W moim domu panuje zupełna cisza. Każdy pokój lśni czystością, co mnie trochę dziwi, bo jeszcze rano był bałagan, po tamtej pamiętnej sobocie. Musiałam rozkodować bramę, więc wiem, że Daniel gdzieś wyszedł. Kartka w kuchni na stole tylko mnie w tym upewnia.
Jestem u kumpla będę późno – napisał. Ale, że wysprzątał dom? Tak sam z siebie? Zastanawiam się czy czymś mi podpadł, ale przecież dobrze wiem, że ostatnio nie zrobił nic, co wyprowadziło mnie z równowagi.
- To naprawdę dziwne – mamroczę do siebie, ale postanawiam już dłużej o tym nie myśleć. Ciężko mi tak jakoś i mam parszywy humor. Wszystko przez to, co wydarzyło się dzisiaj w pracy. Potem szłam na przystanek, a Nathaniel chciał mnie podwieźć, na co mu odmówiłam. Staram się nie myśleć, jak czuje się przeze mnie. Nikt nie lubi być odrzucany, ale co ja poradzę na to, że dokonał złego wyboru? Lepiej dla niego, że ucięłam to w zarodku, a nie wodziłam go za nos. Nic mu nie obiecywałam.
Ta cisza zaczyna mnie denerwować. Uświadamiam sobie, że już od dłuższego czasu w moim domu ciągle coś się działo. Odwiedzał mnie ten oszust, albo wpadali Betka z Olkiem, a kiedy Daniel się wprowadził to już całkiem nie byłam sama. Zdążyłam się do tego przyzwyczaić dlatego teraz czuję przerażający niepokój. Słyszę nawet tykanie zegara, a dziwny żal skręca mi brzuch, ilekroć pomyślę o spojrzeniu Nathaniela. Mój umysł nie ma litości, w kółko odtwarzając dzisiejsze wydarzenia.
Mimo wszystko, najgorsza jest myśl, która zrodziła się we mnie nieco później. Oznacza zmiany, których nie lubię. Muszę rzucić tę pracę, ale czy wystarczy mi odwagi, żeby zakończyć coś w moim życiu i iść inną drogą? I czy na pewno lepszą?
Idę do salonu, modląc się o to, żeby zostało tam jeszcze jakieś wino. Są dwa. Jedno słodkie, jedno wytrawne. Biorę to drugie, pod nastrój. Z kieliszkiem w jednej dłoni i otwartą butelką w drugiej, ruszam na taras. Ściągam koc z leżaka i rozkładam go na swoim ulubionym miejscu. Uśmiecham się pod nosem, bo Arbuz już zwietrzył moją obecność. Zanim go wypuszczę spalam papierosa, bo chcę pogadać, a przecież do dymu nie przyjdzie. Drugi Nathan.
- Cześć. – Podchodzę do jego boksu i otwieram mu drzwi. Wychodzi i od razu zawraca do mnie. Nosem trąca moje ręce. – Jak ci minął dzień? – pytam, gładząc go po szyi. Obecność tego wielkiego zwierzaka trochę mnie uspokaja. Przypominam sobie, że kupiłam mu reklamówkę jabłek i wracam po nią.
Kiedy siadam na podłodze, on już na mnie czeka. Jedno z jego uszu odwraca się w moją stronę, a drugie w dalszym ciągu zwrócone jest do lasu. Rzucam mu owoc, przez chwilę patrząc jak szuka go chrapami. Nalewam sobie wina do kieliszka i w zamyśleniu pociągam łyk.
- Nathaniel mnie pocałował – mówię w przestrzeń, tępo gapiąc się w dal, na stodołę. – W pracy wszyscy myślą, że mamy romans, a on na dokładkę... – Wzdycham. – Po prostu, od tak wziął mnie w ramiona i zrobił swoje. – Wzruszam ramionami, a dłoń wplatam we włosy. – I podobało mi się, rozumiesz? – Rzucam mu kolejne jabłko. – Koniku, bardzo mi z tym źle, że oni tak o mnie myślą. – Obserwuję jak toczy pianę z pyska. To przez te jabłka wygląda jak wściekły. – Do tego czuję do niego pociąg, prawie tak mocny, jaki czułam do Igora. Wszystko z nim jest tak samo jak z tamtym, rozumiesz? – Desperacko wymachuję dłońmi, wylewając trochę wina, ale jestem zbyt przejęta tym, co sobie uświadamiam. – Jak mam się nie bać, skoro to jest do złudzenia podobne? Ja mu zaufam, a on mnie... opuści. – Biorę lampkę do ust, ale nie piję. Podtykam Arbuzowi kolejne jabłko, bo się dopomina. – Drugi raz już tego nie przeżyję, nie ma mowy, a skoro on mnie nie rozumie, nie pozostaje mi nic innego niż... – urywam, bo słowa nie chcą mi przejść przez gardło. – Nie chce tego robić – rozpaczam, wlewając w siebie trunek. – Boże, naprawdę nie chcę, ale nie mam innego wyjścia. Złożę wymówienie. – W lesie odzywa się jakiś wystraszony ptak, a koń patrzy w tamtym kierunku, cały zaśliniony. – Stracę fajną pracę, codzienny kontakt z Betką i Olkiem, ale co mam zrobić? No powiedz, co mam zrobić? Arbuz? – pytam, a on odwraca do mnie głowę. Czuję niespodziewany, radosny skurcz w brzuchu. On chyba po raz pierwszy zareagował na to, jak go nazwałam. – Arbuz – powtarzam z uśmiechem, a on porusza uszami. Wyciąga mordkę po owoc, więc bez zastanowienia go podaję. – Zresztą już dawno powinnam to zrobić, jeszcze wtedy, kiedy był Kaszak. – Przechylam kieliszek. – Pieprzone zmiany – marudzę. Tak naprawdę, wraz z tym dzisiejszym pocałunkiem zupełnie przestałam się widzieć w tej firmie. Ludzie plotkują o mnie za plecami, a szef nie ukrywa, że na mnie leci. Do tego, kiedy jestem blisko niego, zupełnie tracę głowę. Najpierw mieliśmy być przyjaciółmi, ale dał mi jasno do zrozumienia, że chce czegoś więcej. Jak mam z nim pracować? Jak go unikać po tym, kiedy definitywnie skończyłam te nasze podchody? Mamy udawać, że się nie znamy?
CZYTASZ
Potrzebuję byś mnie kochał
Storie d'amoreSara mieszka w małej miejscowości, pod Łodzią Można by rzec, że materialnie ma wszystko bo pełne konto w banku, piękny dom Brakuje jej najważniejszego Kogoś, kto będzie ją kochał Tajemnicza przesyłka, to początek zmian, także nowej, przyciągającej...