Postanawiam wykorzystać dobre serce mojego szefa i na drugi dzień zostaję w domu. Sprzątam cały plac po którym chodzi mój koń, szybko się przy tym męcząc, więc wykorzystuję stare rozwiązanie i daję znać miłym panom spod sklepu. Tak jest znacznie prościej.
Arbuz jest przeszczęśliwy, bo nagle po jego podwórku chodzi więcej ludzi. Zdążyłam zauważyć, że ten koń kocha ludzi. Każdego musi obwąchać i zaczepić. Czasami nawet uszczypnie swoimi dużymi zębiskami, o czym dają znać głośne protesty mężczyzn.
Mam bardzo dobry humor, bo ciągle przypominam sobie o wczorajszej, wieczornej rozmowie z Nathanielem. Nie wierzę, że mógłby tak po prostu tu przyjechać i zacząć kosić moją trawę. Jestem przekonana, że się zgrywał, dlatego odpalam kosiarkę i kończę to, co zaczęłam wczoraj. Rzucam trochę nawozu i włączam zraszacze, licząc na to, że jej stan się poprawi.
Późnym popołudniem mam czas, żeby malować. Nalewam sobie lampkę wina i rozkładam sztalugę, myślami będąc gdzieś daleko wśród połaci pól. Jasne kolory, które dobieram, odprężają mnie i dochodzę do wniosku, że już dawno byłam tak bardzo zrelaksowana. Jest coś wyjątkowego w tym wolnym pociąganiu pędzla, fantazyjnym dobieraniu barw, perfekcyjnym dokańczaniu elementów. Mimo, że w głowie mam obraz, który staram się przelać na płótno, moje myśli chwilami są zupełnie gdzie indziej. Odtwarzam sytuacje, które miały miejsce kilka lat temu, bo podczas malowania mój umysł lubi karmić się tęsknotą. W sumie było to nawet częścią mojej terapii – do znudzenia powtarzanie tych samych elementów, aż w końcu zostały tylko czyste, niezmącone żalem wspomnienia.
Tylko ja i oni. Mój tata, wysoki brunet, o błyszczących roześmianych oczach. Jego szczupłe ciało i wiecznie brudne urania, ilekroć robił coś na podwórku. Nasze wspólne wypady nad jezioro, gdzie on drzemał nad wędką, a ja pochłaniałam kolejną, pasjonującą lekturę. To, jak wypuszczam mu te wszystkie robaki, twierdząc, że każde stworzenie ma prawo do życia, a on wściekał się, że nic nie złowi. Zaraz jednak tulił i uśmiechał się do mnie, powtarzając, że najważniejsze być dobrym człowiekiem. Myślę, że to jak bardzo kochałam zwierzęta trochę go fascynowało. Byliśmy nierozłączni, zresztą, to samo tyczy się mamy.
Jego ukochane blondynki, jak dwie krople wody.
Ona była o głowę i szyję od niego niższa, a w mojej pamięci utrwalił się obraz kiedy tata, przyniósł do domu mały, czterdziestocentymetrowy stołeczek twierdząc, że nie będzie się schylał, żeby ją całować, bo zaczyna się starzeć. Pamiętam, że cały dzień robili sobie z tego jaja.
Na chwilę przestaję malować, spoglądając na Arbuza, który zdecydował się do mnie przyleźć. Moi rodzice naprawdę się kochali i byli dla mnie autorytetami. Mama tworzyła ciepło domowego ogniska, przytulała i kołysała do snu, a tata był wzorem dla mojego przyszłego męża. Zaraz czuję ten znajomy żal, który na chwilę obejmuje mnie swoim żelaznym uściskiem. Nie mogę myśleć że to moja wina – powtarzam sobie, ale już czuję się dużo gorzej. Czasami zwyczajnie nie potrafię powstrzymać wyrzutów sumienia. To nie jest tak, że definitywnie zamknęłam tamten rozdział. Wątpię czy kiedykolwiek go zamknę, przestając myśleć, że ich śmierć jest moją winą.
- Co? – pytam z pretensją, kiedy mój pupilek szturcha mnie nosem. Po chwili już słoiczek z wodą leży na ziemi, a tubka z farbą barwi zieloną trawę. – Taki z ciebie artysta, jak ze mnie zakonnica – komplementuję go, po czym zbieram to co wywalił. – Arbuz, idź stąd! – wydzieram się, kiedy czuję pociągnięcia za włosy. Prostuję się i mimo, że odpycham jego głowę, on dalej dzielnie przy mnie stoi, poruszając tylko uszami i rozglądając się na boki. Znam na niego sposób, więc wciągam papierosa i spokojnie go odpalam. Ledwo czuje dym, pośpiesznie się oddala, zarzucając łbem i brykając dziko.
CZYTASZ
Potrzebuję byś mnie kochał
RomanceSara mieszka w małej miejscowości, pod Łodzią Można by rzec, że materialnie ma wszystko bo pełne konto w banku, piękny dom Brakuje jej najważniejszego Kogoś, kto będzie ją kochał Tajemnicza przesyłka, to początek zmian, także nowej, przyciągającej...