Szymon siedział przy kanciapie. Czyścił swój rower wilgotną szmatką. Adriana przyglądała mu się z uwagą. W końcu zebrała się na odwagę.
- Wujku, możemy pogadać? - spytała przegarniając włosy na lewą stronę.
- Jasne - rzekł Szymon biorąc do ręki leżącą w trawie butelkę wody. Napił się. - No, siadaj.
Dziewczynka spoczęła na ławeczce. Szymon usiadł obok niej.
- Słucham cię...
Adriana spuściła głowę, po czym wyciągnęła z kieszeni bluzy plik pieniędzy.
- Skąd to masz? - spytał natychmiast. - Ile tego tu jest?
- Trzy tysiące - odpowiedziała.
- Skąd to masz? - powtórzył pytanie.
Dziewczynka wsunęła pieniądze z powrotem do kieszeni.
- Już wyjaśniam - szepnęła. - Wujku, to są pieniądze Bartka... On ukradł je swojemu ojcu...
- Ada...
- Wujku, wysłuchaj mnie do końca... - przerwała mu. - Ojciec Bartka zabiera swojej żonie całą kasę. Zostawia sobie tyle, co na fajki. Dzieciaki nie mają potem, co jeść i Bartek albo Aleks muszą jeździć rowerem do babci po jedzenie...
- Ada, co ty mówisz?
- Wujku, ja mówię prawdę... Bartek ukradł swojemu ojcu te pieniądze i to się chyba wydało... Ale to nie wszystko... Bartek zgubił tą kasę... Ja ją znalazłam, ale nawet nie miałam mu jak o tym powiedzieć...
- Co Bartek chciał zrobić z taką kasą?
- Wujku, nic... Chciał robić zakupy do domu... I mówił, że Aleksowi przydałby się nowy plecak do szkoły.
Szymon zamyślił się przez chwilę.
- Ada, nie chce mi się wierzyć w to, że ojciec Bartka zabierałby swojej żonie pieniądze na opłaty i na jedzenie...
- To cham jest... No, co? Jakbyś nazwał kogoś, kto ma w dupie to, czy jego dzieci mają co jeść czy nie mają?
Szymon wstał z ławeczki. Wprowadził rower do kanciapy.
- Wskakuj do auta. Przejedziemy się do Bartka...
- Ale co chcesz zrobić, wujku? Nie gadaj z jego ojcem, bo to debil.
- Ada, spokojnie. Pogadamy z Bartkiem... To wszystko.
Dziewczynka odetchnęła z ulgą. Pobiegła w stronę auta.
- Mogę prowadzić? - spytała.
- Jasne, że nie - rzekł Szymon z uśmiechem.
Wtem z domu wyszła Daniela. Skrzyżowała ręce.
- A wy dokąd? - spytała.
- Sory, mamuś! - zawołał Marcel zbiegając z tarasu. - Jadę z wami! - krzyknął chwytając w ręce Misia. Wszedł z psem do samochodu.
- Dokąd jedziemy? Na lody? - spytał zmachany.
- Do Bartka - odpowiedziała nastolatka.
- Luśka, za parę minut będziemy z powrotem! - zawołał Szymon przez uchyloną boczną szybę. Kobieta kiwnęła głową, po czym weszła z powrotem do domu.
Marcel położył się na tylnim siedzeniu. Położył psa na swoim brzuchu.
- A może by pan tak zapiął pasy? - odezwał się Szymon.
- Po co? Przecież jedziemy do Bartka? Co nie, Ada? - zwrócił się do kuzynki.
- No - przytaknęła.
Szymon zamknął szybę. Włączył klimę. Wyjechał autem z podwórka.