Rozdział 10. Tak Na Mnie Mówią

594 23 1
                                    

*Piotrek*
Pojechałem po rzeczy Martyny. Stoję pod klatką i pewnie. Domofon. Hasła nie znam. Ehh
Idzie ta sąsiadka. Z nieba mi spadła.
- dzień dobry.
Otworzy mi pani
- oczywiście
Jak tam z Martyną?
- za kilka dni wyjdzie. Nic poważnego
- to chociaż tyle
Otworzyła.
- to dobra dziewczyna, ale rodziców ma takich
- słyszałem właśnie.
Nie ma nikogo innego?
- ma brata. Też dobry człowiek, ale wziął ślub i teraz odwiedza ją czasami
Taka samotna jest.
- a jej rodzice to da się z nimi porozmawiać?
- zależy.
- dobrze. Dziękuję i dowidzenia
- dowidzenia
Otworzyłem drzwi do mieszkania Martyny.
- przyszła. - jakaś kobieta z mężczyzną. Obydwaj po 50
- dzień dobry
- a pan to kto?
- oto samo mógłbym zapytać
- czy tu mieszka Martyna Kubicka?
- tak
- jesteśmy jej rodzicami.
- a Pan?
- jej chłopakiem
- aha
- Piotr Strzelecki - podałem dłoń
- Monika i Ryszard Kubiccy
Uśmiechnąłem się.
Spakowałem rzeczy Martyny
- a gdzie Martyna?
- w szpitalu.
- aha
Pożegnałem się i pojechałem do szpitala a rodzice Martyny Do domu.
Dziwnie się na mnie patrzyli. Z takim uśmiechem na twarzy.
- cześć Kochanie - mówię wchodząc na salę
- cześć Piotruś
Dałem jej buziaka.
- i co tam wyszło z badania?
- nie wielkie wstrząsienie mózgu
- to dobrze.
Wiesz nie chce cie denerwować, ale chyba powinnaś wiedzieć
- co się stało?
- twoi rodzice byli w twoim mieszkaniu
- co?
- no. Przedstawili się i dziwnie się na mnie patrzyli.
- co chcieli?
- nie wiem.
Nie wyglądają na jakiś takich, ale to wiesz. Pozory umią mylić. Widziałem tylko ich przez 5 minut. I to nie całe.
- yhym
Przytuliłem ją mocno
- a twój brat gdzie jest?
- ma zaraz przyjść
- to mam się zmywać?
- nie
Zaczęliśmy się śmiać.
Zjadła obiad.
- chodź przejdziemy się na spacer bo ładna pogoda
- no dobra
- Gdzie? - lekarz Tomek
- tam gdzie ciebie nie ma
Zaczęliśmy się śmiać
- patrz jaka ładna pogoda a ty dziewczynę trzymasz w szpitalu.
W czterech ścianach.
- dobra, ale na wózku
- ok
Poszedłem po wózek i wróciłem.
- zapraszam
- Oki
Wsiadła na wózek.
Wyjechaliśmy z sali.
- brum brum
Zaczęliśmy się śmiać
Pojechaliśmy przed szpital.
- patrzcie Strzelecki porywa Martyne - ludzie z Bazy
- oni się z ciebie śmieją
- no i dobra. Ten się śmieje kto się śmieje ostatni
- a wy gdzie? - szef do nas
- pa pa
Zaczęliśmy się śmiać
- Piotrek a ty masz dyżur. Wiesz o tym
- czekam aż dziewczynka będzie miała opiekę
- aha
Przyjechał jej brat.
Wróciliśmy na salę.
- oddaje żeby nie było - mówię do Tomka
- na ile?
Zaczęliśmy się śmiać
Poznałem brata Martyny.
- dobra Lecę na dyżur bo stary mnie zabije - dałem Martynie buziaka
- ok
Pobiegłem.
*Martyna*
- to twój chłopak?
- nom
- śmieszny.
Zaczęliśmy się śmiać.
- ale dobrze. Przynajmniej będziesz szczęśliwa..
- już jestem
*Piotrek*
Siedzę przebrany a wszyscy się na mnie patrzą.
- co zrobiłem? - pytam
- zmieniłeś się - Aga
- to chyba dobrze - mówię - czy nie?
- dobrze - szef - Martyna Ci zaufała
- wiem. Co wy się tak na mnie patrzycie? Brudny jestem czy co?
Szef się śmieje.
- ej bo się tu porycze.
Zaczęli się śmiać.
Dzwoni mój telefon. Odebrałem.
- dzień dobry tu zakład pogrzebowy
Mamy dla Pana miejsce
- co zrobiłem, że chcesz mnie wysłać na tamten świat. Martynka wiem, że to ty.
- ehh
Zaczęliśmy się śmiać.
- nudy masz?
- nom
Przyjdź tu
- ok. Już idę
Zaczęliśmy się śmiać.
Poszliśmy wszyscy.
- co tam wariatko?
- nuda.
- było wpadać pod samochód
- nom. Fajnie było
Zaczęliśmy się śmiać
- fajnie?
- no. Fajnie biegłeś wystraszony
- menda
- tak na mnie mówią
Zaczęliśmy się śmiać.

~A beautiful life~Zakończone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz