25. Im bardziej nie chcę mężczyzn, tym trudniej się ich pozbyć.

2.1K 188 16
                                    

- Sara?

Czuję delikatne szarpanie za ramię, ale mruczę tyko, co ma oznaczać ''idź sobie".

- Sarucha, wstawaj! – Z zamkniętymi oczami słucham jak Betka mnie budzi. Czuję wspaniałą ulgę, bo mam wrażenie, że śniło mi się coś bardzo okropnego. Igor – przypominam sobie ten nieszczęsny festyn, ale przecież... Przecież to nie był sen.

Mój brzuch kurczy się z żalu, kiedy powoli to do mnie dociera. To wszystko stało się naprawdę. Nie ma mowy, żebym wstała i zmierzyła się z kolejnym dniem. To za trudne.

Czuję jak ta pinda ściąga ze mnie kołdrę i chociaż na ślepo próbuję ją złapać, nic z tego.

- Beataaa – jęczę w poduszkę.

- Po prostu wstań! – unosi się. – Wiesz jaki dziś dzień?

- Okropny...

- Jest niedziela! – Czuję jak skacze po moim łóżku, sprawiając, że moje ciało bezwładnie odskakuje do góry. – Idziemy do kościoła! W końcu obiecałam to twojemu księdzu!

Jej entuzjazm mnie przeraża, a ostatnią rzeczą, której dzisiaj pragnę jest kościół.

- No raz, raz, bo się spóźnimy!

Widzę, że protestować nie ma sensu, a ja muszę zwlec się z łóżka. Ledwo staję na dwóch nogach, zaczyna tak bardzo boleć mnie głowa, że dotykam skroni i spokojnie próbuję to rozmasować.

- Kaca masz – komentuje. – Chodź, zrobiłam ci kawę, zjesz coś i weźmiesz tabletkę.

Znalazła się, mamuśka. Zwyczajnie nie mam siły, bo gdybym ją miała, już dawno powiedziałabym jej co o tym myślę.

Jem zrobioną przez nią kanapkę i piję kawę, której resztkami popijam podaną na dłoń tabletkę. A potem sama nie wiem jak to się dzieje, że biorę prysznic, suszę włosy i elegancko się ubieram. Wszystko robię mechanicznie i w akompaniamencie jej instrukcji. Z całych sił staram się nie myśleć o tym, co wydarzyło się wczoraj.

W kościele siedzimy w jednym z pierwszych rzędów, żeby oczywiście ksiądz nas widział. Zadowolona Beata i ja, z miną jakby ktoś mi właśnie oświadczył, że wycofuje z rynku 3bity. – Niedowierzanie i niemy protest.

Nie no, ksiądz nas na pewno widzi, chociaż dużo śmielej oglądają nas babki z boku, bo Beata w naszym kościele, prawdopodobnie nie była nigdy.

***

Jej entuzjazm zaczyna doprowadzać mnie do szału. Naprawdę chciałabym by się uspokoiła i dała mi święty spokój. Wtedy zamknęłabym się w sypialni, z paczką chusteczek i spokojnie lizała rany. Tymczasem ten jazgot za uchem, tysiące razy wypowiadane moje imię i miliony opowiadań o jakichś duperelach, które mnie nie interesują. Kiedy już myśląc, że będę miała trochę spokoju, idę do konia, ona idzie za mną.

- Nie potrzebujesz zadzwonić do Patryka? – pytam ją miękko, tak, żeby nie pomyślała, że chcę się jej pozbyć.

- Nie – odpowiada spokojnie. – Teraz to ty jesteś najważniejsza.

- Ale nic mi nie jest – protestuję, trochę bardziej ostro.

Przytakuje tylko, żeby mnie zbyć. Przecież to widzę! A potem pomaga dać jeść mojemu Arbuzowi. Otwieram drzwi od boksu, wiedząc, że kiedy skończy, wyjdzie na zewnątrz i idziemy na taras. Proponuję jej alkohol. To co, że jest dopiero czternasta? Już dłużej nie dam rady odpędzać tych myśli bez pomocy procentów.

Korzystając z tego, że dzisiaj nieźle się zachmurzyło, siadamy na środku tarasu na podłodze. Pomiędzy nami butelka whisky i dwie szklanki. Gapię się tępo przed siebie, nie mogąc przestać odtwarzać sobie w głowie tego okropnego obrazu. Najbardziej boli ten moment kiedy odwrócił się do mnie plecami. Tak, jakbym była zupełnie obca.

Potrzebuję byś mnie kochałOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz