#36.

173 18 1
                                    

Jake uniósł kuszę.

 W każdej chwili był gotów oddać strzał.

"Niewiarygodne!" - pomyślał -" Muszę zabić przyjaciółkę! Która narażała dla nas życie, a teraz sama musi się poświęcić!" - przez chwilę rozwarzał inną opcje; może poprostu uciec, a Rose zostawić tutaj, w pętli panny Accipiter? Osobliwi uciekną a Rose zostanie w zamkniętej pętli na zawsze i nikomu z nich nie zagrozi.

"Nie, to zbyt ryzykowne. Poza tym istnieje prawdopodobieństwo że panna Accipiter zresetuje pętlę".

- Zastrzel ją w końcu!- rzucił z udawanym wyrzutem Enoch. Odwrócił się od reszty, gdy poczuł, że gdzieś głęboko w nim zrodziło się uczucie współczucia dla dziewczynki. Spróbował to zdusić. 

Jake ustawił strzałe i czekał tylko aż Rose podejdzie bliżej niego.

W jednej chwili Fiona krzyknęła:

- Patrzcie! Pani Peregrine!- wskazała palcem granatowego sokoła wylatującego przez okno z zamku.

Za nim trochę dalej leciała panna Accipiter w ciele orła.

- Jake, mam to zrobić za ciebie!?- irytował się Enoch, żeby bardziej się nie rozkleić.

- Nawet byś jej nie zobaczył. - zauważył krótko Jacob. Enoch przewrócił oczami z arogancją.

-To na co czekasz?!

Jake uniósł kuszę odrobinę wyżej, na ramię. Wycelował strałą idealnie w Rose i juz miał wypuszczać grot kiedy w ostatniej chwili...

- Nie!- wrzasnął Millard. Jednym ruchem popchnął Jacoba tak, żeby strzała poleciała w góre. Pech chciał, że zanim wszyscy zorientowali się, co się stało, panna Accipiter leżała martwa w ciele ptaka na dziedzincu obok osobliwców.

- Millard...- wyjąkał Jake. - Zastrzeliliśmy ymbrynkę...!

- O mój Boże! - przeraziła się Fiona.

- Ale... ja nie chciałem... przecież wiecie...!- tłumaczył się Millard. W tym momencie obok niego wylądowała pani Peregrine i jednym szybkim ruchem zmieniła się w człowieka.

- Jake, proszę, dokończ to co zacząłeś. - poleciła surowym tonem.

 Jacob szybko nastawił kuszę spowrotem i wycelował w Rose. Oddał strzał, próbując nie patrzeć na cierpienie potwora. Zdołał jedynie uchwycić jak Rose upada martwą na ziemie.

Odwrócił wzrok najszybciej jak tylko mógł. Z obrzydzeniem odrzucił kuszę - narzędzie zbrodni - na chodnik. Nie miał już zamiaru dotykać tej okropnej rzeczy. I dotrzymałby swojego postanowienia gdyby nie pani Peregrine:

- Panie Portman, myśli pan że tego typu narzędzia spadają nam z nieba? Proszę podnieść sprzęt i szanować go, bo jak widzę, w czasie tej podróży nie raz miał zaszczyt się panu przydać. - wypaliła ymbrynka.

 Chłopak z niechęcią podniósł kuszę i założył ją na plecy. Popatrzył na Millarda: sam nie miał pojęcia czy cieszy się ze nie widzi jego wyrazu twarzy czy nie.

- Panie Nullings. - zaczęła ostro pani Peregrine. - Zdaje pan sobie sprawę, że zabił pan pannę Accipiter? Czy wie pan, ile to dla mnie znaczy? Może Pan zapomnieć że kiedy wrócimy do sierocińca uniknie pan kary. Zdaje pan sobie sprawę ze nie ujdzie to panu płazem?

- Tak, strasznie przepraszam.- wydukał szepcząc.

- Czy pani powiedziała, "kiedy wrócimy do sierocinca"? - zdziwił się Hugh.

- Przecież pętla się zamknęła. - przypomniała Emma.

- A sierociniec zbombardowano.- dodała Fiona.

- Jak wogóle uciekła pani od Grace? - spytała Olive.

- Cóż, to dość długa historia. Panienka Grace przekazała klatkę ze mną i z panną Accipiter jednemu z upiorów, jednak szczęście nam dopisało i mężczyzna przewrócił się o stojące na środku korytarza buty.- wyjaśniła, wyraźnie gestykulując.- Nie mam bladego pojęcia co one tam robiły, jednakże ktoś kto je tam zostawił uratował nam życie. - wyjaśniła.

 Horace z uśmiechem popatrzył na swoje bose stopy.

 - Upiór połknął się, upuscił klatkę a ona się otworzyła. Ja i panna Accipiter szybko uciekłyśmy. Jak widać niestety tylko mnie było pisane przeżyć, mam rację panie Nullings?- zwróciła się do Millarda z pogardą.- Co się tyczy naszego ukochanego domu, obiecuję wam że wszystko wróci do normy.

- Ale jak?- zdziwił się Hugh.

- Wszystkiego się dowiecie, jednakże teraz koniecznie musimy opuścić pętlę panny Accipiter nim się zamknie. - zadecydowała ymbryna.

- Trzeba przejść przez bramę. - rzucił Jake. - To tam weszliśmy do pętli.

- Naturalnie. Masz całkowitą rację, Jake.- zgodziła się pani Peregrine. Uśmiechnęła się ale zaraz po chwili jej uśmiech przygasł i zamienił się w niepokój. - Panie Portman, pan krwawi! - przeraziła się.

- Wszystko w porządku, dojdę do siebie. - rzucił spokojnie Jacob.

 - Pozostaje mi jedynie kilka pytań. - zaczęła zatem ymbryna. - Po pierwsze: kto wpadł na pomysł aby ukraść Cairnholmijski prom z przystani?

"Nie do wiary!" - pomyślał Jake - "My właśnie uratowalismy siebie na wzajem a ona bredzi o tym ze kradzież Łodzi jest czymś Nie dobrym! "

- To nie my go ukradliśmy. - pospieszył z wyjaśnieniami chłopak. - Odbyliśmy go upiorom. To one go ukradły.

- Ach tak, i zapewne żadne z was nie zechciało użyczyć sobie promu? - spytała podejrzliwie kobieta.

- No... był taki pomysł...- przyznała Bronwyn.

Pani Peregrine ciężko westchnęła jednak zaraz potem jej wyraz twarzy zmienił się na bardziej zdeterminowany.

- O ile mnie pamięć nie zawodzi, gołębie panny Avocet wspomniały także o ciaglych kłótniach i sprzeczkach... Mnóstwo problemów, których sobie nie życzę. A skoro już wszystko sobie wyjaśniliśmy, pozostaje mi jeszcze tylko trzecia sprawa; panie O'Connor, proszę na stronę. - jej ton znów zmienił się w surowy i stanowczy.

Enoch rozejrzał się po pozostałych jakby to nie o niego chodziło. Popatrzył ze zdziwieniem na panią Peregrine.

 - Chyba pan nie usłyszał.- stwierdziła kobieta.- Pragnę odbyć z panem poważną rozmowę. Chyba mogę liczyć na to, że zachowa się pan dojrzale, mam nadzieje?

- Yyy... tak... juz idę...- wyjąkał Enoch, całkowicie zbity z tropu. Wahającym się krokiem podszedł do ymbryny i jeszcze dalej, kiedy ta oddaliła sie znacznie od reszty podopiecznych.
 
- Możesz mi łaskawie wyjawić, co tobą pokierowało kiedy to podjąłeś próbę zamordowania Jacoba?- zaczęła kiedy byli już wystarczająco daleko aby nikt ich nie usłyszał. Jej głos sprawiał wrażenie jednocześnie szept co i wrzasku. Przeszywał chłopaka na wylot. Wręcz paraliżował.

- Jjja... ja... wcale... wcale nie chciałem go... zabić... - wydukał w końcu.

- Och, ależ oczywiście ze nie! Wręcz przeciwnie, próbował go pan nauczyć pływać! - uniosła się z sarkazmem.

-Ja...

- Nie będę tolerowała takiego zachowania. Ostrzegam cie. Od zawsze dawałam panu wolną rękę, pozwalałam działać na własną odpowiedzialność, mając na uwadze ten dość zaborczy i egoistyczny charakter, mając do Pana szacunek na który pan poniekąd zasługuje, jednakże przysięgam ze jeżeli będzie Pan tak niedojrzały usunę te wszystkie prawa i przywileje i wróci pan do Londynu do rodzinnego domu. Przypomnij mi proszę, co twoi rodzice powiedzieli gdy dowiedzieli się co potrafisz robić?

Enoch posępnie skierował wzrok na ziemię.

- "Nie chcemy kogoś, kto psuje nam interesy, nie ważne czy to nasz syn czy obcy człowiek".- zacytował słowa własnego ojca.

- Dokładnie. Radzę to panu sobie przypomnieć kiedy znów przyjdzie panu do głowy tak absurdalna myśl.

-Tak... Ma się rozumieć. - skinął głową.

- Mam nadzieję. - zakończyła pani Peregrine. Podeszła do reszty osobliwców i ogłosiła na forum: - Wracajmy do domu!

Osobliwe Poszukiwania Pani PeregrineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz