99. Żyjesz?

200 13 6
                                    

*Piotrek*
Jesteśmy na wezwaniu. Ja, Mateusz i szef. W Budynku, który ma się zaraz zawalić jest dwójka małych dzieci. A ja nie mogę tam wejść. Za to strażacy mają to głęboko gdzieś. 

- dobra ja tam idę - mówię i idę w stronę tego budynku
- Nie - Mateusz 
- Jak nie? tak to nikomu nie pomożemy. 
- Jezu Piotrek, Pomyśl o Martynie. Jak coś ci się stanie...
- nic się nie stanie a możemy kogoś uratować.
Wziąłem plecak i wszedłem do tego budynku.
- halo?!
- tu!
Pobiegłem do tych dzieci.
- cześć. Wszystko dobrze?
- tak.
- gdzie mama?
- no chodźcie idziemy do mamy
Wziąłem ich za ręce i prowadzę do wyjścia gdy nagle ściana runęła.
Przytrzymalem dzieci.
Zaczęły płakać.
- spokojnie. Wyjdziemy z tąd
Wziąłem ich na ręce i wyszedłem z tych ruin.
Wyjście jest zasypane.
*Wiktor*
- gdzie Piotrek?
- poszedł do budynku
- co? Miał tam nie wchodzić do Cholery.
- wkurzył się i poszedł.
- Piotrek? - mówię do radia
- co jest szefie?
- żyjesz?
- tak. Jestem nie zniszczalny, zapomniał Pan?
- Martyna ci da niezniszczalnego.
Przyszedł z dziećmi na rękach.
- Martyna ma się o tym nie dowiedzieć. - Piotrek - jasne?
- jasne.
*Piotrek*
Szef bada dzieci a ja im nalałem wody do kubeczków.
- proszę
- dziękuję - powiedzieli jednocześnie
Ściągnąłem brudne rękawiczki i wyrzuciłem do pobliskiego kosza a Mateusz się na mnie patrzy.
- żyje. Spokojnie - podniosłem ręce do góry
- a teraz Ty niezniszczalny mi się pokaż
Szef mnie bada.
- jestem trochę zakurzony, ale nic mi nie jest
- zamknij się na chwilę
Mateusz się śmieje.
Szef dalej mnie bada.
- no dobra. Nic ci nie jest
- wiem
Pije wodę.
- chodźcie maluchy. Idziemy do mamy
Wziąłem ich za rączkę i idziemy do przygnębionych rodziców.
- Mama
- tata
Pobiegli się przytulić.
- wszystko dobrze? - tata tych małych
- tak. - mówię z uśmiechem
- dziękujemy
Uśmiechnąłem się i przybiłem z dziećmi piątkę.
Poszedłem do szefa i Mateusza.
- to co możemy jechać. Dzieci całe i zdrowe - szef
- no. Możemy
Wsiadłem za kierownicę.
- wiesz, że powinienem cię zwolnić?
- ale szef tego nie zrobi. Uratowałem dwójkę małych dzieci
- no to zawiesić
- hmm. Kilka dni w domu a szef kierowcy nie będzie miał.
- jak ja mam cię dość.
- a ja myślałem, że szef mnie już polubił
Zaczęliśmy się śmiać.
- nic nie było. Nic nie widzieliśmy - Mateusz
- dokładnie. Szefie Martyna ma słabe nerwy. Proszę...
- dobra.
Uśmiechnęliśmy się.
Po chwili byliśmy na miejscu.
Poszliśmy do bazy a Martynka siedzi na kanapie.
- cześć skarbie - mówię i daje jej buziaka
- cześć Piotruś - Uśmiechnęliśmy się do siebie.
- a co ty tu robisz?
- a jakoś wyrwałam się ze snu jakby coś się z tobą działo i przyszłam sprawdzić
- wszystko dobrze - Przytuliłem ją mocno.
- to dobrze

Po chwili skończyliśmy dyżur i pojechaliśmy po dzieci a potem do domu. Martyna ma niezłe przeczucia.







~A beautiful life~Zakończone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz