65. Dobra. Przyznaję Się

264 11 6
                                    

*Martyna*
Piotrek przyszedł zły z pracy.
- cześć Piotruś.
- cześć Kochanie - dostałam buziaka i bukiet kwiatów.
- ooo dziękuję. Z jakiej okazji?
- bez okazji. - uśmiechnął się i się pocałowaliśmy.
- a co ty taki zdenerwowany w pierwszej fazie? - uśmiechnęłam się.
- nic takiego. Można powiedzieć mini kłótnia z naszym kochanym szefem.
- uuu.
- nie dzwonił jeszcze?
- nie wiem. Telefon mi padł.
- to czemu go nie ładujesz?
- do zlewu padł
Zaczęliśmy się śmiać.
-wpadł?
- tak wpadł.
- no to nie padł
- a jaka to różnica panie profesorze od polskiego, hmm?
Zaczęliśmy się śmiać.
Wziął mój telefon i próbuje go naprawić.
- mogę wiedzieć jak to się stało?
- no normalnie. Wpadł jak robiłam zdjęcie żeby Ci wysłać.
- yhym
Zaśmiał się.
- kupi ci się nowy.
- przecież działa. - załączyłam go i coś strzeliło - dobra. Nie działa.
Zaczęliśmy się śmiać.
Przyszły dzieci ze szkoły.
Zjedliśmy obiad i przyszedł list do mnie.
- uuu mandacik - Piotrek
- sredzik
Dzieci się śmieją.
- Martynko przekaż mężowi bo ja nie mogę się z nim dogadać.
Twój szef
Wiktor Banach.
Dzieci w śmiech.
- ty. Coś ty zrobił?
- nic
- wkurzyłeś szefa a ja mam z nim jutro dyżur. Jak mogłeś?
Zaczęliśmy się śmiać
Dałam mu kartkę żeby sobie poczytał.
Chce potargać.
- nie próbuj tego robić tylko mów co jest.
- nic.
- mam się sama dowiedzieć czy mi grzecznie powiesz?
- dobra wygrałaś.
- no to słucham.
- mam jechać na staż
- no to super. Nie rozumiem problemu
- wiąże się to z, że będę musiał wyjechać na cały rok. Rozumiesz rok.
Nie tydzień, nie miesiąc tylko rok.
To chyba normalne, że odmówiłem.
- yhym. Ale odmówiłem grzecznie czy... Nie dokończę.
- to jeszcze można zaciągnąć pod grzeczne. Wszyscy żyją
- no nie wiem. Szef listy pisze to już wiesz.
- byłem grzeczny, ale nie mów moim rodzicą
Zaczęliśmy się śmiać a Piotrek stoi.
- czyli jednak. Wiedziałam
- dobra najpierw byłem grzeczny, potem mnie nie słuchał to troszkę podniosłem głos, ale zaś nie działało i się wkurzyłem no i możne trochę za głośno powiedziałem bo szef kazał mi wypierdalać.
- i to ma być grzecznie.
- no. Nikomu nie przywaliłem. Powinnaś być ze mnie dumna.
- a ile szafek zniszczyłeś?
- tylko moją, ale żyje.
Załamałam się.
- przecież byłeś już taki grzeczny
- no, ale zrozum mnie, że ja pięć dzieci samych nie zostawię jeszcze w Warszawie. Wiesz ile tu chodzi ludzi.
- czy ty właśnie wliczyłeś mnie jako swoje dziecko?
- tak. No przecież jesteś moim słodkim maleństwem tak jak wszyscy.
Odsuwa się ode mnie.
- nadal się boisz.
- bo wiem co małe to niebezpieczne
Dzieci się śmieją.
- nie poznaję cię. Jedziesz do bazy i przepraszasz szefa.
- a jak nie?
- to pójdę do twoich rodziców i powiem jakiego diabła wychowali
- brzmisz jak moja wychowawczyni z podstawówki
Dzieci się śmieją.
- yyy ty nie Żartujesz?
- nie. Robię sobie jaja - trzepotam rzęsami - Zbieraj dupe i za pięć minut widzę cię w samochodzie. Jasne?!
- czemu na mnie krzyczysz
Wzięłam dzieci i poszłam do auta.
Wsiadłam za kierownicą. Piotrek wyszedł z domu i stoi.
- zaproszenie ci wysłać?!
- no jakbyś mogła. Bo wiesz...
- Jak Cię zaraz kopne w dupe...
- dobra już idę
Przyszedł.
- coś ci się nie pomyliło? - pyta
- zaraz tobie się pomyli
Zapiął pasy na krzyż.
- zapnij  normalnie Piotrusiu
Zapiął normalnie pasy i ruszyłam.
- jesteś bardzo zła.
- ty się już lepiej nie odzywaj
Kiwnął głową.
- no
Dzieci się śmieją.
Ruszyłam i jedziemy do bazy.
Piotrek się patrzy.
- a co ja mam powiedzieć szefowi?
- to samo, ale spokojnie.
- ale jak mnie nie będzie słuchał?
- to klękniesz na kolana. No przecież umiesz.
- nie mam kwiatów.
Kręcę głową.
- boję się.
- i to mi mówią, że jestem dziecinna
- bo jesteś taka słodziutka. A jak się denerwujesz to jeszcze bardziej.
Wzięłam głęboki oddech.
- oddychaj
- jak Boga kocham dam ci alkomat.
- ej. No teraz to wiesz. Przecież ja nie pije
- ja też
- obrażam się.
- jasne.
Obrócił się do szyby.
- a jasne to jest piwo
- to ile ich było?
- 0
Wyciągnął alkomat i dmucha.
Pokazuje mi wynik.
- 0 - pokazuje mi język
Kręcę głową.
- przepraszam. Już się zamykam
- gorzej niż z dzieckiem
Po chwili byliśmy na miejscu.
- ooo. Sam raz. Szef siedzi na ławce
- dobra idę.
- spokojnie zrozumiano?
- tak.
Zrobił się poważny.
*Piotrek*
- dzień dobry szefie
- ooo. Dobry dobry
- przepraszam. Nie powinienem na Pana krzyczeć.
- no nie powinieneś.
Chodź. Przejdziemy do gabinetu bo tu widownię mamy
- ok
Poszliśmy do gabinetu.
- wybaczy mi szef?
- wybacze.
- ale nie zmieniłem zdania. Niech mnie pan zrozumie. Nie potrafię zostawić ich samych. Jeszcze po tym co Martyna teraz przeszła.
- rozumiem cię i to dobrze.
Ale wiesz. To jest dla ciebie szansa.
Bo nie jesteś głupi tylko udajesz głupka.
Ale rozumiem. Rodzina jest najważniejsza.
- żadna praca nie będzie ważniejsza od nich. Nie. Poprawka. Nic nie będzie ważniejsze od nich.
Szef się uśmiechnął.
- to zgoda? - podałem dłoń
- tak. Zgoda zgoda Strzelecki - uścisnęliśmy dłonie i Wyszliśmy z gabinetu.
- ooo przeżyłeś - Martyna szarpie mnie za uszy a szef się śmieje.
- ał.
Tata miał rację. Nigdy Się nie żeń.
- oj uważaj co mówisz. - szef
- żartuję żartuję - podnosze ręce w geście poddania.
Zaczęliśmy się śmiać
- a ty panno czemu nie odbierasz telefonu?
- aaa bo poszedł się kąpać
- kto?
- telefon w zlewie.
Zaczęliśmy się śmiać.
- a macie tego psa wkońcu? - Szef
- cii - mówię
- tata! Obiecałeś!
- cii.
- Nie!!!! - wystawili do mnie języki.
Martyna i szef się śmieją.
- dobra. Przyznaję się. Zapomniałem tak samo jak i wy.
Jedziemy po psa.

Co z tego, że miał być w sobotę, ale wpadłam na genialny pomysł. Mianowicie do świąt każdego dnia będzie jeden rozdział.
Cieszycie się?
Mam Taką nadzieję 😘😘

                          Fankanasygnale

~A beautiful life~Zakończone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz