Część 3

2K 161 6
                                    

Zbliżał się świt, gdy wrócili.

Wong spojrzał na nich, gdy tylko weszli do chaty, która służyła im za kryjówkę. 

Siedział na starej kanapie, polerując długi, smukły miecz. był to prezent od tej samej istoty, która zniszczyła jego poprzedni miecz. Nowe ostrze było oczkiem w głowie wampira. 

Jak twierdził, ten miecz pochodził z czasów pierwszej dynastii, gdy Japonią władał Cesarz Kamagamato.

Wampir wyprostował się na kanapie, przerywając czyszczenie broni.

- Długo wam zajęło to polowanie. Skąd to macie? - spytał.

Adira i James mieli na sobie ubrania, których wcześniej u nich nie widział. Szerokie bluzy z kapturem i stare jeansy. Adira trzymała torbę z zakupami.

- Ukradliśmy. - odpowiedziała wymijająco. Postawiła torbę na drewnianym stole, który również pamiętał lepsze czasy. - A zajęło nam to tyle czasu, bo odsypialiśmy wilki.

- Mogliście wrócić tutaj. - zauważył Wong. Wsunął miecz do pochwy i odłożył na miejsce obok. - Gdy tylko zapadnie wieczór  wracamy do posiadłości Elleonory. Miejcie baczenie na naszego jeńca. Uśpiłem go, więc nie powinien sprawiać problemów. Ja muszę zapolować.

- Nie możesz pożywić się nim? - zasugerowała Adira, kiwając na człowieka przywiązanego do krzesła. - Albo którymś z nas?

- Łowcy mają w zwyczaju truć swoją krew. Z powodu takich sytuacji. Nic groźnego dla nich, ale dla kogoś jak ja przykra sprawa. Wolę nie ryzykować. Wy też odpadacie. Wilkołacza krew jest czymś, czego nie chcę próbować. Podobno można się uzależnić. - wyjaśnił pokrótce Wong i po prostu zniknął. Bez jakiś Hollywoodzkich sztuczek, dymu, stada nietoperzy. Po prostu był i go nie było.

Adira wywróciła oczyma, wypakowując na stół ze dwadzieścia  burgerów Big King po 3.98 dolarów za sztukę.

- Mógłby przynajmniej użyć drzwi. To niegrzeczne tak znikać. - marudziła pod nosem - Pomożesz mi? James? - obejrzała się przez ramię.

Mężczyzna stał przed przywiązanym do krzesła Darylem i patrzył na niego zamglonym wzrokiem.

- James? - powtórnie wymówiła imię drugiego wilkołaka w tej chacie.

- Był moim przyjacielem od najmłodszych lat. A teraz mogę przyczynić się do jego śmierci. - odezwał się po chwilce brunet. 

Adira obeszła stolik dookoła, podchodząc do niego, by spróbować dodać mu otuchy. Dotknęła jego ramienia. Pogładziła je, nim ostatecznie przytuliła się, opierając policzkiem o ramię mężczyzny. 

- Wong mówił, że nic mu nie grozi. Może nie zginie.

- Może? A potem co? Puszczą go wolno? Jakbyś ich nie znała. - James odtrącił ją lekko, lecz stanowczo. Posłała mu ponure spojrzenie.

- Więc co proponujesz? - objęła się ramionami, stojąc w niedalekiej odległości od James'a. - Bo on się stąd nie ruszy. - kiwnęła na związanego.

- Wong mógł już wyciągnąć z niego wszystko, co chciał wiedzieć. Nawet jestem skłonny stwierdzić, że na pewno to zrobił. - próbował ją przekonać James. - Jeśli tu zostanie, na pewno zginie. A jeśli....

Adira wzruszyła ramionami. Wróciła do stołu, by dalej rozpakowywać zakupione burgery.

- Słyszałeś rozkaz. Mamy go pilnować. A więc zostaje. Koniec kwesti. - wyjęła na koniec dwie małe butelki z wodą mineralną i zgniecioną już papierową torbę rzuciła w kąt izby. - Jeśli chcesz jeść to chodź tu.

James westchnął i podszedł do latynoski.

- Gdybyśmy zjedli tamtych turystów... - zaczął, ale zamilkł, gdy podniosła na niego swoje oczy.

- Ty się słyszysz? Zjeść ludzi? - uniosła sceptycznie brew, rozdzielając wszystko na dwie części. - Wierz mi, nie smakowałoby ci ludzkie mięso.

- Takaś znawczyni? - zakpił James.

- Nie chcesz wiedzieć. - uśmiechnęła się potwornie.

Szybko zjedli to, co mieli. A potem siedzieli w milczeniu we trójkę w ciasnej chacie, pogrążeni w ciemnościach. Adira, James i Daryl, który wciąż był nieprzytomny.

Czas strasznie im się wlókł, za dnia nie mogli nawet wyglądać przez okno. Wprawdzie do miasta był kawałek, lecz nic nie osłaniało chaty od jego strony. Za duże ryzyko, że ktoś wścibski mógłby narobić im problemów. Słońce zdążyło wstać i mało prawdopodobne było, że Wong wróci prędko. Nudzili się więc niesamowicie. Do czasu aż James nie wpadł na zdumiewająco świetny pomysł, który mógłby umilić im czas, a ona musiała przyznać, że był ciekawy.

James przyklęknął tuż przed nią, centralnie pomiędzy jej nogami. Rozsunął je, by móc zbliżyć się jeszcze bardziej. Musnął jej usta raz, drugi, nim w pełni złożył na nich pocałunek. I choć nie od razu, odpowiedziała na pocałunek, szybko podchwyciwszy bakcyla.

Z równym zapałem całowała się z nim, wychylając się nieznacznie ku mężczyźnie.

Plan James'a nie kończył się jednak na niewinnym całowaniu. Nie przerywając pocałunków, chwycił ją za ramiona i ostrożnie położył na pokrytej kurzem podłodze. Tym razem pewniej już naparł na nią, jedną ręką masując jej uda przez materiał spodni, a drugą walcząc z własnym zamkiem. Pomagała mu przy tym jak tylko mogła, gdy jego usta zjechały na jej szyję. Kiedy w końcu pozbył się swoich spodni, ona też już była niemal całkiem rozebrana. Zsunęła z siebie jeansy, które wraz z bluzą poleciały pod ścianę. Pchnęła go na podłogę i złapała za skrawek jego bluzy. Zdjęła mu ją przez głowę, odrzuciła jak byle szmatę, nie ważnie gdzie i zniżyła się, masując jego muskulaturę. Musiała przyznać, że przemiana w wilkołaka bardzo dobrze wpłynęła na niego, a w każdym razie fizycznie. Prawdopodobnie, nie widziała go bowiem nago nim się nim stał. Ani zresztą tak od razu. Sypiają ze sobą może od roku, a przemieniła go przeszło cztery lata temu. 

Muskała ustami jego tors, przejechała po nim językiem aż do pępka, w okół którego zrobiła małe kółeczka końcem swojego języka. Smakował wspaniale. Może nie tak bardzo jak...

Odepchnęła się nagle od James'a, cicho krzycząc. Wyrzuty sumienia uderzyły w nią niczym grom, uderzający w najwyższe drzewo. Zakryła twarz w dłoniach, z jej ciemnych oczu popłynęły rzeki łez.

- Adira? - James usiadł powoli, patrząc na latynoskę.

- Przepraszam. - odezwała się zachrypniętym od płaczu głosem. - Wszystko zepsułam. Jak zwykle....

James westchnął i pokręcił głową, patrząc na nią spojrzeniem pełnym współczucia.  Wstał z swojego miejsca i zabrawszy z kanapy stary koc, okrył nim Adirę, tak, że wystawała sama głowa i dłonie, którymi wciąż kryła twarz.

- Nigdy niczego nie zepsułaś. Niczym się nie wiń. - powiedział, tuląc ją do siebie. - Powiesz mi co się stało?

Pokręciła przecząco głową, ale jednak odpowiedziała.

- Ja... Pomyślałam o nim.

James kiwnął głową ze zrozumieniem. Mocniej ją przytulił, a ona przyległa do jego piersi, rosząc jego tors swoimi łzami. Głaskał ją po ramieniu, podpierając podbródek na czubku jej głowy. Siedzieli długo, nie wiadomo ile czasu, w ciszy, przerywanej jedynie dźwiękami dnia za brudnymi szybami, łkaniem Adiry i  oraz ich własnym biciem serc.

Daryl nagle zachrapał bardzo głośno, pogrążony w  hipnotycznym śnie. 

James i Adira wybuchnęli razem śmiechem.


==============================

Bardzo przepraszam, że tak długo czekaliście. Mam teraz całą nawałnicę pracy.

I jestem bezsprzecznie wykorzystywany przez szefa..... Normalnie od rana do nocy....

Ale w Weekend wpadnie jeszcze jeden rozdział, już napisany, a jeśli zdążę z kolejnym, to możne nawet dwa.

Wierność ponad wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz