#7.

268 26 4
                                    

- Gdzie one poszły? - rzucił Jake, bowiem Emma, Fiona i Rose od godziny nie wracały.

- Zachciało im się bawić w ziemi - prychnął Enoch.

- Napewno niedługo wrócą  - zapewnił Millard. - Myślę, że trzeba zadbać o rozniecenie ognia - dodał.

- Sugerujesz, że będziemy tutaj spać? - zdziwił się Horace. - A mój garnitur? Zabrudzi się - rzucił z urazą.

- Bardzo się cieszę, że tak przejmujesz się losem własnego ubrania, ale może bądźmy realistami i ogarnijmy się choć przez chwilę? - zaproponował Enoch.

- Tak, on ma rację  - przyznał Jake. - Nazbierajmy drewna na ognisko, zanim zrobi się ciemno - postanowił.

**********

- Chyba możemy już wracać - stwierdziła Bronwyn, dźwigając cały stos drewna. Przed nią szła Olive, szukając na szlaku materiału na ognisko.

- Myślisz, że tyle wystarczy? - spytała, a kiedy odwróciła się w stronę Bronwyn, spostrzegła, że kompletnie jej nie widać zza stosu drewna.

- Tak... tak myślę - wystękała dziewczynka.

- W takim razie wracaj na brzeg, a ja za chwilę do ciebie dołączę - rzuciła rudowłosa. Po chwili została sama.

Przeszła jeszcze kilka kroków, kiedy uslyszała za sobą kroki kogoś innego.

- Olive, możemy pogadać? - spytał Enoch.

Dziewczyna przytaknęła i usiadła na jednym z przewróconych przez Rose pni drzew. Chłopak zrobił to samo. - To ona wołała cię z lasu przybierając moją postać, mam rację? - spytał, mając na myśli Rose.

- Na to wygląda - rzuciła Olive. - I, jak mówiłeś, pewnie udawała także mnie. No wiesz, martwą - dodała.

- Całe szczęście, że to tylko ona, a nie prawdziwa ty - chłopak odetchnął z ulgą.  Zawiał mocniejszy wiatr, przenikliwy i chłodny.  Zapadła głucha cisza. Jednak przerwała ją dziewczyna.

 - Daj mi swoją rękę - poprosiła. Enoch, lekko zdziwiony, podał jej dłoń. Rudowłosa zdjęła jedną z rękawiczek i położyła na jego ręce swoją, a chłopak już po chwili poczuł przyjemne ciepło rozchodzące się po całym ciele. Uśmiechnął się. Dłonie Olive zawsze były ciepłe. Jego wręcz przeciwnie.

- Zaraz zacznie padać - stwierdził chłopak.

- Jesteś słodki, ale na deszczu się nie rozpuścisz  - zaśmiała się Olive. Enoch też się uśmiechnął.

- Może jednak lepiej chodźmy do reszty. Jake prosił, żebyś rozpaliła ognisko z drewna, które przyniosła Bronwyn.

- A od kiedy Enoch słucha się Jacoba i przekazuje Olive to, co Jacob chciał, żeby Enoch jej przekazał? - spytała sarkastycznie.

- A wolisz siedzieć tutaj i moknąć? - z tymi słowami z nieba zaczęły spadać pojedyncze krople deszczu.

Małe krople zamieniły się w większe. Większe - w duże, a duże - w największe. Chłopak popatrzył na Olive: miała już częściowo mokre włosy, po których spływała woda z nieba.

Nachylił się, by ją pocałować, ale w ostatniej chwili...

- Hej! Olive! Enoch! Wołają was! - krzyknął nadbiegający Millard.

Oboje odsunęli się od siebie i podeszli do chłopca.

- Kto nas woła? - spytała łagodnie Olive.

- Jake. Prosi, żebyś rozpaliła ogień. Znalazł jaskinie i powiedział, że tam spędzimy noc. - wyjaśnił.

Enoch popatrzył na dziewczynę, jakby chciał powiedzieć: "A nie mówiłem? "

- Już idziemy - rzucił chłopak i skierował się w stronę brzegu.

**********

- Ciepło wam? - spytała Olive, rozniecając ognisko w jaskini.

- Jest dobrze - rzuciła Rose. Kilka innych głosów potwierdziło jej słowa. Rudowłosa usiadła na ziemi pomiędzy Emmą a Enochem na legowisku z trawy i liści, które wcześniej za pomocą magii uformowała Fiona.

Długo jeszcze siedzieli i obmyślali plan na zajutrz, aż Enoch całkiem niechcący poruszył pewien nieprzerobiony temat...

- Rose, płyniesz z nami w końcu czy nie? - spytał bawiąc się patykiem. Wszyscy skierowali na niego zbulwersowany wzrok. - No co? - dopiero po chwili zrozumiał, o co chodzi. - A... Millard! Jeszcze jej nie powiedziałeś? - prychnął.

- O czym miał mi powiedzieć? - zainteresowała się Rose. Gdyby można było zobaczyć minę Millarda, każdy śmiało mógłby stwierdzić, że skrzywił się okropnie.

- Ja... yyy... zrobiło się już późno. Może lepiej chodźmy juz spać - zaproponował.

- Mill, nie mamy czasu. Jutro rano stąd odpływamy. Albo mówisz jej teraz, albo Enoch to zrobi - zdecydował Horace. Niewidzialny chłopak ciężko westchnął.

- Dobrze zatem. Chodź, Rose - zwrócił się do dziewczyny. - W imieniu naszej brygady to ja zostałem wybrany do przekazania ci pewnych nienajlepszych wieści - stwierdził i skinął głową w stronę wyjścia z jaskini. Rose podąrzyła za nim.

- Co chciałeś mi powiedzieć? - spytała,  gdy wyszli i usiedli na jednym z pni. Deszcz przestał juz padać, ale dalej wiał wiatr. Cierpliwy słuchacz mógłby usłyszeć, jak powiew śpiewa, tańczy wśród chmur, ale to nie była chwila na obserwacje piękna przyrody.

- Tak jak mówiłem, nie mam dobrych wieści - zaczął.

- Nie mogą być takie złe, skoro to właśnie ty mi je mówisz. - uśmiechnęła się. Chłopak posmutniał kiedy uświadomił sobie ze ten piękny uśmiech zniknie zaraz z jego winy.

Zawiał wicher, a brązowe włosy dziewczyny zakręciły się w powietrzu po czym opadły. Chłopak wziął głęboki oddech i zaczął spokojnie:

- Nie chciałabyś wrócić z nami do domu? No wiesz, w końcu nie możesz zostać tutaj na niewiadomo ile.

- Lubie to miejsce, po za tym, czuję się tutaj bezpiecznie. A mój tata niedługo po mnie wróci. - upierała się.

- Rose, muszę ci coś powiedzieć. - Millard wziął głęboki wdech. -  Twój tata tu nie przypłynie.  - dziewczynka się skrzywiła.

- Jak to nie? Obiecał mi.

- Proszę, nie złość  się na mnie.

- Nie złoszczę się. Poprostu mówię że nie masz racji bo mój tata po mnie wróci.

- Rose, on nie żyje...

Osobliwe Poszukiwania Pani PeregrineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz