50. Zostań, nie szukaj już. Gdzieś daleko. Tego, co masz tu.

2.4K 166 7
                                    

Siedzę w salonie, na kanapie. Jest wcześnie rano, gdzieś około siódmej.

Nathaniel niedawno pojechał do domu, żeby spokojnie zebrać się do pracy. Kilkakrotnie pytał mnie czy wszystko w porządku, a ja robiłam co mogłam, żeby nie widział jak bardzo jestem przygnębiona.

Nie spałam prawie całą noc. Tępo gapiąc się w sufit i słuchając jego miarowego oddechu, zastanawiałam się gdzie jest Marcin i co się z nim dzieje. Najważniejsze jest to, że Nath obiecał. Obiecał, że go znajdzie.

Jestem zupełnie sama w domu. Nie słychać innych głosów, śmiechu, stukania przedmiotów. Absolutna cisza. Nawet na moment nie pozbywam się myśli o Czarnym, co w kółko chce wycisnąć mi łzy z oczu. Dzwonię do niego może setny raz. Nie odbierał, a teraz ma wyłączony telefon. Chwytam za pilota i wciskam mały, czerwony guziczek. Od razu atakuje mnie program informacyjny, relacjonujący wydarzenia w sejmie, przełączam. Programy śniadaniowe. Przełączam. W końcu, znowu witam się z ciszą. Idę do kuchni zrobić sobie kolejną kawę, zahaczam o łazienkę i widzę dlaczego Nath tak się dopytywał o moje samopoczucie. Mam podkrążone oczy i bladą twarz. Nie mogę na to patrzeć.

Robię kawę. Szum czajnika przyjemnie koi moje uszy, sprawiając, że przymykam powieki. Po niedługiej chwili znów zapada cisza. Słychać tylko stękanie lodówki.

- Kurwa, jak ja to wytrzymywałam? – desperacko mówię na głos. Przecież kiedyś siedziałam sama w domu i ta cisza mnie odprężała. Teraz czuję jak każda minuta wtłacza we mnie ciężar samotności. Jak ściany tego domu, znęcają się swoją pustką, krzesła uparcie stoją w miejscu, nikogo nie goszcząc. Każdy kąt wydaje się szeptać samotność, a odgłosy moich kroków, niosą się żałosnym echem.

Wiem, że tego nie wytrzymam. Odstawiam kawę i idę do salonu, a konkretnie do małego barku.

- To tylko jedna lampka – mówię pod nosem na usprawiedliwienie, bo przecież miałam nie pić. Od jednej się nie upiję. Pomoże mi się odprężyć.

Mocno otulam się ciepłym swetrem i stawiam kieliszek na tarasowej podłodze. Idę prosto do stajni, wypuścić Arbuza, a kiedy znajomy, miękki pysk dotyka mojej dłoni, od razu czuję jak wraca do mnie życie. Co ja bym bez niego zrobiła? Kiedy wracam na taras, drepcze razem ze mną. Po drodze, z gospodarczego wyciągam kilka jabłek i rzucam mu na trawę. Wcina, a ja kładę na podłodze koc, siadam i pociągam łyk wina.

- Wiesz, ostatnio zastanawiałam się – zaczynam i wzdycham – dokąd to wszystko prowadzi. Rozumiesz? Arbuz? – Widzę, że koń zjadł wszystkie jabłka i niepocieszony patrzy na mnie, jakby z wyrzutem. – Ja, ty i to wszystko. – Z ciężarem, powoli wypuszczam powietrze. – Pamiętasz Marcina? Musisz pamiętać, bo przecież pokochał cię od pierwszego zobaczenia...  Tak mocno, jak ja go pokochałam. I nie wiem... Wydawało mi się, że między nami jest wszystko skończone, dlatego nie rozumiem dlaczego ta bezradność tak bardzo mnie boli. – Czuję jak rośnie we nie złość. – On nie przejmował się mną, były dni kiedy znikał gdzieś z kumplami i nie wiedziałam co się z nim dzieje. Zawsze później, kiedy wracał... – Zbiera mi się na płacz i żałośnie zagryzam wargę, żeby się powstrzymać. – Zawsze potem pokazywał jak mnie nie szanuje. On naprawdę wyrządził mi wiele przykrości wiesz? I ja nie powinnam... Nie powinnam, do cholery tak się o niego martwić. Nie patrz tak! – Jak na zawołanie koń odwraca łeb w kierunku lasu. – Niemożliwe, że czuję do niego coś, oprócz sympatii. To wszystko przez to, że dawno się nie widzieliśmy, a jak odjeżdżał, to nagle był taki dobry! Po prostu się boję, bo go znam, jasne? – próbuję go przekonać, nie zastanawiając się że to ma sens. – Dużo razem przeżyliśmy i to wszystko. O Daniela też bym się bała, a nic do niego nie czuję. – Arbuz podchodzi i trąca nosem kieliszek, a ja odpycham jego łeb. – Ty nie pijesz. – Sama przechylam lampkę i wypijam wino do końca. – Zresztą... przecież... – na chwilę milknę, pod wpływem emocji, które targają mną jak małą bezbronną kukiełką. – Jest Nathaniel – mówię cicho. – Tylko nie potrafię zrozumieć kim dla mnie jest... Po tej ostatniej randce... Ja... boję się swoich uczuć. – Koń jak stał, tak stoi naprzeciwko mnie. Patrzy na mnie, czasem na bok i porusza uszami. Jakby naprawdę słuchał. – Bo on przecież odejdzie, nie? Przecież ja ciągle nie wiem o nim wszystkiego, do tego Leo powtarzał, że nie może tu zostać. – Czuję jak dopada mnie zrezygnowanie i smętnie zwieszam ramiona. – Nie liczę na to, że zostałby tu dla mnie. Dla takiej świruski, która sama nie wie, czego chce. Nie patrz tak – upominam go, ale dalej się gapi. – Trawy zjedz. Ja jestem naprawdę popieprzona, a twoja świętej pamięci właścicielka, gdyby o tym wiedziała, zrobiłaby wszystko, żebyś tu nie trafił. Na co ci przyszło?! – Prycham, gapiąc się na pustą lampkę. – Słuchać lamentów Sary, pijaczki. – Wzdycham ciężko.

Potrzebuję byś mnie kochałOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz