Część 25

1.4K 142 27
                                    

- Nie zachowuj się jak dziecko. - niemal warknęła Adira, próbując dotknąć wacikiem nasiąkniętym alkoholem wielkiego siniaka na policzku Ven'a.

Logan już przeszedł przez Pierwszą Pomoc, którą wspaniałomyślnie zaoferowała wilkołaczyca.

Wyglądał niczym żywcem zmumifikowana mumia, i to taka z Egiptu, a Adira nie zamierzała słuchać, że przecież zaraz się wszystko zagoi.

Teraz i Ven wpadł pod litościwe pazurki Ramirez.

- Nawet jeszcze nie dotknęłam. - znów zbliżyła wacik do siniaka demona.

Ledwo musnęła posiniaczone miejsce Vendredi wydarł się jakby przynajmniej obdzierano go żywcem ze skóry.

- No błagam... - westchnęła, patrząc ponuro mężczyznę.

- Możecie być ciszej? - spytał Wong.

Wampir stał przy oknie, wyglądając na parking.

- Nie chcemy przecież, by przypałętał się tu jakiś właściciel hotelu, który zaginąłby potem bez wieści.

- Ja nic nie poradzę. - oczyściła w końcu rankę i nakleiła wściekle różowy plaster pod prawym okiem demona. - Zdejmuj koszulę.

- NIE! WYSTARCZY KOBIETO! - Ven w geście istnego heroizmu spróbował dokonać niemożliwego, czyli uciec Adirze, lecz zaraz wrócił z powrotem do wilkołaczycy ściągnięty za kostkę u nogi.

Sama zdjęła mu tę przeklętą koszulę, rozrywając ją na dwie części.

- Co robisz?! Wiesz ile kosztowała?!

- Było grzecznie ściągnąć jak prosiłam. - Adira wzruszyła ramionami, rozwijając z metr bandaża i rzuciła się na demona.

Logan pokręcił głową i podniósł się z swojego miejsca.

- Wciąż go nie widać? - spytał podchodząc do Wong'a.

Wampir pokręcił głową milcząc.

- Może się spóźnić. - wtrącił Ven, gdy Adira bandażowała mu żebra. - Jego narzeczona miała na dziś wieczór specjalne plany. Pewnie nie zjawi się do rana... Au! Uważaj trochę!... Lub południa. Wątpię by prędko wypuściła go z swoich pazurków.

- Och mały chłopczyk beczy? Biedne dzidzi. - zadrwiła sobie z niego Adira, naklejając mu plaster na usta. - Nie płacz, maleńki. Mamusia pocałuje i nie będzie bolało.

Logan uśmiechnął się wrednie do demona.

- Biedne dzidzi. Może lizaczka? - również dołączył do drwienia sobie z Ven'a.

- Odwal się! - warknął Ven, zrywając plaster z ust.

- No, skończone. - Adira odłożyła do apteczki przybory Pierwszej Pomocy. - Bądźcie grzeczni, chłopcy, po w przeciwnym razie pójdziecie do kąta. - pogroziła palcem wilkołakowi i demonowi, po czym odwróciła się do nich plecami, idąc odłożyć apteczkę na miejsce.

* * *

Tak jak powiedział Ven, jego brat zjawił się dopiero następnego dnia.

Adira przysnęła na dużym łóżku skulona w niemal idealny okrąg.

Pozostali jednak nie spali.

Wong stał przy oknie nieruchomy jak posąg, nie okazując najmniejszej oznaki zmęczenia.

Logan i Ven grali w karty przy stoliku, pochłaniając butelki z Coroną, jedną po drugiej.

Dobijało południe, gdy drzwi otworzyły się z rozmachem a w nich stanął wysoki mężczyzna o niemal całkowicie białych włosach i ostrych rysach twarzy. Przesunął wzrokiem czarnych oczu po mieszkaniu, od śpiącej na jego łóżku wilkołaczycy, przez Wong'a wciąż stojącego w oknie i wyraźnie zaskoczonego, że nie dostrzegł, gdy on się zbliżył, a na Vendredi'm skończywszy, zupełnie jakby Logan nagle zrobił się niewidzialny, choć stał obok brata demona.

Wierność ponad wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz