część 1

4.3K 207 39
                                    

Nie wiedzieli co ich atakuje.

Było szybkie, poruszało się bezszelestnie. Pośród elitarnej grupy łowców wampirów zaczęła udzielać się panika.

Marnowali amunicję, strzelając na oślep. Huki wystrzałów było słychać co i rusz.

I to nie pojedyncze wystrzały, a całe serie posyłane w ciemną noc.

I co jakiś czas wrzask jednego z jego ludzi, nim zamilknie na zawsze.

Daryl starał się skupić i wypatrzeć napastnika, lub napastników. Mało prawdopodobne było dla niego, że jedna osoba lub stwór mógł poradzić sobie z całą jednostką wyszkolonych łowców. Stawał pewne, lecz ostrożne kroki, ściskając w pogotowiu swój karabin.

Poruszał się wolno pomiędzy drzewami. Za jego plecami koleiny z jego ludzi wrzasnął i zniknął w ciemnościach nocy.

Bliznowaty odwrócił się na pięcie, strzelając natychmiast.

Spóźnił się jednak.

Zobaczył jedynie rozszarpane ciało konającego łowcy. Mężczyzna na ziemi starał się wepchnąć swoje wnętrzności z powrotem do środka już blady jak śmierć. Daryl skrzywił się. Nie było dla niego ratunku. Strzelił raz, kończąc męki swojego człowieka, gdy pocisk rozpruł czaszkę biedaka.

Gdzieś dalej padły kolejne długie serie strzałów, potem krzyki.

Nim się obejrzał został sam. Ostatni z piętnastoosobowego oddziału.

- Pokaż się! - wrzasnął, nerwowo obracając się w okół. - Walcz uczciwie! - posłał ku niebu całą serię, trzymając karabin jedną ręką. - No gdzie jesteś?! Zabiję cię! - znów się obrócił, by stanąć oko w oko z wielkim, białym wilkiem. Cały pysk miał pokryty czerwoną, świeżą krwią. Krwią jego ludzi.

Bestia stała jakieś dziesięć, może dwadzieścia metrów od niego. Ruszyła biegiem, gdy tylko skończył się obracać, była szybka, silna. Skoczyła, lecz zrobił unik, wykonując przewrót. Uniósł karabin, ściskając go najmocniej jak mógł z zamiarem oddania strzałów. Wilk złapał jednak broń w szczęki i wyrwał mu ją z rąk jakby był słabym dzieckiem. Zmiażdżony przez szczęki wilka karabin poleciał gdzieś do tyłu.

Wilk zawarczał, szczerząc kły. Rozwarła szczęki, prostując się, by odgryźć mu głowę. Zasłonił się machinalnie ręką, świadom, że zaraz zginie. Nic nie powstrzyma tego potwora. Zacisnął powieki. Nie chciał by ostatnie co zobaczy to paszcza pełna morderczych kłów. Jednak śmierć nie nadeszła. Gdzieś spomiędzy drzew rozległ się gwizd.

Wilczyca kłapnęła szczękami tuż przed jego twarzą. Była tak blisko, że czuł jej oddech, widział swoje odbicie w lodowych oczach.

Bliznowaty spróbował się odczołgać. Rozpoznał ją.

Ją, tak. Teraz z bliska rozpoznał ją. To ta sama wilkołaczyca, która przed kilku laty uciekła mu spod lufy. Jemu i jego ludziom. Tych samych, którzy zginęli tej nocy od jej kłów i pazurów.

Spomiędzy drzew wyszedł jeszcze jeden wilk. Koleiny wilkołak. Czarno szary samiec z białymi pasmami w okół oczu, które sięgały przez jego pysk po czubek czarnego nosa.

Wydawał się niższy od wilczycy, choć Darrylowi mogło się tak tylko zdawać. Tamten stał kawałek dalej i patrzył w ich kierunku. Zza drzew wyszedł jeszcze ktoś.

Blady mężczyzna w garniturze azjatyckiego pochodzenia. Wampir, którego śmierć już raz widział. Był tego pewien.

- Nie radzę wstawać - odezwał się Wong, gdy Daryl spróbował podnieść się na nogi wilczyca brutalnie posłała go ponownie na ściółkę leśną.

Wierność ponad wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz