57. Ona Musi Się Obudzić

337 13 3
                                    

*Piotrek*
Siedzę pod tą salą operacyjną wraz z tatą Martyny. Leci druga godzina.
-ile to jeszcze może potrwać?
- nie wiem, ale na pewno długo
- to może idź do dzieci?
- są u moich rodziców i w szkole.
Po chwili przyszedł szef.
- szefie Martyna się gdzieś uderzyła?
- No. Na wezwaniu byliśmy to tam chyba auto ją lekko strącnęło.
Upartą masz żonę.
- to już wiem.
- wszystko się ułoży. Zawsze się układa.
Gadałem z Anką będziesz musiał jej pomagać w czynnościach codziennych przez jakiś czas.
- z tym nie ma problemu. Ważne żeby żyła
- żyć to ona będzie i jeszcze nie jeden raz sprawi że omało nie dostaniesz zawału.
Kręcę głową i po chwili przychodzi Michalina z Kubą. Podszedłem do nich.
- cześć a wy co tu robicie?
- nie było was w domu a my nie mamy kluczy.
Domyśliliśmy się
- przepraszam. Zapomniałem was poinformować.
- nic się nie stało.
Co z mamą?
- operują ją.
Auto ją uderzyło w głowę na wezwaniu i się nie przyznała.
Przytulili mnie mocno.
- wszystko będzie dobrze? - Michalina
- tak. A jak inaczej? - dałem im po buziaku - to trochę potrwa. Idźcie do domu.
- nie. Poczekamy z tobą.
- na pewno?
- tak.
- jedliście coś?
- byliśmy w maku po drodze
Uśmiechnąłem się.
Po chwili tata Martyny musiał jechać a szef też poszedł. Więc zostałem sam z dziećmi.
Godziny mijają a ja nie mogę usiedzieć na miejscu.
Pielęgniarka wyszła.
- wiadomo coś?
- na razie nie. Przepraszam
Poszła dalej.
Usiadłem na krześle a po chwili przyszedł szef.
- i jak?
- bez zmian - mówię a dzieci się do mnie przytulają - nigdy więcej jej samej nie puszczę na wezwanie
- to prawda. Moja wina. Mogłem Ci powiedzieć.
- szefie nikt nie jest wstanie jej odmówić.
- to fakt - Michalina
Uśmiechnęliśmy się.
Po chwili wyszedł lekarz a ja odruchowo wstałem.
- i?
- niestety. W połowie operacji doszło do zatrzymania pracy serca. Nie spodziewałem się tego jednak to fakt, pacjentka była osłabiona.
- czyli chce mi Pan powiedzieć, że...
- nie nie. Udało nam się przywrócić akcje serca. Pacjentka żyje, ale...
- ale?
- musieliśmy ją wprowadzić w stan śpiączki farmakologicznej.
Nie będę kłamał. Jej stan jest ciężki.
- rozumiem
Lekarz poszedł a ja próbuję powstrzymać łzy. Dzieci mnie przytuliły.
- wszystko będzie dobrze - mówię - musimy dać mamie czas.
Dałem im po buziaku i wytarłem ich łzy.
Poszliśmy do sali w którym leżała Martyna.
Wszystkie okna otwarte.
- czy wy Powariowaliście do reszty? - mówię i zamykam okna
- kto Pana tu puścił
- ja się o pozwolenie nigdy nie pytam
Dzieci się Uśmiechnęli a ja podszedłem do Martyny.
- jestem przy tobie - założyłem jej obrączke - i zawsze będę - dałem jej buziaka w czoło. Dzieci też jej dali buziaka.
Przyszła Ania.
- wszystko będzie dobrze. Wiesz, że to normalne
- wiem. Zaczyna się od tego. Potem kłopoty z pamięcią, a w najgorszym wypadku...
- nawet o tym nie myśl.
Ona jeszcze na ciebie nawrzeszczy, doprowadzi do zawału i jeszcze pewnie tu trafi.
- oj to ostanie to oby nie.
- a teraz zmykaj do domu.
Masz dzieci i musisz się nim zająć a Martyną się zajmę i będę nabieżąco informowała.
- przyrzeknij?
- przyrzekam.
Już was nie ma
Daliśmy jeszcze jej po buziaku i wyszliśmy z sali.
- będzie dobrze?
- a jak inaczej?
Pojechaliśmy po maluchy do moich rodziców a potem do domu.
- tata a gdzie mama - Tosia
- mama się źle poczuła i będzie musiała zostać przez jakiś czas w szpitalu.
- sama?
- nie.
Jest z nią ciocia Ania.
- aha. A kiedy pojedziemy do mamy?
- No tam was nie mogę wziąść, ale może kiedyś was jakoś przemyce, zgoda?
- tiak!!
- a nas też? - Michalina i Kuba
- tak.
Uśmiechnąłem się i poszedłem do łazienki.
Ona musi się obudzić. Ile mogę udawać przy dzieciach, że nic się nie dzieje?






~A beautiful life~Zakończone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz