21. Przyczajony tygrys z jednodniowym zarostem.

2.3K 182 11
                                    

Kiedy kogoś kochasz, to tak, jakbyś tą osobą oddychał. Napełniał płuca jej uśmiechem, spojrzeniem i najdrobniejszym gestem. Oddychanie to życie, a ty nie możesz zaprzeczyć, że w pewnej chwili nie potrzeba ci do szczęścia już nic więcej. Tylko wdech – spojrzenie, uśmiech, najdrobniejszy gest. Wydech – kolor oczu, który barwi twoje serce, radość, ciepło i magnetyzm, prowokujący kolejne niesamowite doznania.

Wzdycham ciężko, pchając drzwi do firmy. A co jeśli te doznania nie są niesamowite? Ciągle się nad tym zastanawiam, gdzie istnieje przeszkoda? Niczym w maszynie – którą śrubkę trzeba dokręcić, żeby nasze ciała tworzyły jedno i w końcu zaczęły wspólnie działać? Oczywiście najlepiej mi obarczyć winą siebie, więc humor mam podły.

Wczorajszy seks był jedną wielką porażką, bo chociaż starałam się jak mogłam, w głowie analizowałam co jest nie tak i przez to nie przeżyłam nic niezwykłego. Źle się z tym czułam, ale jeszcze bardziej nie chciałam, żeby Igor się źle czuł, więc udawałam. Pierwszy raz w życiu udawałam, oczywiście nie licząc swojego pierwszego razu, w czasach licealnych, kiedy myślałam, że doszłam zaraz po tym jak przestało mnie boleć... Ale to przecież się nie liczy, nie będę mylić braku doświadczenia ze zwyczajnie nieudanym seksem. Cholera, ja naprawdę nie mam pomysłu jak to naprawić, ale ilekroć myślę o Igorze, nie odczuwam złości, tylko przyjemne ciepło. Mało tego, czuję się radosna, kochana i wiem, że to prawdziwy facet dla mnie. Po prostu potrzeba nam więcej praktyki i musi się udać.

Witam się z Beatą i siadam na swoim miejscu. Szum czajnika przyjemnie mnie relaksuje, a moja przyjaciółka jest wyraźnie zadowolona i poprzez swój uśmiech dzieli się ze mną radością.

- Jak było w delegacji? – pyta i opiera łokcie na blacie. Jedną dłonią podpiera sobie brodę, wlepiając we mnie swoje psotne spojrzenie.

- Właściwie nie mam pojęcia od czego zacząć...

- Najlepiej od początku – stwierdza wyrozumiale, czym mnie trochę irytuje.

- Zatrułam się i w efekcie nasz szef poszedł na to spotkanie sam.

- Biedulka – Beata wygina dolną wargę. – Co zjadłaś?

- Napiłam się – mamroczę pod nosem.

- Co?!

- Napiłam się – powtarzam głośniej i obserwuję jak jej oczy stają się większe i większe...

- Chcesz mi powiedzieć, że pojechałaś w delegację i się upiłaś?! On musiał być wkurwiony do granic! Czy ty nie masz rozumu, Sara?!

- Boże, Betka to nie tak...

- Dzień dobry. – Odwracam głowę w kierunku wejścia i gapię się na naszego szefa. Nie mogę powstrzymać spojrzenia, które wędruje po całej szerokości jego klaty, ubranej w białą, elegancką koszulę, wyżej, na policzki pokryte leciutką mgiełką zarostu, uśmiechnięte, męskie usta, nos i oczy. Świdruje mnie spojrzeniem, przez co czuję się zakłopotana i odwracam wzrok. - Pani Saro? – mówi do mnie. W jego głosie słyszę jakieś takie oczekiwanie.

- Słucham?

- Przywita się pani? – pyta, rozbawiony.

- A tak. – Poprawiam się na krześle. – Dzień dobry.

Uśmiecha się uprzejmie tak, jakby przed chwilą mnie poznał i nie schlał się ze mną w jednym z Białostockich klubów.

- Pani Beato, zapraszam do mojego gabinetu.

Ostrożnie spoglądam na Betkę. Dostrzegam, że jest zaskoczona i zdenerwowana. Dobrze ją znam i teraz pewnie zastanawia się co przeskrobała. Ja też się zastanawiam, chociaż nie tak intensywnie, bo bardziej myślę o tym, dlaczego przeszedł na formalny zwrot, skoro był tak uparty, żebyśmy mówili sobie po imieniu. Źle mi z tym? Nie, nie, na pewno nie! Sama tego chciałam, ale nie mogę przestać analizować dlaczego do cholery zmienił zdanie.

Potrzebuję byś mnie kochałOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz