudzi się - rzucił z urazą.
- Bardzo się cieszę, że tak przejmujesz się losem własnego ubrania, ale może bądźmy realistami i ogarnijmy się choć przez chwilę? - zaproponował Enoch.
- Tak, on ma rację - przyznał Jake. - Nazbierajmy drewna na ognisko, zanim zrobi się ciemno - postanowił.
**********
- Chyba możemy już wracać - stwierdziła Bronwyn, dźwigając cały stos drewna. Przed nią szła Olive, szukając na szlaku materiału na ognisko.
- Myślisz, że tyle wystarczy? - spytała, a kiedy odwróciła się w stronę Bronwyn, spostrzegła, że kompletnie jej nie widać zza stosu drewna.
- Tak... tak myślę - wystękała dziewczynka.
- W takim razie wracaj na brzeg, a ja za chwilę do ciebie dołączę - rzuciła rudowłosa. Po chwili została sama.
Przeszła jeszcze kilka kroków, kiedy uslyszała za sobą kroki kogoś innego.
- Olive, możemy pogadać? - spytał Enoch.
Dziewczyna przytaknęła i usiadła na jednym z przewróconych przez Rose pni drzew. Chłopak zrobił to samo. - To ona wołała cię z lasu przybierając moją postać, mam rację? - spytał, mając na myśli Rose.
- Na to wygląda - rzuciła Olive. - I, jak mówiłeś, pewnie udawała także mnie. No wiesz, martwą - dodała.
- Całe szczęście, że to tylko ona, a nie prawdziwa ty - chłopak odetchnął z ulgą. Zawiał mocniejszy wiatr, przenikliwy i chłodny. Zapadła głucha cisza. Jednak przerwała ją dziewczyna.
- Daj mi swoją rękę - poprosiła. Enoch, lekko zdziwiony, podał jej dłoń. Rudowłosa zdjęła jedną z rękawiczek i położyła na jego ręce swoją, a chłopak już po chwili poczuł przyjemne ciepło rozchodzące się po całym ciele. Uśmiechnął się. Dłonie Olive zawsze były ciepłe. Jego wręcz przeciwnie.
- Zaraz zacznie padać - stwierdził chłopak.
- Jesteś słodki, ale na deszczu się nie rozpuścisz - zaśmiała się Olive. Enoch też się uśmiechnął.
- Może jednak lepiej chodźmy do reszty. Jake prosił, żebyś rozpaliła ognisko z drewna, które przyniosła Bronwyn.
- A od kiedy Enoch słucha się Jacoba i przekazuje Olive to, co Jacob chciał, żeby Enoch jej przekazał? - spytała sarkastycznie.
- A wolisz siedzieć tutaj i moknąć? - z tymi słowami z nieba zaczęły spadać pojedyncze krople deszczu.
Małe krople zamieniły się w większe. Większe - w duże, a duże - w największe. Chłopak popatrzył na Olive: miała już częściowo mokre włosy, po których spływała woda z nieba.
Nachylił się, by ją pocałować, ale w ostatniej chwili...
- Hej! Olive! Enoch! Wołają was! - krzyknął nadbiegający Millard.
Oboje odsunęli się od siebie i podeszli do chłopca.
- Kto nas woła? - spytała łagodnie Olive.
- Jake. Prosi, żebyś rozpaliła ogień. Znalazł jaskinie i powiedział, że tam spędzimy noc. - wyjaśnił.
Enoch popatrzył na dziewczynę, jakby chciał powiedzieć: "A nie mówiłem? "
- Już idziemy - rzucił chłopak i skierował się w stronę brzegu.
**********
- Ciepło wam? - spytała Olive, rozniecając ognisko w jaskini.
- Jest dobrze - rzuciła Rose. Kilka innych głosów potwierdziło jej słowa. Rudowłosa usiadła na ziemi pomiędzy Emmą a Enochem na legowisku z trawy i liści, które wcześniej za pomocą magii uformowała Fiona.
Długo jeszcze siedzieli i obmyślali plan na zajutrz, aż Enoch całkiem niechcący poruszył pewien nieprzerobiony temat...
- Rose, płyniesz z nami w końcu czy nie? - spytał bawiąc się patykiem. Wszyscy skierowali na niego zbulwersowany wzrok. - No co? - dopiero po chwili zrozumiał, o co chodzi. - A... Millard! Jeszcze jej nie powiedziałeś? - prychnął.
- O czym miał mi powiedzieć? - zainteresowała się Rose. Gdyby można było zobaczyć minę Millarda, każdy śmiało mógłby stwierdzić, że skrzywił się okropnie.
- Ja... yyy... zrobiło się już późno. Może lepiej chodźmy juz spać - zaproponował.
- Mill, nie mamy czasu. Jutro rano stąd odpływamy. Albo mówisz jej teraz, albo Enoch to zrobi - zdecydował Horace. Niewidzialny chłopak ciężko westchnął.
- Dobrze zatem. Chodź, Rose - zwrócił się do dziewczyny. - W imieniu naszej brygady to ja zostałem wybrany do przekazania ci pewnych nienajlepszych wieści - stwierdził i skinął głową w stronę wyjścia z jaskini. Rose podąrzyła za nim.
- Co chciałeś mi powiedzieć? - spytała, gdy wyszli i usiedli na jednym z pni. Deszcz przestał juz padać, ale dalej wiał wiatr. Cierpliwy słuchacz mógłby usłyszeć, jak powiew śpiewa, tańczy wśród chmur, ale to nie była chwila na obserwacje piękna przyrody.
- Tak jak mówiłem, nie mam dobrych wieści - zaczął.
- Nie mogą być takie złe, skoro to właśnie ty mi je mówisz. - uśmiechnęła się. Chłopak posmutniał kiedy uświadomił sobie ze ten piękny uśmiech zniknie zaraz z jego winy.
Zawiał wicher, a brązowe włosy dziewczyny zakręciły się w powietrzu po czym opadły. Chłopak wziął głęboki oddech i zaczął spokojnie:
- Nie chciałabyś wrócić z nami do domu? No wiesz, w końcu nie możesz zostać tutaj na niewiadomo ile.
- Lubie to miejsce, po za tym, czuję się tutaj bezpiecznie. A mój tata niedługo po mnie wróci. - upierała się.
- Rose, muszę ci coś powiedzieć. - Millard wziął głęboki wdech. - Twój tata tu nie przypłynie. - dziewczynka się skrzywiła.
- Jak to nie? Obiecał mi.
- Proszę, nie złość się na mnie.
- Nie złoszczę się. Poprostu mówię że nie masz racji bo mój tata po mnie wróci.
- Rose, on nie żyje...
CZYTASZ
Osobliwe Poszukiwania Pani Peregrine
FanfictionJake i jego osobliwi przyjaciele ratują panią Peregrine przed eksperymentem w Blackpool, ale kiedy myślą, że mogą bezpiecznie wracać do domu, okazuje się, że czeka ich jeszcze niezliczona ilość nowych niebezpiecznych przygód, nowych przyjaciół i now...