11. Mój Ty karogniady skarbie

2.6K 192 15
                                    

Poniedziałek to jedno wielkie unikanie Kaszaka. W pracy panuje ciągle tak samo napięta atmosfera, a wszyscy uwijają się jak w ukropie. Betka mówi mi, że podobno będziemy gościć jakiegoś zagranicznego inwestora i nasz wieloryb robi wszystko, żeby firma wypadła jak najlepiej. Zastanawia mnie dlaczego to dzieje się tutaj, nie w Warszawie, skoro to tam jest główna siedziba. Jakoś nie chce mi się w to wszystko wierzyć. Nie ważne kto przyjeżdża i po co, nie mam nawet chwili, żeby urwać się na papierosa. Palę jednego na przerwie, razem ze stałą ekipą, a potem znów wracam do pracy. Okazuje się, że Betka i Olek wpadną wieczorem, a mi głupio jest mówić, że wolałabym iść spać. Jak przyjadą, będę miała to za sobą. I tak już przekładamy to za dużo razy.

Kiedy otwieram furkę, jestem wymięta i mam dosyć życia. Jedyne co mnie jeszcze przy nim trzyma to myśl, że dziś przyjedzie Igor. Tylko dlatego idę pod prysznic i tylko dlatego maluję się i przebieram w wygodniejszo-seksowniejsze ciuchy. Sam twierdził, że na konia lepsze i wygodniejsze byłyby długie dresy, więc czarne, obcisłe legginsy i top z dekoltem w tym samym kolorze powinien go zadowolić. Wiążę włosy w kucyk i idę wypuścić Gadzinę. Nie mogę powstrzymać uśmiechu kiedy słyszę to powitalne rżenie.

- Część przynęto. – Pokazuję mu język i gładzę po nosie. Otwieram boks, odsuwam się trochę, a on powoli wychodzi. Widzę, że zamiast iść, niszczyć mój trawnik, zatrzymuje się i zaczyna badać mnie nosem. – Nie mam cukru. – Odpycham jego głowę. Automatycznie myślę o Marcinie. Ciekawe czy już wyjechał, czy jeszcze jest w Łodzi? I gdzie tak naprawdę miał pojechać. – Idź sobie, no już!

Oczywiście nie robi tego. Jak śmiem w ogóle go o cokolwiek prosić? Uparte cielę.

Wracam do domu i robię sobie jajecznicę. Przydałoby się mieć trochę siły, żeby utrzymać się w siodle i nie wyjść na sierotę. Kiedy już prawie zapełniam żołądek, słyszę dzwonek do bramy. Po upewnieniu się, że to on, otwieram. Czuję delikatną ekscytację na myśl, że go zobaczę. Nerwowo poruszam palcami i z trudem panuję nad tym, żeby mój uśmiech nie rozciągał całej twarzy. Od razu idę na tyły.

- Cześć. – Jego uśmieszek wywołuje u mnie taką samą reakcję.

- Cześć – odpowiadam i obserwuję jak taksuje mnie wzrokiem. Nie wygląda jakby przejmował się tym, że go na tym przyłapuję. Jest pewny siebie, a ja łatwo dostrzegam, że podoba mu się mój dzisiejszy wygląd.

- To co, zaczynamy? Nie ma czasu do stracenia. – Od razu podchodzi do bagażnika i otwiera go, jednak po chwili słyszę tylko siarczyste przekleństwo.

- Co się stało?

- Sara, przepraszam, miałem dzisiaj tyle na głowie. Zapomniałam, że wyjąłem siodło. Byłem przekonany, że je mam i nawet nie pomyślałem...

- Ok, nie tłumacz się. – Staję obok niego i uśmiecham się pocieszająco. – Przecież nic się nie stało. To nam chyba nie ucieknie.

Zadowolony pokazuje mi rząd białych zębów.

- Oczywiście, że nie. – Zamyka bagażnik, a jedną ręką obejmuje moje biodra. Nagle jest niebezpiecznie blisko, aż zaczyna brakować mi tchu. – Mogę pokazać ci inne rzeczy.

- Jakie?

- Nie denerwuj się – mówi cicho i melodyjnie. Śmieje się z mojej reakcji. No jasne... Jak mam się inaczej zachowywać skoro on nie zabiera tej ręki? – Tak jest źle?

- Jak?

Przechodzi naprzeciwko mnie, a jego druga dłoń dołącza do imprezy na moim ciele.

- Tak? – Przesuwa nimi w górę, sprawiając, że z trudem przełykam ślinę. – Boisz się mnie?

Potrzebuję byś mnie kochałOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz