Nie wiem jak to się dzieje, że w piątek nie budzi mnie budzik. Wstaję lekko po siódmej i spanikowana, zaczynam biegać po domu. Rzucam to wszystko i w samej pidżamie lecę dać jeść Gadzinie. Dla siebie zostaje mi czas tylko na prysznic. Mokre włosy rozczesuje już w samochodzie Daniela, słuchając jego docinek.
Biuro, po raz pierwszy od dłuższego czasu wita mnie subtelną ciszą. Nie mogę powstrzymać małego uśmieszku. W końcu! Witam się z Betką i siadam obok niej, przy swoim komputerze. Słyszę znajome pstryknięcie czajnika i wyciągam swoją ulubioną, jasną filiżankę. Przypominam sobie wczorajszy dzień i uśmiecham się do siebie. Moja znajomość z Igorem pędzi do przodu na łeb, na szyję, ale to oznacza tylko, że iskrzy. Iskrzy na potęgę. Cały czas nie mogę uwierzyć w to, że poznałam takiego faceta i że on też mnie chce. Jestem szczęściarą do kwadratu.
- Czemu się tak szczerzysz? – Odwracam głowę do Beaty i uśmiecham się jeszcze szerzej, a ona opiera się na krześle i wbija we mnie te swoje świdrujące oczy. – Gadaj.
Wzruszam ramionami i stawiam filiżankę z kawą na brzegu biurka.
- Zalej.
- Sara!
Zaciskam usta i składając je w dzióbek, patrzę w sufit. Specjalnie to robię bo wiem, że ją denerwuję i zaraz nie wytrzyma.
- Mów w tej chwili co robiliście.
- O. – Przyznam, że dziwi mnie lekko. – Skąd wiesz, że chodzi o faceta?
- Tylko niedorozwinięty osioł by się nie domyślił.
- Jestem aż taka oczywista? – Widzę, że się niecierpliwi bo aż nerwowo przebiera nogami. Posyłam jej buziaka, a ta, zadowolona, prostuje się na krześle.
- Naprawdę? I jak? Dobry?
- Bardzo. – Znowu odlatuję myślami do tamtej chwili. W prawdzie Igor musiał zaraz uciekać, ale zafundował mi jeszcze jeden namiętny pocałunek i wyprzytulał tak, że śniłam o nim w nocy.
- Szczęściara. – Beata się uśmiecha. – Mi się wydaje, że kojarzę go skądś, ale nie jestem pewna.
- To weterynarz, cały czas jeździ od domu, do domu więc całkiem prawdopodobne.
- Nie wiem – mamrocze pod nosem. – Ale cieszę się, że ty się cieszysz, tylko najgorzej z Olkiem. Biedaczysko, zakochany.
- Beata, skończ już te głupie żarty! – Ookazuje mi język i uśmiechnięta zalewa kawę. – Co robimy z tym jutrzejszym bankietem? To pewne?
- Tak, Kaszak go organizuje. – Szatynka pochmurnieje.
- Czyli tak jak zawsze – stwierdzam. – Wbijamy się w coś ładnego, kręcimy tam przez godzinę i znikamy.
- Trzeba będzie tak zrobić, dogadamy się jeszcze z Olem bo nie wierzę, że weźmie tam swoją dziewczynę.
Przytakuję i zabieram filiżankę z parującą kawą. Wyciągam z torby batonik. Biorę się do pracy, słuchając narzekań Beaty, że wyciągnę nogi przez takie odżywianie. Wpuszczam to jednym uchem, wypuszczam drugim. Ona musi sobie pogadać, a ja, szczerze mówiąc potrzebuje takiej troski ze strony drugiego człowieka. Potrzebuję słuchać tych ostrzeżeń i mieć nadzieję, że komuś chociaż trochę na mnie zależy.
Gdzieś tak o jedenastej do naszego pokoju wpada wydekoltowana Jolka i mówi nam, że jest zebranie dla całej firmy. Patrzymy z Betką na siebie, coraz szerzej otwierając oczy. Dla całej firmy? Jest jakaś szansa, że wszystkie działy zmieszczą się w sali zebrań?
Lekko wychylamy się z pokoju i obserwujemy jak ludzie zmierzają do pomieszczenia, niczym zwierzęta do arki Noego. Nikt pewnie nie zauważyłby, że nas nie ma, ale jestem ciekawa o co chodzi.
CZYTASZ
Potrzebuję byś mnie kochał
RomanceSara mieszka w małej miejscowości, pod Łodzią Można by rzec, że materialnie ma wszystko bo pełne konto w banku, piękny dom Brakuje jej najważniejszego Kogoś, kto będzie ją kochał Tajemnicza przesyłka, to początek zmian, także nowej, przyciągającej...