#21.

183 19 4
                                    

Osobliwcy cofnęli się o krok.

- Grace? - zdziwił się Jacob. - Co ty tu...?

- Ona trzyma z upiorami. - przypomniała Emma. - Grace, zostaw nas w spokoju!- nakazała.

- Ależ ja chcę wam tylko pomóc. - tłumaczyła. - Proszę, nie wydam was upiorom. Chce wraz z wami wrócić do  domu i w końcu żyć spokojnym życiem z dobrymi ludźmi.

- Dlaczego upiory cię nie pojmały?- zdziwiła się Olive.

- Och, a czy nie cieszy was fakt, że jestem wolna i chcę wam pomoc?- oburzyła się Grace.- Chciałam zdobyć klucz i was uwolnić, jednakże Rose była szybsza. - wytłumaczyła.

- Niby dlaczego mielibyśmy ci wierzyć? - spytała podejrzliwie Emma.

- Ponieważ, gdyby współpracowała z upiorami, nie powiedziałabym wam że jeden właśnie się za wami składa.-rzuciła dziewczyna.

 Osobliwcy natychmiast się odwrócili i ujrzeli upiora z taką samą pałką, jaką miał strażnik piwnicy.

 Jake szybko dobył kuszy, nasunął strzałe, celując we wroga i wypuścił pocisk. Sekundę potem upior leżał martwy.

- Niech będzie.  - zgodził się Jacob. Emma i Olive niemal w tym samym momencie ciężko westchnęły. Grace za to obdarzyła chłopaka szczerym uśmiechem. - Ale, Grace...- zawahał się Jake. - Możesz powiedzieć nam jaką posiadasz osobliwość? -spytał grzecznie.

- Oczywiście że mogę. -odparła z uśmiechem.-Jednakże to nie znaczy wcale ze muszę. - dodała i zamknęła temat. -To jak? Co robimy z tymi upiorami?

**********

- Zachowajcie absolutną ciszę. - nakazał Jacob, kiedy wchodzili z powrotem do piwnicy. Zamknęli drzwi i czekali.

- Upiory wstaną lada moment. - rzucił Horace. - W pierwszej kolejnosci zapewne zechcą odwiedzić nas, by pytać o miejsce pobytu pani Peregrine.

- Tak, ale kiedy dowiedzą się, co się dzieje ze statkiem... -zaczął Jake.

- Rozpłaczą się jak małe dzieci?-rzucił z sarkazmem Enoch.

- Nie. -odparła Claire. - To by było mało rozsądne. -zauważyła.

-Miejmy tylko nadzieje że Millard wszystko zrobi idealnie. - dodał Jacob.- Nic nie może pójść inaczej niż zaplanowaliśmy. -dodał.

- I módlmy się żeby Rose odciągnęła głucholce wystarczająco daleko.- przypomniała Fiona.

- I żeby Millard się nie rozkleił, jeśli ona tego nie przeżyje.  - dodał Hugh. Jacob popatrzył na  info spode łba.

- Wiesz, że to nie było miłe? - rzucił.

- Przecież Enoch ciągle mówi coś podobnego.- zauważył chłopiec.

- A chcesz skończyć jak Enoch? - spytał Horace. Hugh zmierzył Enocha wzrokiem.

- Chyba nie. -odparł po namyśle.

- Przepraszam, ale co to znaczy, "tak jak ja"? - oburzył się Enoch.

- No wiesz, nie wszyscy chcą wyjść później na egoistycznych nastolatków, którzy widzą ubaw w dokuczaniu innym. - sprostował Horace.

-Ja przynajmniej nie boje się myszy.- prychnął w jego stronę.

- Przestańcie się kłócić. - nakazała Fiona. - Ktoś schodzi po schodach.- rzuciła. Istotnie, zza drzwi dochodził odgłos kroków i specyficzne skrzypienie schodów. Wszyscy natychmiast usiedli w kątach z rękami za plecami. Do pomieszczenia wparował jakiś upiór.

- Wstawać, nędzne szczury!- krzyknął.

-Widzisz, mówiłem wam że jesteśmy szczurami.  - przypomniał Enoch.

-Cisza!- krzyknął upiór. - Cleyton chce się z wami widzieć na głównym pokładzie. - rzucił.- Dla pewności, że żadnemu z was nie strzeli do łba by uciekać na wyspę, zwiąrzę was jeszcze raz. - to mówiąc zdjął z ramienia zwinięty w koło sznur. - Stanąć w rzędzie! - zarządał a osobliwcy wykonali jego polecenie.

On, zamiast przywiązywać wszystkich pokolei upuscił line na podłogę, po czym jednym ruchem ręki sprawił, że sama z siebie zaczęła latać.

- Dar telekinezy. - szepnął Horace.

Kolejnym ruchem nadgarstka upiór sprawił że sznur sam z siebie zaczął związywać osobliwców za ręce. W końcu wszyscy byli przywiązani do jednej liny.

- Hm...- zamyślił się upiór. - Cleyton mówił chyba że byli was więcej. - zawachał się. Jacob udał zdziwionego i wzruszył ramionami. -

Jazda na górę, ale już! - wrzasnął upiór a osobliwcy wyszli jedno za drugim z pomieszczenia.

Weszli po schodach, skręcili w lewo i dotarli na główny pokład promu.

Tam ujrzeli Cleytona stojącego z założonymi rękami.

- No. Skoro już jesteście, może sobie pogada...-nie dokończył bo zwrócił się do upiora który prowadził osobliwców. - Miałeś przyprowadzić wszystkich, idioto! - warknął.

-Nikogo innego tam nie było, szefie.- przyrzekał upiór.

- Było ich więcej! - ryknął Cleyton. Jego wzrok zatrzymał się na Grace. Ta, dosłownie niezauważalnie skinęła głową w jego stronę.

Zrozumiał znak i nie zadał pytania które chodziło mu po głowie. -Gdzie reszta?!- krzyknął poirytowany.

- Dobrze. Jak pan chce.-zaczęła Fiona.-Będziemy z panem szczerzy. Reszta uciekła. - skłamała. Cleyton zbliżył się do dziewczynki tak jakby chciał ją uderzyć, jednak tylko wycedził przez zęby:

- Co to znaczy, "uciekli"?

- Bali się. Nie chcieli utonąć. - wyjaśnił Jake.

- Co? Jak to utonąć?- zdziwił się Cleyton.

- No, myślę... to znaczy... podejrzewam, że powinien pan jednak wiedzieć, co dzieje się ze statkiem. - rzucił Jacob.

- O czym ty do cholery mówisz!?

- No jak to o czym?- zdziwił się chłopak. - Mam na myśli ster, który sam się kręci, a statek sam zaczyna się ruszać. - wskazał palcem na ruszający się ster, którym tak naprawdę kręcił Millard. Nagle statek gwałtownie się poruszył, jednak dalej trzymała go kotwica.

"Olive najwyraźniej uruchomiła piec" - pomyślał Jacob.

Cleyton natychmiast zaczął się drzec:

- Awaria! Ludzie! Statek wariuje!

Osobliwe Poszukiwania Pani PeregrineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz