Część 36

1.4K 133 24
                                    

Obudził się tego dnia później niż przywykł. Prowadzenie własnej firmy nauczyło go wielu nawyków jak wstawanie wcześniej niż miał w zwyczaju, gdy był jeszcze dzieckiem. A mimo to zaspał. Powinien już dawno wstać.

Teraz już nie potrafiłby leżeć bezczynnie w łóżku. Nie sam. A wszystko wskazuje na to, że ona już wstała. Nie było jej ani w łóżku ani w pokoju. Przekręcił się na bok, patrząc na zegarek stojący na nocnej szafce. Budzik wskazywał godzinę 7:15. Musiała wstać jeszcze gdy było ciemno, jej strona łóżka była chłodna.

Znów się obrócił, patrząc na sufit i przeciągnął się. Usiadł powoli na łóżku, odrzucając kołdrę na bok i potarł zmęczoną twarz. Znów go wymęczyła. Był pewny, że jest w dość dobrej kondycji, a mimo to nie może dorównać jej wytrzymałością. Często nie ma sił, gdy ona wciąż chce się bawić. To jest po prostu nie osiągalne dla człowieka.

Wstał, przeciągając się aż kości kręgosłupa mu strzeliły. Jęknąwszy boleśnie, powlókł się do łazienki.

Kwadrans później wyszedł już z sypialni dopinając ostatnie guziki koszuli.

Na stole w małej kuchni czekało na niego śniadanie i wciąż parujący kubek kawy.

Oraz liścik.

Podszedł do stolika i podniósł karteczkę.

Musiałam wracać do Collinwood zanim się obudzi.

Z nimi nigdy nie wiadomo. Zjedz śniadanie.

Kocham Cię.

A .

- No tak. Wydaje polecenia. I jest pewna, że posłucham grzecznie. Cała ona. - Harry sięgnął po kubek z kawą i podszedł do okna, pociągając niewielki łyk.

Minęły już ponad dwa tygodnie od czasu, gdy uwolniła go od uroku jego ojca.

Od tego czasu spotykają się w miasteczku. To najbezpieczniejsze wyjście. Marcus nigdy nie opuszcza posiadłości. Siedzi głównie w swoim biurze lub pracowni. Czasem Anabelle nie chcący przeszkadza mu w pracy, ale jego nie obchodziło nic poza pracą.

Za to Harry przeniósł się do Collinsport pod pretekstem samobójstwa Lis.

Niby kochał ją, ale gdy odzyskał pamięć i Adirę, nawet nie myślał o Elizabeth, ani przez chwilę. Mieszkali razem od niemal trzech lat a teraz zdawała mu się zupełnie obca.

Ponownie napił się kawy.

Z sypialni dotarł do niego dźwięk melodyjki jego komórki.

Westchnął, wracając do sypialni. Kto może dzwonić o tej godzinie?

Dzwonili z jego firmy, jak zawsze po to, by zawracać mu głowę z byle powodu. Badanie nie idą po myśli, skończyły się króliczki doświadczalne, w sklepiku brakło misio-żelków. Na domiar złego jego sekretarka, na którą rzucał te wszystkie drobne problemy, po prostu zniknęła.

Musiał więc pozostawić wszystko w rękach zarządu. Sam przecież jechać nie może do Portland. Adira zostałaby sama na pastwę jego ojca.

Jeżeli jego ojciec by się dowiedział, a on byłby za daleko, by jej pomóc. Nie darowałby sobie tego, gdyby coś jej się stało.

Powinni się z nim razem skonfrontować, albo razem uciec.

Za każdym razem, gdy to proponuje, odmawia twierdząc, że ma już plan.

- Zaufaj mi. Wiem co robię. - mówi mu.

Pozostaje mu wierzyć, że faktycznie ona wie co robi.

Wierność ponad wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz