4. Trzy do zera, dla Gadziny.

3.3K 220 6
                                    

Otwieram oczy i witam się ze szczupłymi, męskimi plecami. Natychmiast zaczyna boleć mnie głowa. Powoli podnoszę się, biorę kawałek koca i przyciskam go do piersi. Rozpaczliwie wypuszczam z siebie powietrze, twarz przykrywając dłonią. Kac moralny. Tak bardzo znajoma złość na samą siebie otacza moją głowę. Schodzę z łóżka, kocem okręcając swoje ciało. Przez chwilę zatrzymuje wzrok na nagich pośladkach Marcina. Bardzo powoli zamykam powieki i znów je otwieram. Ruszam prosto do łazienki.

Gorąca woda mnie oczyszcza. Chciałabym, żeby istniało takie lekarstwo na umysł. Już dawno przestałam sobie zadawać pytanie "po co?". Przecież wiem czym się kieruję, idąc z nim do łóżka, dlaczego więc nie potrafię się powstrzymać? Dlaczego potrzeba bliskości jest u mnie tak silna, że prowadzi do ciągle powtarzanych błędów? Nie mam odpowiedzi. Co daje mi ta chwila szczęścia? Nic – złość, żal na drugi dzień. Uczucie, że jestem bardzo głupia i... zwyczajnie łatwa.

Wracam po ubrania, owinięta tylko ręcznikiem. On ciągle śpi, a ja go nie budzę. Dzisiaj trudno mi na niego patrzeć. Zakładam krótkie spodenki i sportową koszulkę. Zerkam na zegarek i stwierdzam, że jest po jedenastej. Nie pójdę do kościoła, co z pewnością będzie zauważone przez wszystkie miejscowe babki, które co wieczór spotykają się na swoich ławkach. Tak już tutaj jest, u nas na wsi. Wszyscy wszystko o sobie wiedzą i wszystko widzą. I tak jestem w dobrym położeniu, bo mieszkam na samym końcu, nie w centrum, blisko skrzyżowania. Chociaż trochę spokoju.

Parzę kawę i patrzę przez okno na asfaltową drogę w oddali, po której raz na jakiś czas przejeżdża samochód.

– Cześć. – Słyszę za sobą, a po chwili czuję jak dłonie Marcina delikatnie dotykają moich bioder.

– Cześć – mówię niewyraźnie i z niekrytym smutkiem. – Kawy?

– Poproszę.

Jeszcze raz pstrykam w czajnik, który już zdążył się wyłączyć. Z szafki wyciągam drugą filiżankę, stawiam ją na blacie.

– Jak się czujesz? – Ciągle jest za mną, a na szyi czuję leciutkie muśnięcia jego oddechu.

– Wiesz jak.

– Mówiłaś do mnie Set.

Zamykam oczy na chwilę. Wiem, że to dużo dla niego znaczy. W duchu klnę na siebie za to, że nie mogłam się powstrzymać. Przecież nie czuję tego, co kiedyś.

– Masz tak na nazwisko...

– Na nazwisko mam Setkowski. – Delikatnym, ale stanowczym ruchem łapie mnie za rękę i odwraca przodem do siebie. Widzę, że jest w samych spodenkach. Miałam rację twierdząc, że schudł. Praktycznie nie ma mięśni. – Dobrze wiesz o co mi chodzi. Było ci dobrze.

Odwracam od niego wzrok. Przed oczami stają mi obrazy z naszego związku, kiedy mruczę do niego Set – za każdym razem robiłam to, będąc w stanie upojenia jego osobą. Set z moich ust równało się – szaleję za tobą, zrobię dla ciebie wszystko i on doskonale o tym wie. Nie odpowiadam na jego sugestię, bo nie wiem co mam mu powiedzieć.

– Pamiętasz jak nam było razem – szepcze do mojego ucha, a jego ręce dają mi przyjemne ciepło.

– Pamiętam. – Spoglądam w te jego jasnoniebieskie tęczówki. – I dlatego to już nigdy się nie zdarzy.

Zostawiam go i wracam do czajnika. Wkurza mnie to, że nie zalewam kawy wrzącą wodą, ale muszę czymś zająć ręce. Chwytam za jedną z filiżanek i stawiam ją przed nim. Podchodzę do lodówki, wyjmuję śmietankę, wszystko mechaniczne.

– Przecież ty pijesz czarną. – Z uwagą obserwuje moje ruchy.

– Pamiętam jaką lubisz. – Słucham jak się śmieje.

Potrzebuję byś mnie kochałOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz