22. Wystarczy zaufać

2.1K 181 12
                                    


Potrzebuję trochę czasu, żeby się uspokoić. Odkładam zdjęcie na miejsce, zapinam portfel i zostawiam go na pralce. Doprowadzam swoją twarz do porządku, starając się nie myśleć o tym, co zobaczyłam przed chwilą. Mimo wszystko mam nadzieję, że to nie jest tak i że najgorszy scenariusz się nie spełni. Wierzę mu, bo czym jest miłość bez zaufania?

Wysyłam smsa, że znalazłam zgubę i wracam do kuchni, chociaż już przeszła mi ochota na gotowanie. Kończę sos i nakładam sobie obiad. Wciskam go w siebie, bo już nie czuję się głodna, mimo, że jakieś piętnaście minut temu żołądek głośno grał mi marsza.

Zaczynam sprzątać, ale szybko to porzucam bo nawet dla mnie brak w tym domu jakichkolwiek oznak brudu. Przypominam sobie o mojej ciągle nieskoszonej trawie i szybko ruszam na tyły.

- Nie zaczynaj – mówię do Arbuza, który ledwo po tym jak mnie zauważył, już za mną drepcze. Wyprowadzam kosiarkę z gospodarczego i sprawdzam czy ma paliwo, a on stoi po drugiej stronie i swoimi wargami uparcie bada jej obudowę. Uśmiecham się pod nosem. Odpalam ją, powodując, że mój koń zrywa się z miejsca i zarzucając łbem biegnie na drugi koniec podwórka, pod samą stodołę. Beztrosko śmieję się z niego i przechodzę na przód domu.

Trawa jest tak duża, że zaczyna się już kłaść, więc to, co widzę po skoszeniu, głęboko mnie zasmuca. Najgorsze są małe, żółte kółka, gdzie zaczęła lekko gnić. Przecież do tej pory nigdy jej się to nie zdarzyło! Uświadamiam sobie, że znoszę ten widok bardzo spokojnie. Może to dlatego, że moje serce, zamiast zarośnięte zielenią, jest domkiem dla Arbuza... i Igora?

Wzdycham ciężko i szybko odpędzam z głowy negatywne myśli na jego temat. Dalej koszę, co chwilę krzywiąc się na stan murawy.

- Przecież to tylko trawa – mruczę pod nosem. – Jak mogłam być taka głupia? – Oczywiście dalej zależy mi na tym, żeby tu było ładnie, ale wiem też, że każdy defekt, da się naprawić dobrym nawozem i nie muszę z tego powodu szaleć jakbym była z wariatkowa. To dziwne jak koń zmienił moje podejście, a może nie tylko on... Może jeszcze Marcin?

Kiedy już jestem za połową, przed bramą parkuje wiśniowy samochód, a z niego wysiada Igor. Gaszę kosiarkę i z westchnieniem opieram się o nią. Czuję się podenerwowana i nie wiem co najpierw mu powiedzieć. Spróbować podpytać, czy od razu walić z grubej rury?

- Cześć skarbie. – Podchodzi, a ja pozwalam mu się przytulić i pocałować w policzek. – Ja tylko na chwilę, bo urwanie głowy mam dzisiaj.

- Ok – bąkam i wysuwam się z jego obięć. Idę do domu.

- Coś się stało?  Czemu jesteś taka smutna?

Zaciskam usta, bo czuję jak drgają. Nic nie mówię, tylko wchodzę do domu. Idę prosto do łazienki.

- Sara?! – Chwyta mnie za rękę, zmuszając bym na niego spojrzała. Robię to, odważnie patrząc mu w oczy, chociaż za powiekami czuję wzbierające łzy. Znowu w głowie mam najczarniejsze scenariusze. – Co się stało? – powtarza i delikatnie dotyka mojego policzka, ściera kciukiem pojedynczą, spływającą kroplę. – Dlaczego płaczesz? – panikuje.

- Kto jest na tym zdjęciu? – pytam cicho i powoli, starając się z całych sił panować nad głosem.

- Na jakim zdjęciu? 

- Na zdjęciu z twojego portfela.

Odpowiada mi cisza, więc ze strachem podnoszę powieki i obserwuję jego oniemiałą twarz. Wpatruje się we mnie szeroko otwartymi oczami, po chwili lekko je mruży i wzmacnia uścisk na mojej ręce.

Potrzebuję byś mnie kochałOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz