Łzy Ady

1.5K 37 10
                                    

Szymon wszedł do salonu o ósmej rano. Ada była już na nogach, a na stole znajdowało się przygotowane przez nią śniadanie.
Dziewczynka bardzo się postarała. Zrobiła śliczne kanapki oraz warzywną sałatkę.
- Wujku, czy my możemy pogadać? - spytała siadając do stołu naprzeciw Szymona.
- Aduś, super, że zrobiłaś śniadanie... Ale to nie zmieni mojej decyzji. Wczoraj przecięłaś sobie rękę żyletką. Jaką mam pewność, że jutro nie zrobisz sobie czegoś gorszego? Nie chcę cię mieć na sumieniu...
- Nic sobie nie zrobię... Słowo.
- Nie wierzę ci. Już raz mnie okłamałaś...
Adriana pochyliła głowę na dół.
- Zdejmij te bransoletki, bo na pewno cię urażają... - rzekł Szymon po chwili.
- Nie... Niech sobie będą.
- Nosisz bransoletki, żeby nikt nie widział, że masz blizny na ręce. Po co robisz coś, czego się wstydzisz?
- Nie zrobię tego nigdy więcej.
- Pogadam sobie dzisiaj z twoim ojcem. On wie, że się tniesz?
- Wujku, ja się nie tnę...
Szymon uśmiechnął się. Wziął do ręki kanapkę.
- Śniadanie na piątkę z minusem - rzekł wstając od stołu. - O kawie zapomniałaś...
- Wujku! Siedź! Ja ci zrobię! - krzyknęła biegnąc w stronę czajnika.
Wsypała półtora łyżeczki kawy do kubka zmieniającego kolor pod wpływem temperatury.
Zaparzyła Szymonowi kawę. Podała.
- Wujku, każdy zasługuje na drugą szansę... - szepnęła.
- To prawda... Ty swoją drugą szansę wykorzystałaś wczoraj... Spakowana?
- Nie...
- To się pakuj, bo do Wrocławia mamy czterysta kilometrów...
Dziewczynka wstała od stołu. Usiadła na kanapie. Wybuchnęła płaczem. Szymonowi zrobiło się jej żal. Podszedł do dziewczynki. Przykucnął przy niej. Nie wiedział, co powiedzieć. Uśmiechnął się tylko.
Adriana poczuła, że to jej ostatnia szansa, by nakłonić Szymona do zmiany zdania. Przytuliła się do wujka. Mocno się go uchwyciła.
- Ja przepraszam. Ja tak bardzo przepraszam... Wujku, pozwól mi tu zostać. Proszę... Nie chcę wracać do Wrocławia...
- Już nie płacz. Ada, uspokój się. Spójrz na mnie... Nie wrócisz dziś do domu - rzekł patrząc małolacie w oczy. 
Adriana otarła łzy, jednak po chwili na nowo wybuchnęła płaczem. Jeszcze mocniej wtuliła się w ramiona Szymona.
- Już nie becz...
Dziewczynka odetchnęła z ulgą. Po chwili uśmiechnęła się przez łzy.
- Leć do łazienki umyć buzię... I nie chcę widzieć na twojej ręce żadnych bransoletek. Zrozumiano? - rzekł stanowczo.
- Tak - odpowiedziała podnosząc się z kanapy.
Popędziła wprost do łazienki. Tymczasem Szymon chwycił kubek z kawą. Napił się, po czym wyszedł na taras.

Ojczym od matematyki 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz