15. Arbuzowe love.

2.3K 187 23
                                    

No to ładnie. Na chwilę zamykam powieki, usiłując się wyciszyć. Co mam zrobić? Muszę coś wymyślić, bo przecież nie powiem mu, że mam mało odpowiedzialne stanowisko. Tylko czy on nie dowie się, że kłamię? Przecież jest szefem, a Beata to taka główna sekretarka, więc automatycznie będzie interesował się też moją funkcją. Chyba, że on już wie i chce wybadać co powiem.

- Wszystko w porządku?

Chrząkam nerwowo.

- Tak, ale naprawdę nie ma o czym opowiadać. Moje stanowisko, nie jest jakieś bardzo interesujące. – Nie wybrnęłam, i do tego zaczynam panikować bo nie wiem jak to zrobić.

- Pomaga pani, pani Beacie, czyż nie?

Wie, a jakżeby inaczej.

- Taak – potwierdzam słabo. – Jestem jej prawą ręką. – Jakoś słowo "pomaga" nie chce mi przejść przez gardło.

- Czyli... – W zamyśleniu dotyka podbródka. Samochód zatrzymuje się na światłach, dzięki czemu dokładnie go widzę. – Jest pani prawą ręką mojej sekretarki? – pyta, rozbawiony.

Gryzę się w wargę tak mocno, że aż się krzywię, bo mnie boli. Widzę, że czeka na odpowiedź, więc biorę jeden, głęboki wdech, zbierając siły.

- Tak – wychodzi mi słaby szept.

Zaczyna cicho się śmiać, na co muszę spojrzeć na niego ukradkiem. Ciekawy, przystojny widok.

- Więc dlaczego nie mam pani na swojej liście?

- Jakiej liście? – Odwracam ku niemu twarz, udając zdziwienie.

- Nie była pani na zebraniu? – dziwi się.

Moja głowa sama kręci się przecząco. Jak mam kontrolować kłamstwa, skoro one tak same?

- Hm, więc to nie pani mi przeszkadzała i nie pani tak głośno protestowała, że nie chce?

Boże, dzięki ci, że tu jest ciemno, bo kolor mam wściekłej purpury.

On. Wszystko. Wie.

A ja, głupia jeszcze próbuję go kłamać? Właśnie sobie przypominam, że przecież widział mnie jak wychodziłam razem z Olkiem. Moja głupota sięgnęła właśnie apogeum. Nie wiem jak można być tak upośledzonym i tak bardzo się wkopać.

- Przepraszam – mruczę cicho i nerwowo zaczynam bawić się palcami. – Byłam tam, ale naprawdę nie wiem kto panu przeszkodził. – Nie ma takiej siły, żeby mnie z tym skojarzył. Nie było nas widać.

- Dobrze – mówi miękko. – Więc skoro pani była, dalej mamy nierozwiązaną kwestię braku pani nazwiska. Jak to się stało? – Zabiera rękę z oparcia fotela i lekko nachyla się ku mnie. Mimo, że dzieli nas spora odległość to i tak czuję się skrępowana.

- Może nie słyszałam, zagadałam się, lub... – zaczyna brakować mi argumentów.

- Z ochroniarzem. – Słyszę w jego głosie delikatną pretensję.

- Uważa pan, że ochroniarze nie mają nic ciekawego do powiedzenia? – Nie wiem jakim cudem zebrałam się na takie pytanie, ale widzę, że go zatkało.

- Nie, nie uważam tak.

Między nami zapada cisza, a ja gapię się w okno. Widzę, że wyjeżdżamy z miasta.

- Przegapił pan swój przystanek – bąkam, niepewnie. Nie wiem o której wrócę do domu, jak będziemy tak krążyć.

- Nie przegapiłem, jadę z panią.

Potrzebuję byś mnie kochałOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz