Część 35

1.5K 132 28
                                    

Po niespodziewanej mowie motywującej Adiry wszyscy posłusznie zgodzili się wejść do klatek umieszczonych w ogromnym namiocie polowym.

Trzymała się z boku obserwując jak Logan pod postacią wilka gryzie każdego z najemników, rozszarpując im krtań. Musi ich śmiertelnie zranić i powstrzymać się przed zagryzieniem ich. Żądza krwi jest trudna do opanowania. Nie da się jej kontrolować.

- Nic mi nie mówiłaś. - odezwał się nagle James. Mężczyzna stanął obok Adiry, pilnując wraz z nią wejścia do namiotu.

- A od kiedy ja ci się zwierzam? - spytała Adira, spoglądając na niego z uniesionymi brwiami. Objęła się ramionami, wracając wzrokiem do Logana. Westchnęła.

- Tamtego dnia nikt kto mnie widział nie przeżył. - powiedziała po chwili. - Nikt nie zna prawdy oprócz mnie i Marcusa. Znalazł mnie całą we krwi, otoczoną trupami. Tamten incydent ludzie z władz zrzucili winę na oddział nazistów, który wdarł się na ziemię Amerykańską, a prasa prędko to pochwyciła. Latami wmawiałam sobie, że to nie była moja wina. Ale to nie prawda. Czułam, że to ja. Przez cały czas mogłam powstrzymać się, ale zabijanie tak bardzo mi się podobało. Czułam prawdziwą euforię. Ogrom tego co zrobiłam dotarł do mnie dopiero, gdy obudziłam się otoczona ciałami na wpół rozszarpanych ludzi. Twój przyjaciel nie myli się co do mnie. Jestem potworem, a najgorsze jest to, że lubię nim być. To wszystko ułatwia.

James przełknął nerwowo ślinę.

- Myślę, że się mylisz. Gdybyś była potworem, nie miałabyś wyrzutów sumienia. - powiedział James, kładąc rękę na ramieniu latynoski. - Wiem co mówię. Byłem łowcą, pamiętasz? Też mam na koncie uczynki, z których nie jestem dumny.

- Nawet wy nie macie na sumieniu tylu ofiar co ja. - Adira pokręciła głową. - Staram się postępować słusznie, ale mam na sumieniu zbrodnie, za które nigdy nie zapłaciłam. Marcus żądał ode mnie wielu potworności. Nigdy nie przyszło mi na myśl, by mu odmówić.

~ To nie twoja wina. ~ Logan podszedł do nich wciąż w skórze wilka. ~ Młode wilkołaki zawsze szaleją. Często nawet te starsze. Muszą być kontrolowane. W przeciwnym razie zabijają. Mówiłem o tym Marcusowie.

- Mów co chcesz. To ja mam krew na rękach. - Adira chciała odejść, ale powstrzymał ją jej nowy Alfa.

~ Ja też, dziewczyno. Wierz mi. ~ powiedział Logan. ~ A teraz bierz się do pracy. Oni muszą przeżyć.

- Kto powiedział, że będę robiła co mi karzesz? - spytała Adira.

Logan jej nie odpowiedział, bo James już ciągnął ją do klatek.

* * *

Adira wyszła z namiotu, rozglądając się za swoim stwórcą.

Logan siedział przy ognisku i pilnował ognia. Pił whisky z butelki, grzebiąc kijem w płomieniach.

- Pianek mi nie przyniosłeś, ale o swojej przyjaciółce nie zapomniałeś. - powiedziała podchodząc do Logana. Przyklękła przy ognisku obok swojego Alfy.

- Z tego co opowiadał mi James, to ostatnio i twoja przyjaciółka. - powiedział Logan, podsuwając jej butelkę.

- Prawda. - wzięła od niego whisky i napiła się, ciągnąc długi łyk. - Teraz już za późno. Marcus nie ma pojęcia na co się zgodził. Nowi lykanie będą potrzebowały mnóstwo wysokoenergetycznego pożywienia. A potem nie będą wcale jeść mniej. Zbankrutuje. - dodała wesoło.

- Tak. - zgodził się Logan. - Trzymam w lodówce kilka paczek po dziesięć kilo mięsa, ale może faktycznie być mało.

- Mogę wrócić po więcej. - zasugerowała Adira, ostrożnie dobierając słowa. Ale Logan i tak w lot zrozumiał jej prawdziwe intencje.

Wierność ponad wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz