Marcel zabrał się za zmywanie naczyń. Wlał do zlewu tyle płynu, że piana spływała po szafkach na podłogę.
- Synek! Kto tak myje?! - krzyknęła Daniela widząc, jak chłopiec rozdeptuje stopami kałużę wody. Pośpiesznie zakręciła kran.
- Mama, weź mi się nie wtrącaj - odezwał się.
- Potop mi robisz w kuchni! - odparła chwytając syna z rękę. Odsunęła go od zlewu. - Sama to zrobię...
- Lusia, niech zmywa. Niech się uczy - odezwał się Szymon. - Jak nauczy się zmywać, jeśli będziesz to robiła za niego, co?
- Zobacz jak on wygląda - odpowiedziała. - Bluzka mokra, spodenki mokre!
- Gorąco jest. Przebiegnie się dwa razy wokół domu i będzie suchy. Prawda, Marcel?
Chłopiec skinął głową. Ponownie zbliżył się do zlewu.
- Nie słyszysz co do ciebie mówię? - odezwała się Daniela. - Masz iść do łazienki się przebrać. Nie będziesz mi po domu chodził w mokrych ciuchach.
Marcel kiwnął głową, po czym pobiegł na poddasze po czyste ciuchy. Po chwili przebrany wszedł do salonu.
- Tata, co robisz? - odezwał się do Szymona.
Mężczyzna uśmiechnął się do chłopca. Zamknął drzwiczki od komody.
- Szukam tych kluczyków... Nigdzie nie mogę ich znaleźć...
- Nie masz zapasowego klucza? - odezwała się Daniela.
- Mam. Jasne, że mam. Ale ten kluczyk musi się znaleźć. Przecież gdzieś musi być. Prawda, Marcel?
- Prawda - odparł chłopiec odruchowo kierując rękę do kieszeni spodenek.
Szymon spostrzegł ten gest. Zastanowił się przez moment, po czym ruszył w stronę łazienki. Marcel go wyprzedził. Chwycił leżące na automacie mokre spodenki, po czym wyrzucił je przez okno. Po chwili do toalety wszedł Szymon.
- Nie wchodzi się, jak jest zajęte... - odezwał się chłopiec.
- To prawda - odparł mężczyzna zaglądając do pralki. - Gdzie są twoje spodenki? - spytał po chwili.
- Jakie? Na sobie mam, a co? - rzekł chłopiec udając, że nie wie, o czym mówi jego ojciec.
- Pytam o te mokre spodenki. Gdzie one są? Odpowiedz.
- Nie wiem o czym mówisz - szepnął chłopiec.
- Wobec tego powiem inaczej - powiedział Szymon. - Masz pięć sekund, żeby oddać mi moje kluczyki od auta. Raz, dwa, trzy...
Chłopiec wdrapał się na automat. Otworzył okno na oścież. Chciał wyskoczyć, ale Szymon chwycił go za ramię.
- Co ty wyprawiasz? - spytał przerywając odliczanie.
- Szukam klucza... Może jest na trawie... Zobaczę, okej?
- Od kiedy to z domu wychodzi się przez okno, co? - odparł mężczyzna prowadząc syna w stronę frontowych drzwi. - Przynieś te kluczyki i przestań mi się popisywać - dodał kiwając głową.
- Bo ja nie chciałem, żebyś jechał do pana Janka - westchnął malec otwierając drzwi na dwór.
Nie mówiąc nic więcej chłopiec wyszedł z domu. Po chwili był już z powrotem. W jednej ręce trzymał swoje spodenki a w drugiej kluczyki od auta ojca.
- Piątaka poproszę - rzekł podając kluczyki Szymonowi do ręki.
Mężczyzna uśmiechnął się. Klepnął się dłonią w kolano.
- Przekładaj się. Zaraz ci wlepię piątaka - rzekł niby na serio.
Chłopiec zarumienił się.
- Dobra, to nie... - westchnął omijając Szymona dużym łukiem. - Idę na dwór. Mogę?
- Możesz.
- Ale nie chodź za daleko - odezwała się Daniela.
Malec uśmiechnął się, po czym wyszedł na zewnątrz. Nie było go w domu maksymalnie trzy minuty.
- Tato! - zawołał wbiegając do salonu. - Jakieś dziewczyny przyjechały do ciebie rowerami! - zawołał.
Szymon uśmiechnął się. Sądził, że chłopiec żartuje. Daniela podeszła do okna. Ujrzała dwie nastolatki oparte o miejskie rowery.
- Skarbie, on mówi serio - odezwała się. - Wyjdź, zobacz, co to za dziewczyny...
Mężczyzna podniósł się z kanapy.
- Nie dadzą człowiekowi odpocząć - rzekł zbliżając się do drzwi. Wyszedł na taras.
Marcel podszedł do mamy. Objął ją w pasie.
- Ale wpadłem z tymi kluczykami - szepnął. - Mama, niech tata nie jedzie do pana Janka. Potem będzie, że jestem kapusiem...
Daniela przytuliła syna. Ucałowała go w czoło.
- Mama, no... Powiedz, że zabronisz tacie tam jechać... Okej?
Matka chłopca zamyśliła się przez chwilę.
- A co by było, gdybym nie poszła nad to jezioro? - spytała. - Wciąż byś tam biedaku leżał... Powiem tak... Jeśli tata nie pojedzie do pana Janka, to ja sama się tam przejadę.
- Mamo!
- Koniec. Kropka. Nie ma dyskusji! Chłopiec naburmuszył się.
- Bez takich min! - krzyknęła krzyżując ręce.
Marcel nic nie odpowiedział. Zdenerwował się. Pobiegł na górę do swojego pokoju. Daniela usłyszała trzaśnięcie drzwiami. Pośpieszyła na górę za chłopcem.
- Co ma znaczyć takie trzaskanie drzwiami?! - krzyknęła.
Chłopiec leżał na łóżku.
- Przepraszam - rzekł. - Chcę być sam.
Daniela wzięła głęboki oddech. Postawa chłopca pozytywnie ją zaskoczyła.
- Przepraszasz? - spytała z niedowierzaniem.
- Tak... Przepraszam - powtórzył.
- Aha, okej... - odparła oniemiała. - To ja cię zostawiam.
Chłopiec przykrył sobie głowę poduszką. Gdy tylko matka wyszła z jego pokoju, rzucił poduchę na podłogę, po czym wsunął sobie jaśka pod głowę.
- Jedno głupie "przepraszam" załatwia wszystko - westchnął sam do siebie. - Przynajmniej w wypadku mamy... - dodał spoglądając na wiszącą na ścianie dyscyplinę. - Szkoda, że nie w wypadku taty...