5. Weterynarz z naciskiem na "r"

3.1K 203 10
                                    

Budzi mnie mucha. Nie budzik nastawiony wcześniej niż zwykle, nie odgłos dzwonka telefonu, nie... nic z tych zwyczajnych, rutynowych rzeczy. Mucha. Wściekle bzyczący, mały terrorysta.

- Jak ty tu wlazłaś cholero? - mamroczę, mocniej przyduszając poduszkę do głowy. Nie dane jest mi spać. Kiedyś po prostu nakryłabym się kocem i myślała o czymś przyjemnym, ale teraz myśl, że ten mały, brudny insekt może chodzić po moich przypadkowo odkrytych częściach ciała, napawa mnie obrzydzeniem.

Wstaję i zastanawiam się gdzie wsadziłam łapkę na muchy. Nie mam pojęcia, ten gadżet potrzeby był mi wieki temu. Zrezygnowana, w końcu rozpoczynam polowanie, zwiniętą w rulon gazetą. Udaje mi się dopaść ją na szafie.

Zadowolona z siebie ruszam do kuchni, po drodze przeciągając się kilka razy. Chociaż chciałabym myśli zająć czymś innym, ta mucha siedzi mi głowie. Fakt, że mnie nawiedziła jest dość zastanawiający. Nie miałam tych stworzeń w domu, odkąd wyczyściliśmy budynki, w których kiedyś mieszkały zwierzęta, bo to oczywiste, że taka krowa równa się bilion skrzydlatych... zaraz, zaraz... Mocno zaciskam usta kiedy uświadamiam sobie powód jej obecności. Jeden, duży, czterokopytny powód.

- Osz ty - mamroczę, zła. Będę musiała założyć jakieś zabezpieczenie na drzwi do tarasu. Denerwuje mnie to. Kolejna rzecz, która psuje moje idealnie poukładane życie. Jeszcze co? Co się jeszcze wydarzy?

Sprawdzam czas. Jest prawie szósta. Pół godziny wcześniej, niż zamierzałam wstać. Muszę się zająć koniem. Wczoraj wieczorem wpadł Daniel. Dał temu potworowi siana i wody, ale przecież nie może tego robić codziennie. On też chodzi do pracy w Łodzi - jeżdżę z nim co rano. Wiem też, że jeśli będzie tak cały czas mnie nawiedzał, ta jego Patka w końcu zacznie snuć nowe historie na nasz temat. Ciekawe czy mówił jej, że do mnie idzie... Może trochę się zmieniła? Chociaż z drugiej strony, wątpię w to. Pamiętam jaką robiła aferę, kiedy Daniel zgodził się zabierać mnie ze sobą do miasta z rana. Nawet nie chce mi się o tym myśleć, tak strasznie to było żenujące.

Wyjmuję z szafki czekoladowego batonika i dodaję sobie energii. Idę pod prysznic i doprowadzam się do porządku. Zakładam przypadkowe niebieskie spodenki i białą koszulkę, ruszam na spotkanie z Gadziną.

Moje stopy pieszczą się wilgotnym trawnikiem, a kiedy przechodzę obok stajni, ten potwór od razu mnie słyszy i wychyla swój łeb, rżąc cicho. Nawet za wiele na niego nie patrzę. Idę przed siebie, do celu.

Zasuwa od stodoły, jakoś lżej ustępowała kiedy zajmował się nią Daniel, ale w końcu i mi się udaje. Wchodzę i od razu widzę kostki, rzucone na cementową posadzkę. Muszę wziąć jedną z sianem i zanieść do stajni. Mój mózg intensywnie pracuje, zastanawiając się jak to zrobić i nie zaśmiecić trawnika. Wczoraj znowu musiałam sprzątać, co doprowadziło mnie do kolejnej dawki negatywnych emocji.

Wracam do gospodarczego, wyjmuję wielgachny worek i wracam do stodoły. Trochę się przy tym pocę i sapie, ale kostka w końcu ląduje w worku. Zakręcam go i niczym Mikołaj zarzucam sobie na plecy. Trochę mną chwieje, bo lekkie to nie jest, ale daję radę, w końcu, czego się nie robi dla tej prześlicznej trawy.

Zatrzymuję się przed koniem i pozwalam sobie na dwie minuty oddechu. On wydaje z siebie krótki, niski dźwięk i porusza głową, pewnie czuje, że przyniosłam mu żarło. Mucha siada mi na ręku, na co zaraz ją strącam. Krzywię się bo zapach stajni to ostatnia rzecz jaką chciałabym wąchać o rześkim poranku.

Przypominam sobie, że potrzebny mi nóż. Ten z Fiskarsa, według mnie nie nadaje się już do krojenia chleba, więc zmienił swoją funkcję. Przecinam sznurki, pilnując by siano nie wypadło z worka. Udaje mi się, z czego jestem niewyobrażalnie zadowolona. Kiedy jednak to robię, uświadamiam sobie, że żeby dać mu jeść, muszę otworzyć te przeklęte drzwi. Nie zrobię tego, za żadną cenę. Może nie tyle boję się tej istoty, co obawiam, żeby nie wyszedł i nie zjadł mi trawy na pierwsze śniadanie. W mojej głowie rodzi się błyskotliwy pomysł - wrzucę mu to siano przez drzwi.

Potrzebuję byś mnie kochałOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz