Z samego rana, jeszcze przed ósmą, dzwonię do Beaty i umawiam się z nią, że wpisze mi zwolnienie lekarskie. Przyjaciółka zasypuje mnie gradem pytań, ale mówię jej tylko, że nie za dobrze się czuję. Wzięłabym normalny urlop, ale to oznaczałoby, że muszę jeszcze dzisiaj iść do pracy, napisać wniosek i prosić o zgodę Kaszaka. Zwolnienie jest prostsze, a ja wolę pogadać z zaprzyjaźnionym lekarzem. Przynajmniej mam pewność, że tych kilka dni wypisze mi bez problemu, po znajomości.
Prawda jest taka, że mam zwyczajnego doła. Wczorajszy dzień podłamał mnie lekko, a wieczorne wino jeszcze dobiło. Dzisiaj mam lekkiego kaca i boli mnie głowa. Nawet Danielowi nie powiedziałam o co chodzi. Przez to, że Patrycja wczoraj zrobiła mi taką scenę, jestem zła też na niego. Najchętniej odcięłabym się od tej dwójki, żeby nie musieć znosić nastrojów tej blondyny. Daniel jest niestety jedną z niewielu osób z którymi jestem jakoś związana. Naprawdę go lubię, jest dla mnie jak starszy brat i przywiązałam się do niego, podobnie jak do Marcina. Może gdybym się stąd wyprowadziła, jakoś łatwiej byłoby mi poznać nowych ludzi i odetchnąć życiem, jednak to niemożliwe. Nigdy nie zostawię tego domu.
Powinnam w końcu iść pobiegać, bo to co jem na co dzień szybko może mnie zaokrąglić. Nie, jeszcze nie dzisiaj. Nie z tym kacem. Wychodzę na zewnątrz i witam się z słońcem, które mimo wczesnej godziny grzeje bez pohamowania. Gwiżdżę cicho i uśmiecham się kiedy Gadzina wyciąga łeb. Podchodzę do niego.
– I tak cię nie lubię – przypominam mu, żeby przypadkiem nie pomyślał, że mój stosunek co do niego jakoś się zmienił. – Po prostu musisz tu być, a ja nie chcę twojej śmierci – mówię śmiertelnie poważnie, ale w głębi ducha chce mi się śmiać, bo wiem, że on i tak mnie nie rozumie.
Procedura karmienia przebiega bezbłędnie. Nie rzucam już siana przez górę i dzięki temu trawnik jest idealny, tak jak zawsze. Chcę popatrzeć jak ten potwór zjada siano, ale on ma je oczywiście w nosie. Woli stać i się gapić, rżeć cicho, ruszać uszami – wszystko, tylko nie jedzenie.
Zostawiam go i idę do domu, parzę sobie kawę i robię śniadanie. Za dużo ostatnio jadłam słodyczy i mam świadomość, że w końcu mój żołądek zacznie protestować. Włączam zapomniany od dawna telewizor i oglądam wiadomości. Relaksuję się co skutkuje tym, że nawet nie muszę wychodzić na taras i zapalać papierosa. Zastanawiam się nad tym wszystkim i dochodzę do wniosku, że jakoś wytrzymam obecność Gada. Muszę wytrzymać, dopóki nie znajdę mu nowego, porządnego domu. Jakoś mam wstręt do tego ogłoszenia, które zamieściłam i postanawiam później to usunąć.
Po domu snuję się gdzieś do dziesiątej. Sprzątam bo widzę przecież, że idealnie czysto nie jest. Dostrzegam przez okno, że zerwał się wiatr, a kiedy wychodzę na zewnątrz zauważam, że na niebie gromadzą się chmury.
– Nic z tego nie będzie – mamroczę do siebie, przekonana, że z deszczu nici. Tym samym przypominam sobie o zraszaczach i idę je włączyć. Słyszę rżenie i patrzę w jego kierunku. Z braku innego zajęcia, podchodzę do boksu.
– Co? Nudzi ci się?
Koń wyciąga do mnie łeb, a ja niepewnie kładę dłoń na jego pysku. Jest miękki i ciepły – bardzo przyjemny. Wypuszcza powietrze na moją dłoń i porusza tymi swoimi wargami, więc zabieram rękę bo nie chcę, żeby mnie ugryzł. W kieszeni rozdzwania mi się telefon, a kiedy patrzę na wyświetlacz, dziwię się trochę bo to jakiś nieznany numer. Na pewno kolejna osoba z ogłoszenia. Postanawiam wypytać ją po co chce kupić mojego konia, zanim zgodzę się na jakikolwiek przyjazd. Nie wytrzymam obecności następnego bezdusznika.
– Halo?
–Sara? – Nazywać zaskoczeniem to co teraz czuję, to duże niedopowiedzenie. Nie mam pojęcia kto do mnie dzwoni.
CZYTASZ
Potrzebuję byś mnie kochał
RomanceSara mieszka w małej miejscowości, pod Łodzią Można by rzec, że materialnie ma wszystko bo pełne konto w banku, piękny dom Brakuje jej najważniejszego Kogoś, kto będzie ją kochał Tajemnicza przesyłka, to początek zmian, także nowej, przyciągającej...