Marcel, Nikodem i Kubuś siedzieli na rozłożonym na trawie kocu. Pod metalową skrzynką siedział Pysiulek. Był ich więźniem.
- Albo zaczniesz sypać, albo czeka cię okrutna śmierć - rzekł Marcel wpatrując się w kociaka. - Nazwiska!
- Ja naprawdę nic nie pamiętam, miau... - rzekł Nikodem podkładając głos pod kota.
- To zaraz sobie przypomnisz - odparł Marcel biorąc do ręki przygotowane wcześniej wiaderko z wodą.
- Mam nadzieję, że umiesz pływać - rzekł z uśmiechem na ustach.
- Chcesz to na niego wylać? Zgłupiałeś? - odezwał się Nikodem.
- Niko, przecież nic mu nie będzie!
- Puknij się w głowę, Marcel!
- Ciebie mogę puknąć.
Andrzej podniósł się z hamaku. Poszedł do chłopaków.
- O co chodzi? - spytał.
- Bo Marcel chce utopić kotka w wiadrze z wodą - odezwał się Kuba.
- Wcale nie! - odparł Marcel. - Ale wymyślił!
- Wymyślił? To po co ci to wiadro z wodą, co? - rzekł Andrzej przyglądając się chłopcu.
- No, tak... Chciałem go tylko pokropić trochę...
- Ta, jasne - odezwał się Nikodem.
- Zamknij się, czubie - westchnął Marcel trącając brata łokciem.
- Chłopaki, jak zobaczę, że kotu dzieje się krzywda, wyciągnę z tego konsekwencje.
- Że co? - spytał Marcel marszcząc brwi. Nie rozumiał, co Andrzej chce przez to powiedzieć.
- To, co słyszysz. Wylej tę wodę na trawę. Ale już!
Marcel naburmuszył się. Kopnął wiaderko nogą, wylewając z niego wodę.
- Coś jeszcze? - spytał ze złością.
- Tak. Jeśli zobaczę, że kotu dzieje się krzywda, inaczej będziemy rozmawiać. Pilnuj się, Marcel.
Chłopiec westchnął.
Wtem na podwórko Jasińskich wjechał znajomy wszystkim jeep. Janek wyskoczył z auta. Szybkim krokiem podszedł do Andrzeja. Mężczyźni podali sobie ręce.
- Nie ma u ciebie Bartka? - spytał. - Cholery można dostać z tym dzieciakiem! Wciąż gdzieś znika.
- Nie ma go... Był z samego rana. Ada gdzieś z nim poszła.
- Zadzwoń do niej. Powiedz jej, że za pięć minut chcę widzieć Bartka w domu.
Andrzej sięgnął po telefon. Adriana odebrała połączenie już po pierwszym sygnale. Mężczyzna przekazał córce wiadomość od Janka.
- I? - odezwał się Młynarczyk.
- Powiedziała, że Bartek już idzie do domu... Coś się stało?
- A stało się. Wczoraj wrócił do domu po dwunastej w nocy. Wstaję rano, o piątej. Jego już nie ma! Dobra, jadę...
- Janek, czekaj... Przypadkiem dowiedziałem się wczoraj o planach Bartosza.
- O jakich znów planach? - zainteresował się Janek.
- No, słyszałem, jak Bartek mówił do Ady, że zamiast iść do szkoły, będzie pracował u ciebie...
- Co za brednie! - odparł Janek. - Przecież to dzieciak. Musi się uczyć.
- Ponoć obiecałeś mu, że jak skończy szkołę to go zatrudnisz...
- Tak! Jak skończy technikum, a nie podstawówkę!
- Z tego, co się orientuję, on nie złożył podania do żadnej szkoły...
- Jak nie? Nie no, ręce opadają... Dzięki, że mi to mówisz.
- Szkoda by było, gdyby chłopak zakończył swoją edukację na ósmej klasie szkoły podstawowej.
- Nie ma takiej opcji. Pogadam z nim dzisiaj.
- Tatuś, bo Marcel włożył kotka do wiaderka z wodą! - krzyknął Kubuś wybuchając płaczem.
- Gorąco jest. Chciałem go trochę ochłodzić! - odparł Marcel.
Andrzej podszedł do chłopca.
- To ja już będę jechał. Na razie! - odezwał się Janek.
- Na razie... Marcel, co ja ci mówiłem?! - krzyknął Andrzej wpatrując się w roześmianą twarz chłopca.
- Chciałem go tylko trochę ochłodzić...
- Włożył Pysia do wody... Nawet głowę mu zamoczył... - rzekł zbulwersowany Nikodem.
- Chodź. Będziesz miał karę.
Marcel uśmiechnął się.
- Ciekawe jaką - rzekł.
Andrzej chwycił chłopca za przedramię, przyprowadził go pod drzewo, do którego był zawieszony hamak.
- Będziesz tu stał i to na baczność - rzekł Andrzej bezkompromisowo.
- Wujku, bez przesady - odezwał się chłopiec.
- Nie dyskutuj ze mną. Będziesz tak stał aż do powrotu mamy...
- Głupia kara - burknął Marcel.
- Jakbyś był moim synem, inaczej bym cię teraz ukarał... Ciesz się, że jest jak jest.
Marcel westchnął. Bez słowa patrzył na to, jak jego wujek kładzie się wygodnie na hamaku.
- No, takie wakacje to mi się podobają - rzekł.
- A mi nie - szepnął Marcel opierając się plecami o drzewo.