Część 10

1.4K 129 27
                                    

Nowy Meksyk 1916

Adira nieustannie kręciła się w tłumie szalejącym niezmordowanie na parkiecie. Nie mogła znaleźć nigdzie swojej siostry. Denerwowała się, zaczynało świtać. Muszą wracać na farmę zanim rodzice zorientują się, że zniknęły. Tylko, że Julia  na prawdę zniknęła. I to na dobre. Leyto cały czas się jej trzymał. Zachowywał się jak napuszony pies obronny. Skąd mogła wiedzieć, że po prostu pilnuje inwestycji?

- Może już wróciła do domu? - zasugerował Leyto, gdy po raz któryś  Adira wkroczyła w tłum tańczących.

- Nie odeszłaby, zostawiając mnie samą. - Adira pokręciła głową.

- No nie wiem. Wyglądało na to, że świetnie bawiła się z Louisem. - wzruszył ramionami. 

Dostrzegł Beatrice, stojącą na półpiętrze, starającą się zwrócić jego uwagę. Gestem kazała mu zająć się już Adirą. Stojący za blondwłosą kobietą Thomas trzymał w ramionach nieprzytomną siostrę latynoski. 

Trzymał przewieszoną przez ramię Julię. Zniknął za kotarą prowadzącą do ukrytego korytarza.

Leyto rozejrzał się, bo przez ten czas Adira zdążyła już mu zniknąć z oczu.

- Hej, hej. Poczekaj, no... Kochanie... - dogonił ją, gdy tylko wypatrzył w tłumie jej sylwetkę. Zespół zaczął grać koleiny kawałek, więc znów zaczęło robić się bardzo głośno.

Złapał ją za nadgarstek  i przyciągnął do siebie. Obrócił ją gwałtownie tak, że wpadła na jego tors. Zdzieliła go pięścią w pierś.

- Przepraszam. - rzekł szybko mężczyzna. - Widziałem twoją siostrę. Chodź.

 Tak jak przypuszczał natychmiast ruszyła za nim. Ludzie są jednak strasznie naiwni. - pomyślał z satysfakcją, prowadząc ją niczym lodołamacz przez tłum. Wspiął się po schodach po prawej stronie parkietu, prowadzącymi na półpiętro, prowadząc Adirę. 

Ta część lokalu była przeznaczona tylko dla właścicieli i ich gości. U szczytu schodów stał więc bramkarz. Postawny mężczyzna wysoki na dwa metry i szeroki w barach jak u napakowanego najemnika. 

- Poczekaj. - Adira chwyciła Leyto w połowie schodów. - Tam chyba nie wolno wchodzić.

- Piętro jest nasze. To znaczy właścicieli. Julia jest tam z Thomasem i Beatrice. - wyjaśnił Leyto. - Nie każdy może wejść, prawdą, ale my tak. Bo jesteś ze mną. Pamiętasz? Trici to moja kuzynka. - uśmiechnął się nieznacznie do latynoski i ruszył na dalej górę po schodach. Kiwnął ochroniarzowi, a ten przepuścił ich bez słowa przez barierkę. 

- Chodź. - Leyto pociągnął ją za sobą. Przeprowadził ją przez tą samą kotarę, przez którą przeszli Thomas i Beatrice wraz z Julią. 

Latynoska spojrzała na wąskie, strome schody, prowadzące spiralą w dół. Mężczyzna za nią, zachęcił ją, by schodziła w dół. 

- Twoja siostra czeka. - powiedział. 

Adira ruszyła powoli po kamiennych stopniach. Leyto uniósł rękę i schwycił za mosiężną pochodnię, zawieszoną przy samym wejściu. Przejście za nim zniknęło, zasłonięte ruchomą ścianą. Ruszył pośpiesznie za młodą kobietą.

- Jeszcze kawałek. - powiedział, gdy ją dogonił. 

Razem dotarli na sam dół do ciemnego dużego pomieszczenia.

Adira zobaczyła siostrę siedzącą pod ścianą klatki-pułapki. Zupełnie nie zwracając uwagi, podbiegła do siostry. Była nieprzytomna, a gdy się zbliżyła, zdała sobie sprawę, że Julia była zakneblowana, miała związane nogi w okolicach kolan i kostek, a ułożenie rąk za jej plecami świadczyły, że też były związane.

- Co... - Adira zwolniła i zatrzymała się. Jej siostra w tym momencie się ocknęła. Kiedy spojrzała na siostrę jej oczy rozszerzyły się, w pełnym przerażenia wyrazie. Próbowała coś zawołać do niej, ale knebel skutecznie jej to uniemożliwiał. 

Julia patrzyła nie na siostrę, a na coś za jej plecami. Adira obejrzała się i pobladła. Miała może kilka sekund, by spojrzeć na ogromnego, pokrytego brodawkami, niebieskiego stwora, który unosił wielką maczugę. Następnie oberwała ową bronią i padła na posadzkę nieprzytomna. 

Julia wydała z siebie stłumiony wrzask i szloch.

- Nic jej nie będzie. - przemówił Leyto, choć w tej chwili postaci słowa brzmiały niewyraźnie, gdy wypowiedział je wielką, uzębioną paszczą.

- Ty idioto! - Beatrice podeszła do trolla krzycząc. - Ile razy mam ci powtarzać? Nie uszkadzaj towaru!

- Wybacz, szefowo. - powiedział skruszony wyraźnie stwór.

- A ty się zamknij. - Beatrice odwróciła się do Julii. Starsza z sióstr Ramirez nieustannie wyła przez knebel. Z palców dłoni kobiety wystrzeliły długie pnącza, które oplotły szyję młodej kobiety. - W przeciwnym razie żywcem cię oskóruję i przebiorę się w twoją skórę. - wysyczała, unosząc pnączami Julię wysoko do góry. Tam gdzie stała drobna kobieta teraz znajdowała się wysoka postać, którą można było uznać za ludzką roślinę. Julia zacisnęła oczy przerażona, wierzgając w powietrzu. Beatrice sięgnęła drugą ręką ku Adirze, a z jej palców natychmiast wystrzeliły kolejne pnącza, które oplotły nieprzytomną kobietę. Obie wylądowały w osobnych klatkach.

                                                *              *              *

Teraz

Otworzyła oczy.

Jej pokój był pogrążony w ciemności. Mimo to widziała przed sobą James'a. Mężczyzna leżał naprzeciwko niej, wpatrzony w jej twarz jak w obrazek. 

Wzdrygnęła się i natychmiast usiadła, plecami do drugiego wilkołaka. Przetarła twarz dłońmi.

- Co tu rooo-oobisz? - spytała, nie udało jej się powstrzymać potężnego ziewnięcia. - To moja sypialnia. 

- Wong kazał mi po ciebie przyjść. - odparł James, wzruszając ramionami. - Jakieś pół godziny temu, ale może jeszcze poczekać, co ty na to? - uklęknął za nią, musnął ustami jej ramię, szyję, miejsce za uchem. Przymknęła oczy przyjemnie, ale pokręciła stanowczo głową i odsunęła.

- Nie. Zły pomysł. Mówiłam ci już. - mruknęła. - Czego chciał Wong?

- A... Wszyscy już czekają w holu. Zaraz ruszamy na lotnisko.

- Czemu nie mówisz od razu?! -  zerwała się z łóżka natychmiast i zaczęła zbierać swoje rzeczy z podłogi.

- Tak słodko spałaś, że nie chciałem przeszkadzać. - James wyszczerzył się do niej pleców. Pochyliła się, by założyć spodnie, a on zaklął, gapiąc się bez szczelnie na jej tyłek.

- Możesz przestać? - spytała spokojnie, wciągając jeansy do końca i odwracając się przodem do byłego łowcy.

- Nie da rady. Jestem tylko facetem. - James wzruszył ramionami teatralnie. - Nic na to nie poradzę.

- Och, ja mogę pomóc ci z tym sobie poradzić. - rzuciła mężczyźnie w ramiona swoją torbę. - Wystarczy jedno szarpnięcie. 

- Podziękuję. - odpowiedział trochę blady na samą myśl o tym, co ona miała na myśli.

- Lepiej chodź, bo jak mi się przez ciebie oberwie, to ja cię zabiję. - mruknęła idąc do drzwi.

James roześmiał się, co skłoniło Adirę do tego, by znów spojrzała na niego. Zdążyła złapać z powrotem swoją torbę od James'a.

- O nie, kochanie. Raz wygrałem, mogę zrobić to ponownie. - James podszedł do Adiry i pogładził ją po policzku. - Teraz ja tu żądzę. 

I wyszedł z pokoju, zostawiając wilkołaczycę zupełnie osłupiałą.

- Zaraz,co?

Wierność ponad wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz