49. Wierz mi lub nie, od dawna już wiem

2.9K 168 2
                                    


Siedzę na tarasie, w moim ulubionym miejscu. Słabe promienie jesiennego słońca ogrzewają mi twarz, wywołując na niej rozkoszne mrowienie. W powietrzu unosi się przyjemny zapach lasu – ziemi i liści przesiąkniętych wilgocią. Drzewa stoją dumnie, swoimi nagimi konarami drapiąc szare niebo. Nawet jedna gałązka nie drga pod wpływem wiatru, uginają się tylko przez szalejące ptaki, które swoim ćwierkaniem co chwilę przerywają ciszę.

Donośne rżenie sprawia, że szybko odwracam głowę w kierunku Arbuza. Stoi naprzeciwko mnie i gapi się w las. Tak po prostu. Może dostrzegł jakąś zabłąkaną sarnę? Mój pieszczoch jest zwierzęciem stadnym, więc nie dziwię się jeśli doskwiera mu samotność, jeszcze teraz, kiedy wieczory stają się coraz dłuższe, a on coraz więcej czasu spędza zamknięty w stajni. Cmokam dwukrotnie, a on odwraca do mnie łeb i porusza swoimi stojącymi uszami. Decyduje się podejść, co zaraz wywołuje uśmiech na moich ustach.

Na dzisiejszej jeździe spisał się na medal. Słucha się mnie i nie daje mi żadnych powodów, żeby zwątpić w siebie, choć instruktor ciągle powtarza, że powinnam myślami być trzy kroki przed nim. To tylko zwierzę, zawsze może go coś przestraszyć. Najbardziej boję się tego, że konie potrafią ponieść jeźdźca. Pędzą wtedy na łeb, na szyję, niepodatne na szarpanie wodzami i krzyki. Niby wiem, jak zeskoczyć, żeby zrobić sobie jak najmniej krzywdy, ale założę się, że gdybym znalazła się w takiej sytuacji, wszystko wywietrzałoby mi z głowy.

I tak umiem już bardzo dużo. Wiem, jak go skutecznie popędzić i jak zatrzymać. Nauczyłam się słuchać go, współgrać, wczuwać w jego rytm, a kiedy nauka dobiega końca, nie bolą mnie już tak bardzo nogi, jak to było po pierwszych lekcjach. Następnym razem, Rafał ma przyjechać ze swoim koniem i mamy ruszyć w teren. Nie mogę się doczekać, chociaż trochę obawiam się dużej przestrzeni.

- Nie wywiniesz mi żadnego numeru, co? – Kładę rękę na dużym ciepłym pysku, który ma ochotę trochę mnie poskubać. Drugą dłoń zaciskam na uszku filiżanki i przybliżam do ust. Kawa już prawie mi wystygła, więc wypijam ją do końca.

Spoglądam na zegarek w telefonie i stwierdzam w duchu, że minęły już dwie godziny. Całe dwie godziny od kiedy Nath zabrał Lilly na wycieczkę po Łodzi. Trochę zajęło mi, żeby przetłumaczyć mu, że jego siostra nie jest tak popsuta, jak o niej myślał. Na początku w ogóle mi nie wierzył, ale zrobiłam wszystko, żeby go przekonać. Później porozmawiali chwilę sam na sam i ku mojemu zaskoczeniu, brunetka zabrała swoje rzeczy i stwierdziła, że chce zobaczyć jak mieszka jej brat. Sądzę, że tak naprawdę niewiele potrzeba, żeby odnaleźli wspólny język. On tylko musi wpuścić ją do swojego życia i docenić czym jest rodzina. Musi też jakoś zatrzeć ten wizerunek, który jej pokazał – uśmiecham się i kręcę głową, bo przed oczami staje mi jej mina. Biedna dziewczyna, nigdy już nie spojrzy na niego tak samo i to wszystko przez moją głupotę.

- Oj tam znowu to nie było takie głupie, nie? – pytam Arbuza, który swoim wścibskim nosem szarpie za kieszeń mojej bluzy. Przewracam oczami i wyjmuję z niej cukier w kostkach. Odwijam woreczek, a on mało co nie zje mi reki. Łakome to takie. – Nie wiem po kim ty to masz – mówię, odwijając czekoladowego batonika dla siebie. – Popsują ci się zęby a potem będzie znowu płacz i strach. – Widzę, że nie za bardzo zadowolił się tym, co dostał i chciałby zjeść jeszcze moje. – Nie ma mowy, piękny. – Kręcę głową i szybko pałaszuję swoje słodkości. Spoglądam na zegarek. Muszę być gotowa na osiemnastą, bo Nath zabiera mnie gdzieś na randkę. Zostało mi lekko ponad trzy godziny.

Po kawie i batonie nadchodzi czas na papierosa. Wygrzebuję z kieszeni pomiętą paczkę, a mój koń już oczywiście wie co się święci. Kładzie uszy i bardzo szybko robi w tył zwrot. Kręcę głową, zastanawiając się czy każdy koń tak ma, czy tylko ten. To tak naprawdę jedyna rzecz, której nie toleruje.

Potrzebuję byś mnie kochałOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz