35. Smakujesz jak wszystko, czego potrzebowałem

2.6K 194 3
                                    

Wsiadam do samochodu Beaty, oszołomiona tym, co niedawno zrobiłam. Nie potrafię sobie tak do końca uświadomić tego, że spotkałam go przez głupi przypadek i że on tak otwarcie przyznał, że czekał. Nie pogniewał się, nie odrzucił mnie, tylko delikatnie zapytał czy się umówimy. Pokrótce wyjaśniłam mu, że Arbuz jest chory i naprawdę nie mam teraz czasu. Jest już prawie szesnasta, a w dodatku za trzy godziny muszę być w pracy. Tego, gdzie pracuję mu nie powiedziałam. Co więcej, czuję lęk przed tym, że się dowie. Założę się, że nie spodoba mu się tamto miejsce, ale z drugiej strony... Przecież nie ma nic do gadania. To moje życie, nie jego. Jednak na razie nie będę go prowokować. Tak będzie lepiej.

Umówiliśmy się na jutro, na pietnastą. Może jakoś wytrwam do tego czasu, bo przyznam, że po tym spotkaniu czuję jeszcze większą tęsknotę za nim, niż do tej pory. Co się ze mną dzieje, że szczęście aż bucha mi nosem?

Ledwo dojeżdżamy do domu, biegnę do mojego konika. Akurat Daniel jest w boksie, a ja wpadam tam w momencie, kiedy czyści mu sierść. Arbuz odwraca głowę do mnie i porusza uszami, ale czuję się nieswojo nie słysząc jego rżenia.

- I jak? – pytam ostrożnie, a przyjaciel gładzi jego lśniącą szyję.

- Lepiej. Powoli wraca do siebie. – Podchodzę bliżej i dotykam ciepłego, końskiego pyska

- Może ja się teraz nim zajmę, co? – proponuję, wyciągając dłoń po szczotkę.

- Beata jest? – pyta, oddając mi ją. Przytakuję po czym czekam aż wyjdzie i z powrotem patrzę na mojego konia. Jest spokojny. Powoli wyciąga do mnie łeb i wącha moje ubranie.

- Już dobrze. – Delikatnie gładzę go po boku. – Jestem z tobą, kochany mój... – Bardzo chciałbym zacząć opowiadać mu o tym co się stało, ale jakoś nie chcę go przemęczać moja gadaniną. Zamiast tego nucę cicho, przeciągając szczotką po miękkiej sierści i przemawiam do niego uspokajającymi słowami. Wydaje się być spokojny. Widzę, że jedną nogę wspiera na czubku kopyta co oznacza, że się wyluzował. Dziękuję sobie, że byłam taka głodna wiedzy i czytałam o końskich zachowaniach. Dzięki temu wiem, że nie jest źle.

Do dziewiętnastej Daniel zmienia mnie tylko raz. Boję się jechać do pracy, bo wtedy Arbuz na chwilę zostanie sam. Przyjaciel mnie uspokaja, mówiąc, że Beata do niego zajrzy, a to tylko krótkie pół godziny, gdy go nie będzie. Jestem zadowolona z takiego obrotu spraw, chociaż trochę dziwi mnie to, że szatynka jeszcze nie pojechała do domu.

W drodze delikatnie podpytuję go, czy ją lubi. Spokojnie odpowiada, że jest sympatyczna i się dogadują. Kiedy pytam co z Patrycją, wzrusza ramionami i z grymasem marszczy brwi. Obiecuję sobie znaleźć chwilę, żeby z nim o tym pogadać. Przecież taka sytuacja nie może trwać wiecznie.

Sobota jest tak samo zakręcona jak piątek. Mało snu i ogólne zmęczenie mnie przytłacza, dlatego jest mi dużo ciężej niż dotychczas. Zastanawiam się jak długo tak pociągnę. Przez głowę przewijają mi się myśli o Arbuzie i o Nathanielu. O tym drugim szczególnie wtedy, kiedy ktoś próbuje mnie poderwać. Gdzieś tak pomiędzy serwowanym drinkiem, a piwem, w kieszeni wibruje mi telefon, który na nowo zabrałam Danielowi. Od razu martwię się, że może coś się stało z koniem i szybko wygrzebuję aparat. Kiedy widzę kto dzwoni na chwilę zamieram, ale entuzjazm tak zaczyna mnie rozpierać, że szybko klepię Helę w ramię i krzyczę, że zaraz wrócę. Ma niezadowoloną minę, ale nie przejmuję się tym. Ten telefon jest ważniejszy.

Wbiegam do kuchni, przeciągam palcem po wyświetlaczu i pełna nadziei przykładam aparat do ucha.

- Cześć – mruczy znajomy głos, a ja mam wrażenie jakby w brzuchu szalało mi tornado szczęścia.

Potrzebuję byś mnie kochałOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz