Część 14

1.4K 125 19
                                    

Harry siedział do bardzo późna w swoim biurze. Był bardzo zmęczony, lecz musiał skończyć to najszybciej jak się tylko da. Zbyt dużo może zarobić, jeśli wszystko pójdzie dobrze.

Kilkakrotnie już dzwoniła Lisa. Pierwsze kilka razy, gdy odebrał, pytała kiedy wróci do domu. Potem przestał odbierać.

Ciągle tłumaczenie, że musi skończyć pracę najpierw jest nudne.

Potarł zmęczone oczy oraz twarz.

Kiedy opuścił ręce od twarzy nie był już sam w biurze.

Zamrugał kilkakrotnie patrząc na mężczyznę stojącego po drugiej stronie jego biurka.

Piekły go oczy od zmęczenia i z tego powodu uważał go za przewidzenie. Do czasu aż Wong uśmiechnął się lekko. Nieznacznie, ale jednak.

- Witam, paniczu.

- Wong. - Harry wstał zza biurka i obszedł je, by stanąć przed wampirem. - Czy coś się stało?Ojciec jest ranny? Ktoś umarł?

- To jedyne co przychodzi ci do głowy widząc mnie? - spytał Wong.

- Nikt z was nie kontaktował się ze mną od lat, więc.... Yeah, właśnie tak. - powiedział Harry.

Wong kiwnął głową. Sięgnął do wewnętrznej kieszeni i wyjął z niej list.

- Odbudowano Collinwood. To list od ojca. - wręczył Harry'emu . - Chce, żebyś przyjechał.

- Prowadzę firmę. Nie mogę brać sobie wolnego. - powiedział Harry, odrzucając kopertę na biurko. - Po za tym, nie potrzebuję... - odwrócił się z powrotem do wampira, ale po nim nie został żaden ślad. Westchnął i podszedł do okna. Nalał z karafki trochę brandy i pociągnął niewielki łyk.

Nie widzi sensu w tym, by jechać do ojca. Po tylu latach nagle sobie o nim przypomniał?

* * *

Ocknął się, czując jak samochód znosi za mocno, by to był skręt. Otworzył oczy.

Była późna noc, a Audi toczył się powoli po złej stronie jezdni. Adira była nieprzytomna.

Usnęła, albo zemdlała. Zwisała na swoim pasie bezpieczeństwa pochylona nad kierownicą. Nie dziwił się temu. Nie spała odkąd ruszyli. Przedobrzyła.

Szybko uwolnił się z kajdanek i sprowadził samochód na pobocze, hamując nogą wilkołaczycy.

Serce waliło mu jak oszalałe. To, że się nie rozbili na jakimś drzewie, lub nie wypadli z drogi to chyba jakiś cud.

Spojrzał na latynoskę, wciąż ściskając kierownicę.

Gdyby teraz miał srebrny nóż... No cóż. Nie można mieć wszystkiego.

Wysiadł z samochodu i obszedł go, by wyciągnąć Adirę z pojazdu.

Trzymając nieprzytomnego wilkołaka w ramionach jakoś otworzył tylne drzwi. Ułożył tam na siedzeniu kobietę, a sam wrócił do przodu, z tym wyjątkiem, że teraz on usiadł za kierownicą.

Jednego był pewny. Jak się obudzi nie będzie zachwycona.

Ale jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem nie będzie musiał się tym przejmować.

Ruszył ostro, zawracając. Skierował samochód w przeciwną stronę niż jechali do tych czasz.

- Wybacz, kochanie. Mam własne plany. - powiedział do śpiącego wilkołaka za jego plecami.

* * *

Obudziła się na tylnym siedzeniu.

Zmarszczyła brwi w połowie przeciąganie się.

Wierność ponad wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz