Część 5

1.8K 151 12
                                    

Na zewnątrz czekał już podstawiony czarny Suv, zapewne wypożyczony od miejscowego Mistrza.

Adira poprowadziła łowcę do samochodu i cisnęła nim o bok pojazdu, Daryl syknął, zaciskając zęby z bólu. Zrobił się troszkę blady.

- Och, przepraszam. Bolało? - zadrwiła. Otworzyła drzwi i bezceremonialnie wrzuciła bliznowatego do środka. James i Wong stali przez  chwilę przy aucie i patrzyli się na nią. Dostrzegła to dopiero, gdy odwróciła się do nich, zacierając dłonie.

- No co? - spytała.

- Musisz być taka brutalna? - spytał James. - Jest związany, ranny i na straconej pozycji. Nie ucieknie.

- Życie jest brutalne. - syknęła latynoska. - Wsiadaj, albo ciebie też wrzucę do środka. - kiwnęła głową na auto za sobą.

- Jeśli skończyliście się przekomarzać to ruszajmy. - Wong odezwał się w momencie, gdy James miał zamiar się postawić. - Wygląda na to, że będzie padać. - dodał wampir, patrząc w niebo.

- Słyszałeś, kochasiu? Wsiadaj. - Adira uśmiechnęła się do James'a. - Popilnujesz przyjaciela.

- Ty też siedzisz z tyłu, króliczku. - Wong przeszedł obok latynoski i zajął miejsce kierowcy. James, który już wsiadał z tyłu obok związanego Daryla nagle zaczął się niekontrolowanie śmiać.

- Nie nazywaj mnie króliczkiem. - warknęła Adira,  również zajmując miejsce w samochodzie. - Jestem drapieżnikiem, nie ofiarą.

                                                                                     *                             *                             *

Zdążyło porządnie się rozpadać nim dojechali na miejsce.  

Ciemną noc przeszył blask błyskawicy, gdy czarny Suv podjechał pod prywatny hangar w drzwiach którego stał już odrzutowiec, szykowany do startu. 

Przy samolocie, pod dachem hangaru czekało a nich troje wampirów od tutejszego Mistrza. Ci sami, którzy czekali na nich, gdy przybyli do tego miasta.

Wong wjechał do hangaru przez boczną bramę i zatrzymał się niedaleko samolotu.

- Czas na przesiadkę. - Adira chwyciła Daryla za ramię i pierwsza wysiadła, ciągnąc łowcę za sobą.

Daryl usiłował się szarpać, lecz trzymała mocno. Nie była w nastroju, by pobłażać temu mordercy. Jeśli będzie trzeba, zaciągnie do samolotu zwłoki.

- Poczekajcie przy samolocie. - zwrócił się Wong do Adiry i James'a, a sam poszedł porozmawiać z trzema wampirami, które wyraźnie go oczekiwały.

- Jak myślisz? O co może chodzić? - zaniepokoił się James, oglądając się przez ramię na przedstawicieli Nosferatu. 

- Wampirza polityka, nie wtrącaj się w ich sprawy, bo jeszcze się sparzysz. Wierz mi. - pchnęła Daryla w ręce James'a, gdy dotarli już do odrzutowca. Łowca burknął coś przez knebel z oburzeniem na twarzy. Może jest jeńcem, ale przecież istnieje coś takiego jak Konwekcje Genewskie. Odbijanie go sobie jak piłeczki narusza międzynarodowe prawa człowieka.

- Och, niech się pośpieszą. Głodny jestem. - jęknął James, kilka minut później, gdy wampiry wciąż prowadziły rozmowę. stali za daleko, by nawet oni mogli ich podsłuchać. A hałasujące silniki maszyny za ich plecami nie pomagały w słuchaniu, nie mówiąc o ulewnym deszczu na zewnątrz, uderzającym ciężkimi kroplami o dach.

Trudno zatem było zorientować się kiedy skończą.

- Bez sensu takie stanie. - stwierdziła Adira, kolejne dziesięć minut później. Przeszła obok łowcy i wilkołaka i szybko pokonała schodki, wchodząc na pokład samolotu.

Wierność ponad wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz