29. I kłam, że kochasz mnie, że mnie chcesz

2.6K 192 31
                                    

- Lusia? – głos Daniela wyrywa mnie z transu. Odwracam wzrok od swojego odbicia w korytarzowym lustrze i spoglądam na niego. – Przestań się już na mnie złościć.

- Oddasz mi telefon? – pytam, ostatni raz przeciągając szczotką po włosach.

- A jaki dziś dzień?

- Piątek. Co to ma do rzeczy? – Mrużę oczy na to dziwne pytanie jak dla mnie w ogóle nie związane z tym, o co proszę.

- Nic. – Wyjmuje z kieszeni mój aparat, co mnie szokuje. Gdybym wiedziała, że cały czas go tam nosi, spróbowałabym mu, go zabrać. – Trzymaj. – Ostrożnie wyciągam rękę, spodziewając się, że zaraz mi go zabierze, albo zrobi sobie jakiś inny, głupi kawał.

- Oddajesz mi go tak po prostu? – dukam, kiedy już mam w dłoni swoją własność. Wzrusza ramionami i uśmiecha się milutko. To zaczyna mnie męczyć, dlatego odpuszczam sobie rozmyślanie nad tym, co on akurat ma w głowie. Zabrał, oddał. Tak po prostu. I weź tu człowieku bądź normalnym kiedy mieszkasz pod jednym dachem z takim przypadkiem.

Ruszam do kuchni, żeby napić się kawy. Od kiedy Daniel u mnie mieszka przynajmniej karmienie Arbuza mam z głowy i rankiem mogę sobie pozwolić na odrobinę lenistwa. Spoglądam przez okno i wzdycham krótko, bo okazuje się, że pada. Jestem pewna, że jeszcze pięć minut temu nic na to nie wskazywało.

- Zawieziesz mnie do pracy?! – wołam, a on pojawia się w kuchni.

- Zawiozę – mówi, jednocześnie zakładając świeżą koszulkę. – Zrobisz mi kawę?

Przytakuję i wyjmuję dwie filiżanki. Zachowujemy się jakbyśmy byli rodziną. – Ta myśl przyprawia mnie o uśmiech. Daniel trochę bałagani i wkurza mnie swoim tatusiowym zachowaniem, ale zawsze mam do kogo się odezwać wieczorami i ten ktoś mi odpowiada. W tej kwesti na Arbuza nie mogę liczyć. Koń jest dobry tylko w słuchaniu moich monologów.

- A właśnie. – Daniel siada przy stole. – Wczoraj był tu ksiądz.

- Po co? – Odwracam się gwałtownie. Jeszcze tego mi do nieszczęścia brakowało.

- Nie wiem, nie otworzyłem mu.

- Dlaczego?

- Bałem się.

Śmieję się z niego. Opieram tyłek o blat i zaplatam ręce na piersiach.

- Pewnie się dowiedział, że mieszkasz u mnie.

- Wszyscy już wiedzą. – Opiera łokcie na stole i pociera swoją niewyspaną twarz. – Co druga babka zaczepia mnie na ulicy i wyzywa od najgorszych.

- Nie strasz – mamroczę. – Bo będę się bała z domu wyjść. – Tak, znając życie, nie tylko jemu się zbierze. No bo u kogo mieszka? Kto sprowadził go na złą drogę? Kto odseparował go od żony? Ja. A, że ludzie lubią tu interesować się życiem innych, zaraz dostanę kazanie. I tak dziwne, że nikt z mieszkańców jeszcze nie przyszedł do mnie, do domu. Ksiądz już zaczął działać i to jest jasny sygnał, że będzie tylko gorzej. – Jak w ogóle wygląda twoja sytuacja z Patrycją? – Niosę kawy do stołu. On ciągle milczy. – Daniel? Słyszałeś?

- Weź. – Wzdycha. – Nie wiem... nie wiem co o tym myśleć. Postawiłem jej jasny warunek prawa? Przeprosiła cię?

- Nie. – Kręcę głową. – Ale wiesz, że to nie jest konieczne.

- Ale tego nie zrobiła. – Klepie dłonią o blat. – A jak spotykam się z nią i rozmawiamy jest taka, że do rany przyłóż. Za każdym razem ślicznie ubrana, tak, że... eh – wzdycha, a ja uśmiecham się pod nosem.

Potrzebuję byś mnie kochałOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz