56. Pamiętaj tylko to, co kochasz.

2.2K 161 20
                                    

Razem z Marcinem siedzimy na kanapie w salonie, naprzeciwko siebie. Ułożona bokiem do oparcia, z nogami, zgiętymi w kolanach, podobnie jak u niego. Nasze stopy czasami dotykają się pod kocem co wywołuje głupawe miny na naszych twarzach. Rozmawiamy na tematy, które mało mi się podobają, ale mam świadomość, że muszą się pojawić prędzej czy później. Obok nas, na przysuniętej blisko ławie leży włączony laptop ze stroną o glejakach mózgu. Nie czytam tego, ale on wręcz przeciwnie. Obserwuję go, jak mówi -  powoli i spokojnie, dłużej patrząc na swoje szczupłe ręce, niż na mnie. Muszę w niego wpychać więcej jedzenia. Zawsze był chudy, ale teraz to przesada, przecież nie będzie miał siły, żeby walczyć z tą przebrzydłą chorobą.

- Obiecujesz? – Przyznam, że się trochę wyłączyłam i za bardzo nie wiem, o co mnie pyta.

- Co?

- Znowu nie słuchałaś – mówi z wyrzutem.

- Przepraszam. – Lekko pocieram stopą po jego nodze, a on unosi zabawnie brew. Przecież ja wiem, że on wie, że to tylko żarty. Jasno mu wyjaśniłam, jeszcze dzisiaj rano, że nie mam zamiaru zranić najważniejszego człowieka w moim życiu. I choć Marcin jest chory, są rzeczy, których dla niego nie zrobię. Musi się liczyć z tym, że też chcę być szczęśliwa. To dziwne, ale ciągle szepcze mi jakiś głos, że on umiera. Jakby chciał uświadomić mnie, że już nigdy nie dane nam będzie przeżyć tego, co możemy zrobić teraz. Nie wiem skąd czerpię siłę, żeby mu nie ulec.

Myślę że to miłość, którą czuję, ilekroć wspomnę Nathaniela.

- Kiedy przestanę się ruszać, nie będziesz przy mnie chodzić, rozumiesz?

- Dlaczego?- Zabieram głowę z oparcia, uważnie mu się przyglądając.

- Myślisz, że będę szczęśliwy z faktem, że zmieniasz mi pampersy? – pyta zupełnie poważnie. Nie zastanawiałam się nad tym, jeszcze... I jestem trochę oszołomiona.

- Jesteś pewien, że tak będzie?

- Tak – Wychyla się i lekko odwraca do mnie laptopa. Spoglądam na ekran z ostrożnością, ale na szczęście jest tam tylko tekst, bez żadnych zdjęć. Ostatnio mam dosyć takich obrazów. Do zdjęć Nathaniela doszedł wczoraj widok Marcina w padaczce. To wszystko czasami zbyt nagle atakuje moją głowę.

- Chcę żebyś zwróciła uwagę na to. – Porusza myszką przy kilku słowach.

- Obniżenie krytycyzmu, uczuć wyższych – czytam powoli i równie powoli dociera do mnie znaczenie tego zdania. Jakoś nie potrafię sobie tego wyobrazić, bo jestem przekonana, że to nie spotka mojego Marcina. To tylko jakaś regułka. Każdy człowiek jest inny i on też będzie inny, normalny. Choroba nie zrobi z niego nieczułego warzywa. Mógłby skończyć mi tu pieprzyć i straszyć rzeczami, które nigdy się nie wydarzą.

- Mam nadzieję, że u mnie wystąpi apatia, nie agresja, choć z tego co mówiłaś wczoraj...

- Marcin – przerywam mu. – Nic u ciebie nie wystąpi. Zaraz Nath wróci z Łodzi i zawieziemy cię do tego lekarza. Wezmą cię na badania i na radioterapię, tak jak ci mówiłam, więc skończ roztrząsać co ci się stanie, albo nie stanie. Jesteś pod moją opieką, jasne? – Uśmiecha się tak dziwnie, jakby z kpiną. Lekko kręci głową.

- Ty uważasz, że ja jestem jakimś wyjątkowym przypadkiem?

- Dokładnie. Dokładnie tak uważam.

- Sara. – Podrywa się z miejsca, nachylając do mnie, sprawia tym, że podskakuję wystraszona. – Wczoraj, jedyne co pamiętam to ten cholerny skurcz, który złapał mnie w rękę – mówi twardym tonem, ostro patrząc mi w oczy. – Nic więcej nie wiem i bazuję tylko na tym, co mi powiedziałaś. Spójrz na mnie. Widziałaś jak dzisiaj chodzę? – Mocno zaciskam usta, z trudem dopuszczając do siebie myśl, że ma rację. Dziś jest mu o wiele trudniej. – Nie bądź głupio ślepa, bo nawet idiota zobaczyłby, że jest ze mną coraz gorzej. – Te słowa docierają do mnie zbyt brutalnie i choć mocno bronię się przed tym i nie chcę przyjąć tego do myśli, gdzieś tam w kącie rodzi mi się myśl, że może to początek wielkich zmian i że to już ruszyło... Mamy coraz mniej czasu? Strach ściska mnie swoją żelazną łapą i przez chwilę potrafię tylko patrzeć na niego niemo, a przed oczami mam go takiego leżącego, nieruchomo... To boli, to cholernie boli, więc z całych sił odsuwam od siebie ten obraz, choć już wiem, że dzisiejszy dzień będzie dla mnie trudny. Muszę być silna – znów to powtarzam. Dla niego. Nie mogę się rozkleić i płakać nad tym co będzie. Jest tu i teraz. Ja i on, w pełni świadomy i sprawny.

Potrzebuję byś mnie kochałOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz