Rozdział 49. Tylko Nie Spal Domu

311 12 3
                                    

*Piotrek*
Przywiozlem Martynie do pracy kanapki.
- cześć wszystkim. - mówię
- No cześć. - Ania - Martynka na wezwaniu.
- jak zwykle
Usiadłem na swoim miejscu.
- a gdzie masz maluchy?
- u dziadków. Sami przyszli a ja wykorzystałem okazję.
- a co chcesz od Martynki
- a pograć jej trochę na nerwach. Mało mam czasu na to w domu.
Zaczęliśmy się śmiać.
- a tak serio. Kanapek zapomniała a...
- stary to twój motor? - wparadował Adam
- chce z nią coś załatwić. - Kontynuuje a potem się zwracam do Adama - nie. Świętego Mikołaja.
Ania się śmieje.
- daj się przejechać?
- zapomnij. Nie masz uprawnień
- o jeju nie zabije się
- tu nie chodzi o ciebie. Bardziej o motor.
Zaczęliśmy się śmiać.
- kochany jesteś. To jest tak samo jakbyś powiedział Martynie, że samochód jest ważniejszy od niej
- czy ty właśnie porównujesz Martyne Do siebie? - Ania
Zaczęliśmy się śmiać.
- ale to było nie miłe.
- No właśnie
- No nie po płacz się.
Zaczęliśmy się śmiać.
Weszła Martyna ze łzami w oczach.
- ooo Martynka
Poszła do łazienki.
Wstaje i idę. Patrzę na szefa.
- co się stało? - pytam
- dotknęła krwi zakażonego wirusem HIV
Poszedłem do niej.
Zamknąłem drzwi.
- Martynka?
Wytarła twarz w ręcznik.
Przytuliłem ją mocno.
- nie płacz kochanie.
To jeszcze o niczym nie świadczy.
- skąd wiesz? Przecież ja dotknęłam ręką do oka
- nie masz pewności, że mógł cię zarazić. Hmm. Ogarnij się i pójdziemy zrobić test. A nie najpierw coś zjesz
Dałem jej buziaka w czoło.
Wyszedłem i zrobiłem jej herbatę.
Przyszykowałem kanapki i poszedłem pogadać z szefem.
- Piotrek są małe szanse, że mogła się zarazić. Wręcz minimalne. Ten chłopak brał leki jak cukierki.
- serio?
- No. Wątrobę by sobie rozwalił.
- powiedział Pan to jej?
- ona nie chce wogóle rozmawiać. Może tobie się uda.
- No spróbuje.
Wezmę ją do domu
- No weź. Bo wątpię żeby była w stanie pracować
- yhym
Przyszła i je śniadanie.
Poszedłem do niej i wytarłem jej łzy.
- nie przejmuj się.
- ej wy mieliście wczoraj rocznice
- No
- może...
Zaczęliśmy się śmiać.
- wszystkiego najlepszego
- a no dziękujemy.
- pewnie popili
- oni ? No przecież nie piją - szef
Zaśmialiśmy się.
- yhym - szef - może alkomat przyniosę
- już mieliśmy jak dzieci odbieraliśmy od rodziców - Martyna. No wkońcu się uśmiechnęła
- a ja myślałem, że Martynka taka święta - Adam
- widzisz. To ja jestem taki zły i sprowadzam aniołka na złą drogę.
- No teraz to mi podpadliście
- szefie
Mówiłem przecież, że przy mnie to ona święta nie będzie.
- a dzieci gdzie?
-  u rodziców byli.
Spokojnie to było wszystko przemyślane
- No ja myślę
Martynka zjadła. Przebrała się i poszliśmy do szpitala.
- nie bój się. To jest tylko dla pewności. Wasz pacjent nałykał się leków jak cukierków.
- ale zawsze może zarazić
Zawsze są te szansę
- a ty zawsze zakładasz najgorszą opcje.
Weszliśmy do szpitala. Odrazu weszła a ja czekam na nią.
Jednak po chwili mnie zawołali.
- Piotrek ty też się musisz przebadać
- nie muszę. To na wezwaniu była.
- aaa to ok..
Martyna siedzi zdołowana.
- kiedy będą wyniki?
- za trzy dni
- szybciej się nie da?
- No nie. Jak coś to będę dzwonił
- No ok.
To koniec?
- tak. Możesz ją zabierać
- misia idziemy
- ok.
Wyszliśmy z gabinetu.
Ubrałem jej kurtkę i przy zapinaniu podniosłem jej głowę do góry. Chciałem ją Pocałować, ale się odsunęła.
- nie mogę.
Wyszliśmy ze szpitala i pojechaliśmy motorem do domu.
Po wejściu Martyna odrazu poszła do pokoju a ja jeszcze musiałam wszystko wyjaśnić moim rodzicą.
- i wzięła sobie to do siebie
- Przemyj jej oczy. - mama- i idziemy z nią pogadać.
Wziąłem krople i poszedłem z mamą do Martyny.
- No Martynka. Chodź przemyjemy oczka.
- to i tak nic nie da
- uwierz, że da. - mama
- No chodź i da ci spokój
- Piotruś.
Zaczęliśmy się śmiać.
Usiadła. Przemyłem jej oczka i wytarłem jej łezki.
- No. Możesz się Legnąć - mama
Legły się oby dwie.
- a gdzie miejsce dla mnie.
- domyśl się.
Zaczęliśmy się śmiać.
- idź się przyszykuj i zabieram cię na spacer bo on ci żyć nie da.
- gdzie ją zabierasz?
- spokojnie. Wróci na kolacje. Może i nawet na obiad się załapie
- yhym
*Martyna*
Przyszykowałam się do wyjścia.
Dostałam buziaka od Piotrka i wyszliśmy z domu.
- i co pomogło?
- trochę.
- No widzisz.
To teraz się uśmiechnij. Nie Będę Ci próbowała wybić z głowy te złe myśli bo i tak to nic nie da.
Miałam to samo.
- serio?
- No tak. Ja też byłam ratownikiem.
I tak samo przeżywałam różne wpadki. Uwierz, że moje były gorsze.
Dotknięcie krwi zarażonego przerabiałam kilka razy i zawsze kończyło się tak, że było prawdopodobieństwo, że jestem zarażona, ale nic z tego. Tak serio jak dotkniesz krwi i nawet przejedziesz ręką do oka to i masz nie wiele procent na zarażenie. Te nie wiele procent a robią takie zamieszanie.
A jeszcze na pewno ten facet brał leki. Słyszałam, że nawet dużo. To masz jeszcze mniejsze prawdopodobieństwo. Więc teraz powiem brzydko walić lekarzy, walić przepisy po prostu się okaże. Nie ma się co martwić na zapas. Życie jest krótkie
- w sumie prawda.
- a tym bardziej jak się ma dzieci. Jak pokażesz po sobie to będą wypytywać i martwić się nie potrzebnie a tak to nic się nie dzieje. Wpadka i żyje się daje.
Przytuliliśmy się mocno.
- dziękuję
- No nie ma za co.
A teraz chodź idziemy na lody.
- mniam
Zaczęliśmy się śmiać.
Poszliśmy na lody a potem Wróciliśmy do domu. Piotrek pali kuchnie.
- No tak zapomniałam powiedzieć tylko nie spal domu
Zaczęliśmy się śmiać.














~A beautiful life~Zakończone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz