Część 16

1.3K 136 18
                                    

Zdał sobie sprawę jak bardzo wszystko go boli dopiero jak emocje opadły.

Siedzi w kawiarence w szpitalu już opatrzony nad filiżanką kawy.

Czekał na Rona, którego lekarze wciąż składali. Okazało się, że ma pęknięte kilka żeber.

Myśli Harry'ego krążyły jednak w okół nieznanej kobiety będącej wciąż na sali operacyjnej. 

Wyglądała znajomo. Bardzo znajomo.

Nie pamiętał jedynie skąd ją zna. Wciąż widział  jej oczy.

Pogrążony w zamyśleniu nie zauważył, że do jego stolika ktoś podszedł.

- Pan Malborn? Mamy kilka pytań.

Harry podniósł wzrok znad kawy na mężczyznę, który stał przy jego stoliku. Obok niego stał drugi mężczyzna. Wyglądali na gliniarzy. I pewnie nimi byli.

- O co chodzi? - spytał Harry. 

- Detektyw Swan i detektyw Parker - przedstawił ich pierwszy przedstawiciel wydziału sprawiedliwości. - Mamy kilka pytań odnośnie zgłoszenia o próbie morderstwa. Podobno widział pan całe zajście.

- Owszem. - potwierdził Harry.

- Opowiedz nam. - usiedli razem przy stoliku Harry'ego. - Co tam zaszło?

- Jechałem z znajomym do Portland. Mieliśmy wypadek i wypadliśmy z drogi. Kiedy udało nam się wrócić na drogę, nieopodal zatrzymało się srebrne Audi. Ona siedziała po stronie kierowcy, a on, pasażera. Wysiedli razem. On celował do niej z broni. Nie słyszałem o czym rozmawiali. Strzelił do niej  i odjechał.

- Mógłby pan zidentyfikować sprawcę? - spytał drugi detektyw.

- Nie widziałem dobrze go. Przez tę ulewę nic nie było widać. - Harry zaprzeczył.


- A numery samochodu?

- Na moich oczach facet nafaszerował dziewczynę ołowiem. To jasne, że nie notowałem numeru rejestracyjnego. - powiedział Harry zdenerwowany.

Co za absurd?!

- Proszę nie podnosić głosu. - powiedział detektyw  Parker. - Chcemy ustalić co się stało.

- Właśnie powiedziałem. A teraz, jeśli panowie pozwolą, muszę iść zobaczyć co z moim przyjacielem. - wstał od stolika i odszedł.


                                                                                     *                      *                   *

Nocne niebo rozświetliła świetlista smuga, gdy piorun uderzył gdzieś na zewnątrz. 

Anabelle podeszła do okna, by je zamknąć i poprawić zasłony.

- Okropna pogoda. - powiedziała wampirzyca. Odwróciła się do Marcusa. 

Wampir sączył krew z kieliszka. - Nie powinieneś odwołać ich?

- Robią to za co im płacę. - Marcus odstawił naczynie na stoliczek. - Mają pilnować posiadłości. Nie musisz się martwić. Potrafią o siebie się zatroszczyć.  - wstał z fotela i podszedł do wampirzycy, by przytulić ją do siebie. - A ty mogłabyś zatroszczyć się o mnie w tej chwili. - wymruczał, całując  ukochaną po szyi.

- Och, jak? - Anabelle zachichotała zupełnie jak nie kilkuset letnia wampirzyca.

- Improwizujmy. - Marcus wychylił się, by pocałować wampirzycę. Rudowłosa uśmiechnęła się, nie przerywając pocałunku. Odwróciła się przodem do męża, zarzucając mu ramiona na szyję.

Wierność ponad wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz