1. Poznajmy się. Ja nazywam się samotność.

4.6K 259 22
                                    

Biorę dwa głębokie wdechy i silę się na słaby uśmiech. Nie. Praca nie może mnie tak wykańczać, zresztą, to nawet nie jest praca! Po prostu muszę tam wejść, dać swojemu szefowi plik dokumentów i zapytać czy nie napiłby się kawy. Od razu się krzywię. Nienawidzę robić mu kawy. Zbieram się do kupy, bo jeszcze chwila i ktoś tu przyjdzie, a ja wyjdę na skończoną idiotkę. Swoją drogą, Beata mogłaby śmiało robić to wszystko za mnie. Po cholerę ja tu pracuję? Po co?

Kończę już ten wewnętrzny monolog i naciskam klamkę. Nie pukam – taką dostałam instrukcję. Pracownik ma po prostu wejść, jeśli przeszkadza w spotkaniu przeprosić i wyjść, ale pod żadnym pozorem nie pukać. Nie lubi tego pukania, czy co?

– Dzień dobry – uśmiecham się, chociaż to chyba najbardziej wymuszony uśmiech, jaki pokazałam światu, odkąd się urodziłam.

– Witaj Saro. – Przechodzą mnie dreszcze. Patrzę na niego i próbuję się nie skrzywić. Najlepiej gdybym patrzyła mu w oczy, nie na to duże, obwisłe ciało, na ten wielki brzuch i wiszące policzki Chociaż te oczy... wydają się tak przebiegłe, że mam wrażenie, że tym wzrokiem mnie rozbiera. Z pewnością, w jego głowie dzieją się właśnie takie rzeczy.

– Przyniosłam panu dokumenty.

– Połóż na biurku.

Głośno przełykam ślinę. No dalej, dasz radę. Wykonuję dokładnie cztery kroki, żeby podejść do biurka. Cztery, małe kroczki – wiem, bo przecież liczę. Wszystko po to, żeby się uspokoić. On wstaje, a mi chyba serce staje.

– Pozwól, że zobaczę. – Wyciąga rękę.

Zamiast położyć kartki na biurku, oddaję do jego rąk. Przez długie sekundy czuję jak zabierając je, ociera się swoją skórą, o moją... To tylko przelotny dotyk dłoni, a wywołuje zimny pot. Wydaje mi się, że dostrzegam na jego ustach maleńki uśmieszek.

- Przemyślałaś moją propozycję? – pyta.

Od razu przypominam sobie, że powinnam unosić podbródek wysoko, co też niezwłocznie czynię.

– Tak – mówię pewnie – odmawiam.

Widzę jak cały opada, a jego cielsko niemal kołysze się od tego zawodu. Składa usta w dzióbek, co w ogóle od niego nie pasuje i wygląda obleśnie.

– To źle, bardzo źle. Nie bierzesz pod uwagę tego, że mógłbym ci zapewnić awans, podwyżkę i dużo lepsze warunki pracy?

Szybko mrugam i biorę mocny oddech, jednak tak, żeby nie zauważył, że usiłuję zebrać siły.

– Praca, jako osobista sekretarka mi nie odpowiada. Dobrze się czuję na swoim stanowisku. – I nie mam zamiaru rozkładać przed tobą nóg, ty zboczony palancie.

Zdenerwowanie ogarnia mnie jeszcze bardziej, kiedy widzę, że rusza się z zamiarem odejścia od biurka. To też czyni, a ja stoję sztywno w miejscu i nagle trudno mi opanować powieki, żeby się nie zamknęły. Jak tym razem usiłuje mnie obmacać? Pamiętaj Sara, nie dajesz się. Jesteś silna. Z głupim uśmieszkiem podchodzi, a raczej przytacza się do mnie i chwyta mnie za dłoń.

– Uważam, że byłby z nas wspaniały duet.

Duet? Jakie to wszystko jest obrzydliwe. Każde jego słowo od razu wizualizuję i przez to mam wrażenie, że zaraz puszczę pawia.

– Zrobię panu tej kawy. – Chcę zabrać dłoń, ale mnie powstrzymuje. Powoli i spokojnie składa na niej mokry pocałunek. Żołądek podchodzi mi do gardła.

– Zrób – mruczy. Widzę, że poważnieje. – Musisz liczyć się z tym, że będziesz miała więcej obowiązków. Przyjdź w poniedziałek, dostaniesz listę do której musisz się dostosować. – Wraca za biurko. – Rozumiemy się?

Potrzebuję byś mnie kochałOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz